Kasia Bulicz-Kasprzak „Dom na skraju”, Prószyński i S-ka
2015, ISBN 978-83-7961-177-5, stron 416
I żyli długo i szczęśliwie. Marta, wychodząc za Olgierda,
wierzyła, że taki scenariusz jest pisany właśnie im. Tylko że w bajkach nie
napisali – a przynajmniej Marta takiej nie zna – co zrobić, gdy między to długo
i szczęśliwie wkrada się szara rzeczywistość i przestaje być pięknie. Cóż,
trzeba pogodzić się z porażką, co proste nie będzie, ale na pewno łatwiej
będzie jej odetchnąć, gdy opuści pełen wspomnień Wrocław i wróci do rodzinnego
Rubinia, na ulicę Różaną. Tam, jak co roku, zaczynają się przygotowania do
konkursu na najpiękniejszy ogród. Leokadia, chcąc ratować związek ukochanego
wnuka, wciąga Martę do pomocy w ogrodzie. W szranki ma zamiar stanąć także Karolina,
która nie do końca ogarnia swoją domową codzienność, ale jeszcze wszystkim
pokaże, na co ją stać. Ogrodnictwo nowym hobby chce uczynić również Agata, nowo
przybyła do miasteczka. I tylko otoczenie domu Wandy marnieje w oczach, ale
zanosi się na jej powrót, a to może okazać się katalizatorem do tego, by
skrywane tajemnice i sekretne uczucia wyszły wreszcie na jaw...
Niniejszym zdradziłam, że „Dom na skraju” jest pierwszym
tomem serii „Po sąsiedzku”, który zapowiada nową jakość w twórczości Kasi, choć
oczywiście to nadal jest styl, który ubóstwiam: pełen wdzięku, lekkości i
poczucia humoru, a który jest znakiem rozpoznawczym autorki. Ale „Domem na skraju”
pisarka jeszcze szerzej rozpostarła skrzydła, pokazując, że nie tylko nowych
pomysłów jej nie brakuje, że jest bystrą obserwatorką świata, ale także to, że
stale pracuje nad tym, by czytelnik odkładał jej książki z myślą: ależ to było
dobre! Takie doświadczenie stało się moim udziałem, a dodatkowo, gdy
przewróciłam ostatnią stronę, musiałam ochłonąć, gdyż na około dwadzieścia
stron przed końcem zaczęłam poddawać się napięciu, co będzie dalej, z czym
autorka nas zostawi. No i „wykombinowała”... Zamieszała, trochę wyjaśniła,
jeszcze więcej skomplikowała, a ty teraz, człowieku, zastanawiaj się, jak
potoczą się losy bohaterów...
W niniejszej powieści pisarka pokazała, że nie straszna jej
duża liczba postaci, bo każdą potrafi obdarować wyrazistym charakterem,
wyposażyć ją w coś, co zapadnie w pamięć, osobowość, która wzbudzi sympatię lub
wręcz przeciwnie, chęć natychmiastowej ucieczki, gdyby spotkało się – i poznało
bliżej – taką osobę w rzeczywistości (we mnie takie uczucia stopniowo
wywoływała Janina, matka Marty). Ale tacy właśnie są wszyscy mieszkańcy Różanej
– życiowi i tak naturalni, że mogliby być naszymi sąsiadami. Ich problemy
mogłyby być naszymi problemami, a to, co ich spotyka, jest nam pewnie dobrze
znane. Na Różanej w Rubiniu, jak w życiu, rozkwitają miłości, rodzą się
przyjaźnie; niektórzy plotkują, inni knują, by zaszkodzić drugim, a tak
naprawdę każdy chce być zwyczajnie szczęśliwy.
W fabułę „Domu...” Bulicz-Kasprzak wpisała jedną ze swoich
pasji, a obok biegania i czytania jest nią także ogrodnictwo. A wiecie, jak to
jest - jeśli ktoś oddaje się czemuś z pasją, to po prostu da się to wyczuć.
Kasia miłość do natury, do tego, co można stworzyć własną ręką, oddała w
powieści całą sobą. A zrobiła to tak, że nawet ja – twierdząca, że nie ma ręki do
kwiatów posiadaczka słownie jednego domowego kwiatka, w małym ogródku mająca
tylko trawę i tuje, podziwiająca kolorowe ogrody innych – zapragnęła czegoś
więcej. A to chyba najlepiej świadczy o talencie pisarki.
„Domem na skraju” Kasia Bulicz-Kasprzak oczarowała mnie i
podbiła moje serce do reszty, a byłam przecież przekonana, że nastąpiło to już
dawno, po lekturze pierwszej jej powieści. Obdarowała mnie historią ciepłą,
życiową, mądrą, w którą włożyła wiele uczucia i pracy. Udowodniła tym samym, że
jej pisarska droga absolutnie nie jest przypadkiem, choć to też wiedziałam już
wcześniej. Serdecznie zachęcam, byście zajrzeli do świata mieszkańców ulicy
Różanej – gwarantuję, że po przeczytaniu „Domu...” razem ze mną będziecie
czekać na „Szlachetne pobudki”, drugi tom tej wspaniałej, sąsiedzkiej
sagi.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce oraz
Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Po przeczytaniu twojej recenzji trochę żałuję, że gdy miałam możliwość poznania tej książki, to z niej zrezygnowałam. Ale myślę, że jeszcze nic straconego. W każdym razie postaram się nabyć tę niezwykłą powieść.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz mieć drugą szansę, to skorzystaj bez wahania:)
UsuńKurrrczę żałuję że jej nie kupiłam...
OdpowiedzUsuńŻałuj, Kasiek, żałuj;)
UsuńZ ogromną chęcią bym przeczytała :) bardzo lubię takie historie ;)
OdpowiedzUsuńJa też, dlatego tak się cieszę, że tę historię mogłam poznać:)
UsuńOkładka jest piękna, więc już duży plus ;) Ponadto- no cóż, zachęciłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńA drugiej części będziesz jeszcze ładniejsza:)
UsuńTo super, teraz nic, tylko czytać:)
Właśnie dzisiaj odebrałam książką z poczty. Ale jestem szczęśliwa! Czuję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie, nie ma w ogóle takiej opcji;)
UsuńZazdroszczę ci, że masz już tą lekturę za sobą.
OdpowiedzUsuńSpójrz na to z drugiej strony, Ty masz cały czas doskonałą książkę przed sobą:)
UsuńPodpisuję się pod każdym twoim zdaniem. Wiesz czym ja byłam oczarowana oprócz rzeczy oczywistych w przypadku twórczości Kasi? Tym jak połączyła w spójną całość życie z ogrodnictwem, to było coś.
OdpowiedzUsuńTo prawda:) Ale to też świadczy o tym, że Kasia pisze genialnie:)
UsuńJuż sama okładka woła by książkę przeczytać, a dzięki Twojej opinii chcę ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńI na pewno nie pożałujesz:)
Usuń