Zygmunt Miłoszewski „Gniew”, W.A.B. 2014, ISBN
978-83-280-0935-6, stron 408
W grudniu 2012 r. Polska podpisała Konwencję Rady Europy o
zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Jednak we
wrześniu 2014 r. Sejm Konwencji nie ratyfikował, ponieważ posłowie ugrupowań
prawicowych uznali, że godzi ona w tradycję i religię chrześcijańską. Konwencja
nie podoba się także Episkopatowi, bo według niego „redefiniuje pojęcia płci,
małżeństwa i rodziny oraz wprowadza ideologię gender”. Tymczasem co roku
„przemocy fizycznej lub seksualnej doświadcza od siedmiuset tysięcy do miliona
Polek”, a sprawcą przemocy jest najczęściej osoba bliska. Siedemset tysięcy
do miliona codziennych kobiecych dramatów, wszechogarniającego strachu,
paraliżującego lęku.
Według innych badań, codziennie w Europie na skutek
przemocy umiera siedem kobiet. Te, które wcześniej zdążą się udać na
policję i spróbują szukać pomocy, najczęściej usłyszą pytanie, co takiego
zrobiły, że mąż się do tego stopnia zdenerwował, czym go tak sprowokowały. I
co? I nic. Nieważne, że w tej konwencji znajdują się konkretne rozwiązania,
mające chronić kobiety; ważniejsze okazuje się nagle to, że mowa tam o
dyskryminacji, nierówności i tym pachnącym dla niektórych ogniem piekielnym
gender, które tak bardzo zagraża polskiej tradycji. A to, że polską tradycją
jest chłop lejący kobietę, co by się baba nauczyła moresu i wiedziała, gdzie
jej miejsce, to nieistotne. I słusznie zauważono w jednym z artykułów, że
domowi kaci to także elektorat wyborczy, a tego nie wolno drażnić przed
wyborami jakąś tam wydumaną konwencją. I słusznie zwrócono uwagę, że domowi
kaci to nie tylko patologia, bo ta patologia coraz częściej ma miejsce w
szanowanych, cenionych rodzinach, tworzonych przez ludzi pełniących zawody - teoretycznie
- zaufania społecznego. Gdy poczytałam o dyskusji na posiedzeniu Sejmu,
najtrudniej było mi uwierzyć, że najgłośniej przeciwko konwencji wypowiadały
się posłanki, kobiety. Czy one naprawdę mają sto procent pewności, że je
przemoc nigdy nie dotknie? To gratuluję życia w ułudzie świata idealnego – ten
realny nie ma z nią nic wspólnego. Jestem wierząca, ale patrząc na stanowisko
Kościoła w tym wszystkim, na coraz „mądrzejsze” wypowiedzi jego hierarchów, np.
na temat pedofilii wśród duchownych, na ich próby zmonopolizowania kwestii
obyczajowo-moralno-społecznych, to coraz mocniej skłaniam się ku stwierdzeniu,
że jego rola powinna zostać ograniczona. A rządzący, którzy w tym przypadku tak
bardzo powołują się na Konstytucję, twierdząc, że zapewnia ona wystarczającą
ochronę obywatelom, a zwłaszcza obywatelkom, zapominają o tych jej artykułach:
„Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach
przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę
ich wyrażania w życiu publicznym” oraz „Stosunki między państwem a kościołami
(...) są kształtowane na zasadach (...) współdziałania dla dobra człowieka i
dobra wspólnego”. Cóż, widać dla niektórych polityków i przedstawicieli
Kościoła katolickiego kobieta nie jest człowiekiem, którego dobro jest ważne.*
Ten długi wstęp sprowokowany został powieścią kryminalną
autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego. „Gniew” dotyczy problemu przemocy wobec
kobiet, sprawy, która niezmiennie podnosi mi ciśnienie. Nigdy nie pojmę, jakim
prawem mężczyzna (bo to w przeważającej większości oni są sprawcami) podnosi
rękę na kobietę, i obcą, i sobie bliską. Nigdy nie zrozumiem usprawiedliwiania
takich zachowań. Nigdy. Przemoc to zło. Koniec, kropka. Tymczasem „prokuratorzy
i policjanci nie lubią przemocy domowej. Panujący w czterech ścianach domowych
terror określają pogardliwie mianem „rękówek” albo „znęt”. Nie lubią, gdy w
sądzie jest słowo przeciwko słowu. Nie lubią ofiar z dnia na dzień odwołujących
zeznania. Prokurator Teodor Szacki nie różni się od reszty swoich kolegów”
(okładka).
Szacki pracuje teraz w Olsztynie. A tutaj dzień w dzień ta
pieprzona, marznąca mżawka. I zimno przejmujące do szpiku kości. Tak, co jak
co, ale prokurator Szacki nie darzy miłością jesieni. Kocha za to swoją córkę,
szesnastoletnią Helenę, która teraz z nim mieszka, i konkubinę, jeśli trzymać
się oficjalnego słownictwa, Żenię. Nie do końca rozumie zachowanie swoich
kobiet, między którymi panuje pełna zgoda, gdy go nie ma, a gdy się pojawia,
natychmiast wykopują topór wojenny. Czasem lepiej więc zniknąć i posiedzieć
dłużej w pracy, zwłaszcza że daleko do niej nie ma, jej budynek widzi ze swoich
okien. Szackiemu marzyłaby się jakaś większa sprawa, a tu znowu Niemiec „do
odfajkowania”. W zniszczonym bunkrze koło szpitala znaleziono kompletny, ludzki
szkielet. Prokurator wypisuje papiery, dzięki którym kości mają trafić na
uczelnię medyczną. Zwyczajowa procedura, o czym Szacki nie ma jeszcze pojęcia,
okaże się właśnie taką większą sprawą. Tylko chyba nie o takim jej przebiegu
myślał...
„Gniew” to ostatnia część trylogii kryminalnej z Teodorem
Szackim jako głównym bohaterem. Z jednej strony szkoda; po wcześniejszym
„Uwikłaniu” i „Ziarnie prawdy” można się do niego przywiązać, do jego sztywnej
i zasadniczej postawy, do upodobania do eleganckich garniturów, stanowiących
jego zbroję, dzięki którym całym sobą „wyglądał jak ostoja mocy i trwałości
Rzeczypospolitej” (str. 27). Z drugiej jednak, można na to spojrzeć inaczej:
może to i dobrze, może lepiej zakończyć w takim dobrym momencie – kiedy
Miłoszewski zyskał nie tylko tytuł bestsellerowego autora, ale także
międzynarodowe uznanie – niż przedobrzyć i pójść o jedną powieść za daleko.
Cykle książek z wiodącą postacią, nawet te, które mi się podobają, zawsze rodzą
niewielką, ale jednak, obawę, że pomysł na nią się wyczerpie i kolejne jej
perypetie staną się już tylko nużące.
„Gniew” zaczyna się niezwykle mocnym akcentem, po którym już
zwyczajnie nie da się oderwać od działań Teodora Szackiego. Celowo jednak nie
napiszę, o co chodzi, tak samo jak celowo napisałam krótko o fabule, żeby
wzbudzić ciekawość i zachęcić do sięgnięcia po tę lekturę. A jest tego warta,
twierdzę z całą mocą. Teraz powinny nastąpić same westchnienia zachwytu. Że
świetny pomysł; że genialna realizacja; że wybitne stopniowanie napięcia; że
rozwiązania trudno się domyśleć, a przynajmniej dla mnie było ono zaskoczeniem.
Ale tak naprawdę, to słowa te nie oddają w pełni tego, jak wielkie wrażenia
wywiera powieść Miłoszewskiego. Dla mnie to po prostu literacki majstersztyk,
na który składa się ważny społecznie temat, podany w porywająco przyjemnej
formie, z elementami czarnego humoru i nutami sarkazmu. Nie mam prawa żądać
niczego ponad to, ba, dostałam i tak więcej, niż się spodziewałam.
Gniew. Słowo-klucz, wytrych do naszych przemyśleń nad
mechanizmem przemocy. Co sprawia, że zwyczajny człowiek, przeciętny, z życiem
jak miliony innych ludzi, nagle przekracza granicę i staje się zbrodniarzem?
Gdzie ona biegnie? Czy dotyczy tylko tych, którzy sami doświadczyli złego
traktowania i owa trauma w końcu w nich zwycięża? Bo przecież chyba nikt nie
rodzi się z gruntu zły? Czy skłonność do przemocy może być swego rodzaju
dziedzictwem? Dziedzictwem zła uaktywniającym się pod wpływem chwili? Ot, jeden
pstryk, sekunda niezauważalna dla świata i nagle z porządnego człowieka stajesz
się katem?
„Współczesny kryminał to więcej niż opowieść o trupie. Kim
jesteśmy jako społeczeństwo, w co wierzymy, o czym marzymy, co nas boli i z
czym nie możemy sobie poradzić – to największe zagadki do wyjaśnienia we
współczesnej powieści kryminalnej” – tak polski pisarz wypowiedział się dla
„The New York Timesa”. W „Gniewie” już to wyraźnie widać – owszem, mamy
zbrodnię, i to drastyczną w wykonaniu, ale ważniejsze, że jest ona wynikiem
czegoś, co trawi całą społeczność, co jest jej palącym problemem. Można by
powiedzieć, że chodzi o system, że to on jest wszystkiemu winien, ale ja się z
takim poglądem nie zgadzam, bo za systemem zawsze stoją ludzie. I nawet jeśli
są wytyczne sytemu, przepisy i procedury, to powinno iść z nimi w parze bycie
człowiekiem. A ileż to razy jest już na to za późno? Dwa okrutne w wymowie
słowa: za późno... Ile tragedii wydarzyło się właśnie dlatego, że ktoś
zareagował za późno? Także my sami, np. jako sąsiedzi, nie chcący czegoś
widzieć?
Ostatnio Miłoszewski ogłosił, że kończy z kryminałem. Cóż,
jeśli mam być szczera, to nie martwi mnie to zbytnio. Ja po prostu wiem, i jest
to pewność granitowa, że jest on na tyle wytrawnym pisarzem, że poradzi sobie w
każdym gatunku, jaki wybierze. „Gniewem” postawił dobitną kropkę nad i - swoim
talentem, dając jednocześnie znakomity sygnał, że potrafi napisać także powieść
zaangażowaną społecznie. Nowej odsłony jego kunsztu pisarskiego wyglądam zatem
z niecierpliwością i czekam, czym Zygmunt Miłoszewski mnie zaskoczy.
Wyzwanie: "Polacy nie gęsi".
* Pisząc wstęp, opierałam się na artykułach znalezionych w
Internecie, najczęściej w serwisach informacyjnych, oraz na Konstytucji
RP.
Kończy z kryminałem? Ciekawe czym nowym się zajmie?
OdpowiedzUsuńWynikałoby chyba, że coś związanego z kwestiami społecznymi.
UsuńNa krakowskich targach książki powiedział, że zacznie pisać romanse ;)
UsuńHm, nie wątpię, że i z tym dałby radę;)
UsuńGniew dostałam w weekend w prezencie. Mam całą trylogię z Szackim. Tylko teraz muszę znaleźć czas na lekturę.
OdpowiedzUsuńAneta, znajdź koniecznie, gwarantuję Ci, że się nie zawiedziesz:)
UsuńMam w planach całą trylogię. Jednak nie wiem, kiedy znajdę na nią czas. Muszę poznać w końcu pióro tego autora.
OdpowiedzUsuńTak po cichu to bym Ci powiedziała, żebyś rzucała wszystko inne i znalazła czas dla Miłoszewskiego;)
UsuńSerię mam zacząć już niebawem, ale teraz wiem, że muszę przeczytać ją całą. Nie ma wymówek :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, nie ma:)
UsuńNie znam twórczości tego autora, ale mam na półce ''Uwikłanie'' w filmowej okładce, bo akurat przypadkiem udało mi się zdobyć. Więc najpierw zabiorę się za tę książkę, a potem ewentualnie pomyślę o powyższej pozycji.
OdpowiedzUsuńI zaczniesz od początku, super:)
UsuńPrzemoc to zło. Zgadzam się. Książkę widziałam ostatnio w księgarni, ale lepiej chyba zacząć od pierwszej części :)
OdpowiedzUsuńPrawda, zwłaszcza że będziesz mogła zobaczyć, jak się autor rozwinął pod względem pisarskim;)
UsuńPrzytoczone przez Ciebie statystyki są przerażające...
OdpowiedzUsuńA co do autora, to jak pierwszy raz usłyszałam, że kończy z kryminałem, to wpadłam w coś na kształt czarnej rozpaczy, ale teraz tak sobie myślę (choć "Gniewu" jeszcze nie czytałam), że po prostu zamiast świetnych kryminałów, będziemy mieć świetne książki innego gatunku. Czy to źle? Niekoniecznie. :)
A najgorsze, że niewiele się pod tym względem zmienia. I nie wspomniałam też o morderstwach "honorowych"...
UsuńZgadza się, będziemy mieć świetne książki, po prostu, niezależnie od gatunku:)
Najpierw muszę przeczytać drugą część ;)
OdpowiedzUsuńSłusznie, ja też lubię czytać po kolei:)
Usuń