Jørn Lier Horst „Jaskiniowiec”, Smak Słowa 2014, ISBN
978-83-62122-73-8, stron 390
Gdy Viggo Hansen zostaje znaleziony martwy w swoim
mieszkaniu, jego sąsiad, policjant William Wisting, uświadamia sobie, że zmarły
mężczyzna był jak niewidzialny. Nikt nie skupiał na nim uwagi, William też nie.
Hansen nie miał nikogo bliskiego, w pamięci, czy choćby świadomości sąsiadów,
nie zapisał się nie tylko niczym szczególnym, ale nawet w ogóle swoim
istnieniem, bo jego zwłoki odkryto dopiero po czterech miesiącach. Tyle czasu
przesiedział przed telewizorem i gdyby nie zainteresowali się nim ci, którym
płacił rachunki, kto wie, jak długo jeszcze by tak siedział...
Line skupia się na swoim dziennikarskim śledztwie, które ma
dać w rezultacie reportaż o życiu niewidzialnego mężczyzny. Tymczasem jej
ojciec dostaje zgłoszenie o następnych zwłokach. Te również leżały nieodkryte
przez dłuższy czas. Znaleziony w kieszeni marynarki mężczyzny folder reklamowy
naprowadza śledczych na pewien ślad, który wprowadza sprawę na zupełnie nowy
grunt. Czy te dwa tajemnicze zgony coś łączy, czy to tylko przypadek?
Z licznego grona skandynawskich autorów powieści
kryminalnych, znam jedynie Camillę Läckberg, Henninga Mankella i Stiega
Larssona. „Znam” w tym kontekście oznacza, że czytałam ich książki. Jeśli
chodzi o pozostałych – a w pewnym momencie był ich prawdziwy wysyp – jakieś
nazwiska może bym wymieniła, ale nie wiem, jak i o czym piszą, czym charakteryzują
się ich fabuły i o jaki styl są oparte. Dlatego też tym razem nie zdenerwowało
mnie porównanie Jørna Liera Horsta do Jo Nesbø. Nazwisko tego drugiego
oczywiście obiło mi się o uszy, ale jeszcze nie miałam szansy go poznać. Takie
porównywanie jednego autora do drugiego (lub czasami bohaterów) jest czymś,
czego bardzo nie lubię; uważam je za krzywdzące dla którejś ze stron, bo po
pierwsze – autor / postać mają się bronić sami (a jeśli tego nie robią, to
żadne analogie im nie pomogą), a po drugie – mogą przynieść rozczarowanie,
jeśli okaże się, że pisarz / bohater nie sprostał oczekiwaniom już w pewien
sposób nastawionego czytelnika. Tym razem jednak do mianowania autora
„Jaskiniowca” nowym Nesbø mogłam podejść z dystansem, ponieważ obydwaj panowie
stanowili dla mnie czystą kartę.
Teraz trochę sama sobie zaprzeczę, ale jeśli miałabym
dokonać jakiejś dalej sięgającej analizy, to wiodąca postać kryminałów Horsta
(bo napisał ich już dziewięć, pracuje nad dziesiątym) przypominała mi raczej
Kurta Wallandera stworzonego przez Henninga Mankella. To właśnie z nim
skojarzył mi się rodzaj narracji i rozwój fabuły, gdzie może niezbyt wiele się
dzieje, za to dużo jest samego policyjnego śledztwa. Mnie to bardzo
odpowiadało, ponieważ fascynujące okazuje się być obserwowanie etapów
dochodzenia do prawdy, odtwarzanie wydarzeń, ich porządkowanie i prostowanie
wszystkich ścieżek. Tak też jest w „Jaskiniowcu”. Utrzymaniu zainteresowania
sprzyja również fakt, że rozdziały są dosyć krótkie, kończą się często czymś
niespodziewanym, jakimś nowym elementem układanki, a dodatkowo mamy w pakiecie
dwa dochodzenia: córki i ojca. Do tej części książki nie mam absolutnie żadnych
uwag.
A jeśli chodzi o Viggo Hansena, to wcale się nie dziwię, że
Line zaintrygowała jego śmierć, a raczej to, w jakich okolicznościach została
ona odkryta. To musi być niesamowicie przykre prowadzić życie tak puste i
jałowe, że dla nikogo nie jest się choć odrobinę ważnym. Nie mieć do kogo ust
otworzyć, nie móc dzielić się swoimi przeżyciami, nawet najbardziej błahymi...
Ponura to wizja.
Nie do końca zgodziłabym się z cytatami z norweskiej prascy,
że powieść Horsta wywołuje dreszcze emocji od pierwszej do ostatniej strony i
że nie sposób się od niej oderwać. Cóż, ja akurat mogłam i dreszczu raczej nie
było, ale mimo to uważam, że „Jaskiniowiec” to kryminał na przyzwoitym
poziomie. Może nie gryzłam paznokci z niepokoju, co będzie dalej, ale nie
nudziłam się wcale, czułam także zaciekawienie, jak potoczy się dochodzenie, a
to najlepiej świadczy o tym, że lekturę mogę zaliczyć do udanych. Pierwsze
spotkanie z Jørnem Lierem Horstem wypadło pozytywnie, więc pozostaje czekać na
to, aż na naszym rynku ukażą się kolejne książki ze sprawami prowadzonymi przez
Williama Wistinga.
Za egzemplarz recenzencki przekazany przez Wydawnictwo Smak
Słowa, bardzo dziękuję Business & Culture.
Paula ty mi podbierasz "Zagadki przeszłości" a ja tobie "Jaskiniowca" - po prostu muszę zdobyć ten tytuł.
OdpowiedzUsuńNo dobra, możemy się tak umówić;)
UsuńW wolnym czasie chętnie przeczytam, mam nadzieję, że jesienią nadrobię zaległości czytelnicze :)
OdpowiedzUsuńJa już przestałam zakładać, że nadrobię swoje zaległości;)
UsuńMuszę przyznać, że mnie ta fabuła wciągnęła:)
OdpowiedzUsuńNo ma w sobie coś wciągającego, nie da się zaprzeczyć;)
UsuńCoraz więcej tej literatury norweskiej na naszym rynku, ae może i dobrze, bo to świetne pozycje ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ostatnio czytałam norweską sagę rodzinną, świetna była:)
UsuńZdecydowanie - fajna sprawa, zazwyczaj są to naprawdę dobre książki! :)
UsuńAż ciekawe, z czego to wynika:)
UsuńWidziałam również inne recenzję Jaskinowca i prawie wszystkie mówią, że może nie jest to perełka, lecz jest dość ciekawa, widzę że Ty również tak sądzisz.
OdpowiedzUsuńNo do perełki to jej rzeczywiście daleko, ale dobrze się ją czyta, a sama intryga ciekawie poprowadzona, więc spokojnie można przeczytać i się nie zawieść;)
UsuńKsiążka juz czeka na swoją kolej. Jestem ciekawa swojego odbioru tej historii.
OdpowiedzUsuńJa też, na pewno zajrzę do Twojej recenzji:)
UsuńOstatnio wszędzie go widzę :P Och, Norwegia <3 Jo Nesbø - polecam jego twórczość, strasznie za nią przepada :) Ostatnio nie sięgam po kryminały, więc nie wiem czy się skuszę na ten...
OdpowiedzUsuńhttp://dzikie-anioly.blogspot.com/
Muszę wreszcie wypożyczyć jakąś jego książkę, choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie:)
UsuńMuszę się zastanowić. Co prawda mam ochotę na ten kryminał, ale myślałam, że jest znacznie mocniejszy i bardziej przerażający w przekazie.
OdpowiedzUsuńNo mnie nie przeraził, szczerze mówiąc. Fajny, ale nie na tyle, żeby się bać w czasie czytania;)
UsuńJuż słyszałam o tym kryminale, ale nie wiem czy nadmiar opinii które przeczytałam, trochę ostudził mi zapał na jego przeczytanie, może za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńPewnie, sama wiesz najlepiej, czy masz ochotę;)
UsuńKsiążka z fajną fabułą, coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa książki Camilli uwielbiam
W moim przypadku "uwielbiam" to może za duże słowo, ale czytałam wszystkie i każda w mniejszym czy większym stopniu, ale podobała mi się. Najciekawszy był dla mnie "Niemiecki bękart":)
Usuń