Dariusz Kortko, Judyta Watoła „Religa. Biografia
najsłynniejszego polskiego kardiochirurga”, Agora 2014, ISBN 978-83-268-1354-2,
stron 320
W zeszły poniedziałek wybraliśmy się z mężem do kina. Nie
bywamy tam, niestety, zbyt często, ale takiej kolejki w miejscowym domu kultury
to jeszcze nie widziałam. Zakładam, że spora część odeszła z kwitkiem, bo
zwyczajnie zabrakło miejsc. Ten tłum przyciągnął film „Bogowie” w reżyserii
Łukasza Palkowskiego. Przypuszczam, że duże znaczenie miały tu medialne
przekazy, które twierdziły, że wreszcie doczekaliśmy dobrego polskiego filmu.
Na kinie się nie znam, nie umiem napisać dłuższej recenzji filmu, ale w tym
wypadku moja opinia pokrywa się z pochwałami innych.
Według mnie to
rzeczywiście kawał dobrego kina. I przede wszystkim jest to ogromna zasługa
Tomasza Kota w roli profesora Zbigniewa Religi, bo nie umniejszając roli
pozostałych aktorów, to jednak jest jego film. Mój mąż zaraz by powiedział, że
nie mogę się nie zachwycać, skoro mam do Kota słabość, ale słabość słabością, a
rola zagrana genialnie. Nie wiem, jak on to zrobił, że aż tak upodobnił się do
„oryginału”. Chód, gestykulacja, a zwłaszcza mimika – on naprawdę wyglądał jak
najsłynniejszy polski kardiochirurg. Zachęcona kinowym obrazem, chciałam
dowiedzieć się czegoś więcej o tym lekarzu. Stąd wybór niniejszej lektury.
„Religa” autorstwa Dariusza Kortko i Judyty Watoły nie ma
układu treści charakterystycznego dla typowej biografii, czyli urodził się
wtedy i wtedy, do szkoły chodził tu i tu, itd. Treść podzielona jest na,
nazwijmy to, role, jakie pełnił w swoim życiu Zbigniew Religa. Na początek
autorzy przedstawiają drogę prowadzącą do pierwszego przeszczepu serca, do
tego, że stał się on może nie tyle rutynowym zabiegiem, co operacją, która nie
wywołuje już takiej ekscytacji, jak to miało miejsce w latach sześćdziesiątych
XX wieku. Pierwszego przeszczepu na świecie dokonano w 1967 r. Religa po
szkoleniach w Stanach Zjednoczonych wiedział, że chce to robić w Polsce, ale
przyszło mu czekać do lat osiemdziesiątych. Wtedy to trafił na Śląsk, do
Zabrza, gdzie został szefem Kliniki Kardiochirurgii. Stworzył młody, prężnie
działający zespół. Wiedział, czego chce od nich, a czego wymagać od siebie i
konsekwentnie – choć łatwo nie było – doprowadził do pierwszej takiej operacji
w Polsce, w listopadzie 1985 r.
Zarzucano mu, że eksperymentuje na ludziach. Że jak śmie
dotykać serca, które jest przecież siedliskiem duszy. Procedury pobierania
organów i stwierdzania śmierci pnia mózgu dopiero tworzono. Religa robił swoje
i ratował pacjentom życie. Ale śmierć każdego swojego pacjenta odchorowywał i
się z nią nie godził; pił wtedy na umór. Palił przy tym jak smok, klął jak
szewc, a ilość kawy w szklance równała się ilości wody. Gdy czuł, że w
przeszczepach zrobił swoje, poszedł dalej – zaczął prace nad sztucznym sercem.
Po co to robił? Sławy się doczekał, pieniędzy już
niekoniecznie, choć nie one były jego głównym celem. Był wizjonerem, a jego
misją była służba pacjentowi, czy szerzej: drugiemu człowiekowi. Taki obraz
Religi wyłania się zarówno z książki, jak i z filmu. Kto wie, jak wyglądałaby
dziś polska kardiochirurgia, gdyby nie on. Bo nie wolno przecież zapominać, że
nie działał sam. Dopuszczał do operacji młodych lekarzy, umożliwiał im awanse,
wykształcił całe grono znakomitych kardiochirurgów, którzy także szkolą
następnych. Ta dziedzina polskiej służby zdrowia, dzięki profesorowi
Zbigniewowi Relidze, nie musi mieć kompleksów wobec świata.
Trudno pisać o tej książce, by nie sprowadzić się do
streszczania poszczególnych rozdziałów. Nie mnie oceniać samo życie profesora,
ale spotkałam się już z opiniami, że zaszkodził sobie swoim wejściem do
polityki. Z tego, co napisali Kortko i
Watoła, można jednak wywnioskować, że tam, w ministerstwie zdrowia, też chciał
dobrze, ale mierzył ten świat swoją miarą, a „wielka” polityka nie na tym
polegała. Jakkolwiek by było, myślę, że jego zasługi znacznie przewyższają
jakieś ewentualne błędne decyzje. Lektura „Religi” bardzo przypadła mi do
gustu, dużo się tu dzieje, tak jak dużo się działo w życiu jej bohatera.
Czytałam z prawdziwym zainteresowaniem. Oczywiście niemałe znaczenie ma fakt,
że najpierw obejrzałam film, ale nawet bez tego książkę oceniłabym pozytywnie,
a te dwa środki wyrazu – obraz kinowy i literacki – znakomicie się uzupełniają.
I obydwa polecam.
Wyzwania: „Nie tylko literatura piękna...”, „Polacy nie
gęsi”.
Może i faktycznie profesor Religa chciał dobrze, niemniej uważam, że swoim wejściem do polityki, zaszkodził swojemu wizerunkowi. Ale nie mnie oceniać czyjeś postępowanie. Ja osobiście cenię tego człowieka, bo dla medycyny zrobił bardzo wiele. A książkę chętnie przeczytam. W planach mam również film.
OdpowiedzUsuńŻycia mu to pewnie trochę odebrało, ale cóż, jego decyzja. Szkoda tylko, że był za mały, żeby przeforsować swoje pomysły.
UsuńPo obejrzeniu filmu ,,Bogowie" na książkę mam prawdziwą chęć, jest na mojej grudniowej wishliście :)
OdpowiedzUsuńA widzisz, czyli u Ciebie też film wywołał takie chęci, jak u mnie:)
UsuńJak zwykle z opóźnieniem paromiesięcznym dopiero zabieram się za książkę :)
UsuńNajważniejsze, że w ogóle:)
UsuńNa pewno dużo dobrego zrobił, ale jego przygoda z polityką nie skończyła się za dobrze. Polecę tę publikację mojemu tacie.
OdpowiedzUsuńMoże był zbyt wielkim idealistą i wierzył, że ma szanse coś zmienić?
UsuńNo ja na film się muszę koniecznie w najbliższym czasie natknąć, a i nad książką się zastanowię...
OdpowiedzUsuńPo filmie możliwe, że i książkę uznasz za konieczność;)
UsuńO filmie słyszałam dużo dobrego i mam go w planach, bo strasznie mnie zaciekawił. Kto wie, może po obejrzeniu filmu i mnie natchnie na książkę. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jest to wielce prawdopodobne;)
UsuńOd jakiegoś czasu mam ochotę przeczytać tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńSądzę, że się nie zawiedziesz:)
Usuń