Katarzyna Misiołek „Niekochana”, Muza 2014, ISBN
978-83-7758-879-6, stron 352
I żyli długo i szczęśliwie... Na taką bajkę liczyła
Agnieszka, wychodząc za Igora. Młodzi, piękni, z perspektywą zamożności –
czegóż chcieć więcej? I początkowo było bajkowo; to nawet nie było zgodne
małżeństwo – to była czysta sielanka, której można było tylko zazdrościć. Ale w
pewnym momencie coś się wypaliło, pojawiły się pierwsze rysy, wkroczyła w ich
relację rutyna.
Dla Agnieszki niewiele się zmieniło, przynajmniej jeśli chodzi
o jej uczucie do męża. Nadal kocha Igora i nie wyobraża sobie dalszych lat bez
niego. Ale tak, jak się między nimi zrobiło, dalej być nie może. Na zewnątrz
idealnie, sielanki ciąg dalszy, ale w domu Igor traktował ją jak przedmiot,
który bardzo mu przeszkadza. Jej potrzeby przestały mieć dla niego znaczenie,
kompromis miał polegać na tym, że ona mu ustępuje we wszystkim, na każde jej
słowo pojawiała się jego irytacja i agresja.
Z powieści obyczajowych polskich autorów szczególnie cenię
sobie te, które są bliskie rzeczywistości. Lubię, gdy realia w nich przedstawione
są na tyle wiarygodne, że nie muszę się zastanawiać, czy miałyby szansę
wydarzyć się naprawdę. Fikcja fikcją, ale wolę te fabuły, które jednak są
życiowe, w których czytelnicy odnajdą coś z siebie, ze swoich codziennych
problemów. Taka właśnie jest „Niekochana” Katarzyny Misiołek. Podejmuje temat,
wydawałoby się, najbanalniejszy w świecie, który jednak dotyczy prawie każdego
z nas. To relacja z drugim człowiekiem, teoretycznie najbliższym, partnerem,
którego wybierało się na całe życie. A przynajmniej założenia takie były, bo
decydując się na wspólne życie, większość z nas zakłada raczej, że to, co złe,
nie przydarzy się nam, my damy radę, razem będziemy pokonywać wszelkie
przeszkody. No właśnie, razem. Tylko tyle i aż tyle, bo to „razem” czasem bardzo
szybko znów rozbija się na „ty” i „ja”, a „my” odchodzi gdzieś na dalszy plan.
Tak jest z Agnieszką i Igorem. Miało być pięknie, a jest tylko ból i rany.
Zastanawiając się nad oceną niniejszej fabuły, doszłam do
wniosku, że prawdopodobnie każdy jej odbiorca będzie miał doń inny stosunek, w
zależności od własnych przekonań, poglądów, doświadczeń. Do pewnej chwili
wydawało mi się, że nigdy nie zachowywałabym się tak, jak Agnieszka, ale potem
dotarło do mnie: czy naprawdę mogę mieć taką pewność? W końcu „tyle wiemy o
sobie, ile nas sprawdzono”, czego staram się w życiu trzymać. Czy kochając
męża, tak jak bohaterka, postąpiłabym inaczej? Ona walczy, stara się
porozmawiać, wykazuje chęć naprawy sytuacji, tym bardziej że przecież nic się
nie zmieniło jakoś drastycznie, nie wydarzyło się nic, co usprawiedliwiałoby
taką różnicę w charakterze męża. Tak naprawdę to ona żebrze o jego uwagę, o
strzęp uczucia, o powrót do tego, co było kiedyś, j a k było. I mogę sobie
tylko mówić, że po takim odtrąceniu, jakie spotkało Agnieszkę, godność nie
pozwoliłaby mi na dalsze zabieganie o męża, że bliższa byłabym postawie „nie,
to nie”, ale czy mogę wiedzieć to na 100%? Już za sam fakt skłonienia do
refleksji bardzo autorce dziękuję – „Niekochana” nie będzie dla mnie powieścią,
którą odłożę na półkę i szybko zapomnę, właśnie przez to, że trochę nad nią
porozmyślałam i pozadawałam sobie trudne pytania, często takie, na które nie
znam odpowiedzi i obym nie musiała ich poznawać.
Misiołek poruszyła jeszcze jeden wątek: upodobania drugiej
osoby, szczególnie te seksualne. Można tu zwrócić uwagę na dwie rzeczy: po
pierwsze, czy jesteśmy w stanie tak naprawdę poznać męża / żonę, jeśli o
pewnych rzeczach dowiadujemy się po iluś latach związku? Po drugie, wychodzę z
założenia, że wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem, że odbywa się między
dwójką bliskich sobie ludzi, że nie ma w tym przemocy i przymusu oraz że nie
krzywdzi się innych. Autorka w tej akurat kwestii postawiła nacisk na element
kluczowy: na zgodę, wyrażenie akceptacji i chęci do zdobycia się na coś nowego.
Wydaje mi się, że ten motyw miał być przyczynkiem do rozważań nad naturą
kompromisu w małżeństwie, nad tym, jak on wygląda i gdzie przebiega nasza
indywidualna granica zrobienia czegoś tak, a nie inaczej, czasem wbrew sobie,
ale dla większego dobra. Tylko czy z tego, co wywołuje nasz sprzeciw, kłóci się
z wiernością samemu sobie, może wyniknąć coś pozytywnego?
„Niekochana” to powieść obyczajowa na przyzwoitym poziomie.
Gdybym miała ja podsumować jednym zdaniem, powiedziałabym, że to historia o
dojrzewaniu do własnego, subiektywnie rozumianego szczęścia oraz o dążeniu do
zgody z samą sobą.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Ta też już jestem po lekturze tej książki i na dniach będzie moja recenzja. Ale już teraz zdradzę, że książka przypadła mi do gustu, głównie dlatego, że zmusiła mnie do refleksji nad byciem z kimś w związku z przyzwyczajenia. To niestety bardzo powszechne zjawisko. Ludzie cenią sobie stabilizację i wygodę i nie ważne, że już nie kochają swojego partnera. Po prostu boją się zaczynać od zera. Na szczęścia autorka uświadamia, że tak nie można. Należy zawalczyć o swoje i iść naprzód po własne marzenia.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to kolejna zaleta tej książki, skłania do refleksji różnego typu. Na pewno zapoznam się z Twoimi:)
UsuńZachęciłyście mnie - lubię książki zmuszające do refleksji nad własnym życiem do zatrzymania się i przyjrzenia się własnemu związkowi, doszukania się cech wspólnych - zapisuję tytuł.
UsuńI co najważniejsze, polska autorka, więc problemy naprawdę bliskie rzeczywistości.
UsuńHistoria opisana w książce wydaje mi się realistyczna. Myślę, że wśród nas wiele takich małżeństw, jak opisane w książce.
OdpowiedzUsuńTeż mam takie wrażenie. Trzeba chyba naprawdę sporo pracy wkładać w związek, żeby nie zwyciężyła rutyna i przyzwyczajenie.
UsuńZajrzę na pewno;)
OdpowiedzUsuńKolejna pozytywna recenzja tej książki, moja chęć na nią wzmaga się, będę pamiętać o ,,Niekochanej" skoro polecasz :)
OdpowiedzUsuńPolecam, bo warto się trochę pozastanawiać nad życiem;)
Usuń