Sue Monk Kidd „Czarne skrzydła”, Wyd. Literackie 2014, ISBN
978-83-08-05396-6, stron 448
Sara ma jedenaście lat. Jest jednym z dzieci sędziego Sądu
Najwyższego Karoliny Południowej, twórcy prawa i przedstawiciela najwyższych
elit Charlestonu. Śmiało można rzec, że jest ulubienicą ojca. Ten pozwala jej
czytać książki z bogato zaopatrzonej biblioteki oraz brać udział w dyskusjach,
jakie toczy z synami. Nic więc dziwnego, że w dziewczynce rodzi się myśl, by
kiedyś w przyszłości zostać prawnikiem, nawet jeśli teraz, na początku XIX
wieku, jest to jeszcze nie do wyobrażenia.
Sue Monk Kidd, autorka „Sekretnego życia pszczół”, które
lata temu wywarło na mnie solidne wrażenie, w „Czarnych skrzydłach” mierzy się
z tematyką, o której lubię czytać – choć słowo „lubię” nie do końca oddaje
ogrom moim uczuć, związanych z tym niełatwym problemem. Przy wielu okazjach
podkreślam, że mam dwie ulubione epoki: dwudziestolecie międzywojenne oraz
realia Polski Ludowej; muszę jednak dodać, że jeśli chodzi o historię
powszechną, to właśnie dzieje amerykańskiego Południa i niewolnictwa interesują
mnie najbardziej. Może wynika to stąd, że cały czas próbuję zrozumieć
niezrozumiałe, czyli przekonanie białej rasy, że ma prawo rozporządzać życiem
innych, że ustawia się na pozycji wręcz Boga, decydującego o losie swoich
poddanych. Kwestia niewolnictwa jest jednym z tych zagadnień, które niezmiennie
mnie bulwersują i z którym, mimo trudnych emocji, nadal chcę obcować. „Czarne
skrzydła” stały się więc dla mnie lekturą obowiązkową, gdy tylko przeczytałam
opis i zobaczyłam okładkę, jestem więc ogromnie zadowolona, że dane mi było ją
poznać. Sue Monk Kidd zapewniła mi karuzelę czytelniczych doznań, o których na
pewno szybko nie zapomnę.
Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że Kidd wie, jak
budować sylwetki swoich bohaterów. Każda postać jest dopracowana w
najdrobniejszych szczegółach, dzięki czemu te wzbudzające sympatię jawiły mi
się jako bardzo bliskie, a znów „czarne charaktery” wzbudzały we mnie najgorsze
instynkty – na wybitnie negatywny odbiór zasłużyła sobie nawet nie tyle pani
Grimké (choć oczywiście nie można jej nazwać aniołem), co jej córka Mary.
Natomiast jeśli chodzi o postaci wiodące, moje serce podbiła nie Sara, ale
Nina, jej młodsza siostra, i nie Hetty, a jej mauma Charlotte. Z jednej strony
bardzo podobała mi się jej niepokorność, a czasem nawet buta, ale z drugiej
warto dostrzec głębię jej postawy. Charlotte na każdym kroku udowadniała, że
można złamać ciało, ale nie ducha, bo ten zawsze będzie wolny, wbrew
ograniczeniom i brutalnym karom zadawanym z ręki białego człowieka. Bo czy nie
jest też tak, zaczęłam się zastanawiać, że właśnie te kary są wyrazem
bezradności pana niewolników? Jemu tylko się wydaje, że ma nad nimi władzę, bo
owszem, będą robić to, czego od nich zażąda, ale nad ich myślami i życiem
duchowym nigdy nie będzie miał kontroli, nigdy nie podporządkowuje ich sobie w
pełni...
Szelma jest postacią przynależną fikcji literackiej, ale
Nina i Sara to autentyczne siostry Grimké. Choć historia przykryła je trochę
swoim kurzem, skoro sama autorka, mieszkanka Karoliny Południowej, przed
podjęciem kwerendy badawczej, niewiele o nich wiedziała, to bez wątpienia
należy im się pamięć i uznanie. Czynnie włączyły się w rozwój ruchu
abolicjonistycznego, a z czasem zaczęły również walczyć o prawa kobiet – to
jest zresztą druga płaszczyzna ujęta w powieści: oprócz dostrzegalnej dla
niektórych konieczności uwolnienia czarnej ludności, obserwujemy rolę kobiet w
dziewiętnastowiecznym świecie, w którym marzenia przegrywały konfrontację z dominującą
pozycją mężczyzn. Pisarka opierała się na świadectwach życia działaczek,
utrwalonych dla potomności, ale pozwoliła sobie także przestawić wizję własnej
wyobraźni. Takie połączenie zaowocowało pełnokrwistym portretem bohaterek.
„Czarne skrzydła” należą do tych książek, o których nie
umiem napisać tak, jak bym chciała. Marzyła mi się błyskotliwa recenzja, ale
tak naprawdę tylko samo przeczytanie powieści pozwoli pojąć, z jakiego rodzaju
dziełem mamy do czynienia – moje słowa na niewiele się tu zdadzą. Ja mogę tylko
zapewnić, że Sue Monk Kidd stanęła na wysokości zadania, a historia
opowiedziana jej piórem zasługuje na najwyższe oceny. Ale to i tak będą tylko
zdania, które nie oddadzą sedna „Czarnych skrzydeł” i ich przesłania. Zachęcam
do jego poznania.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Pani Agnieszce z
Wydawnictwa Literackiego.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Czytamy powieści
obyczajowe”.
Właśnie takie książki lubię, o których emocje nie pozwalają za wiele napisać.. ,,Czarne skrzydła" mam na swojej liście odkąd zobaczyłam zapowiedz tej lektury.
OdpowiedzUsuńTylko wtedy pisanie recenzji trwa strasznie długo;)
UsuńRównież "lubię" książki o amerykańskim Południu. Poprzednia książka Kidd zrobiła na mnie ogromne wrażenie, więc "Czarne skrzydła" to moja lektura obowiązkowa.
OdpowiedzUsuńCzyli to upodobanie mamy wspólne:)
UsuńMocna, poruszająca książka. Teraz już jestem pewna, że chcę i muszę przeczytać "Sekretne życie pszczół"!
OdpowiedzUsuńJa nawet mam je gdzieś na półce i chciałabym do niego wrócić, tylko czasu brakuje...
UsuńJuż w zapowiedziach wiedziałam, że to będzie dobry tytuł!!! Twoja opinia tylko to potwierdza.
OdpowiedzUsuńPrzeczucie miałaś słuszne:)
UsuńMusi być bardzo dobra:)
OdpowiedzUsuńJest:)
UsuńSporo słyszałam na temat tej książki, nawet się na nią nastawiłam,ale w późniejszym terminie, jak będę miała więcej luzu :)
OdpowiedzUsuńJak już zaczniesz, to Cię wciągnie i samo pójdzie;)
UsuńAmerykańskie Południe i historia niewolnictwa interesuje również mnie. Postaram się zapamiętać ten tytuł, tym bardziej, że zrobił na Tobie tak dobre wrażenie :)
OdpowiedzUsuńDlatego wszem i wobec polecam;)
UsuńCzytałam już jedną niezwykle pochwalą recenzje tej książki i widzę, że ty także przedstawiasz ją w samych superlatywach. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak zapoznać się z nią bliżej i mieć nadzieję, że mnie również zachwyci.
OdpowiedzUsuńGorąco Cię do tego namawiam:)
UsuńTa część historii powszechnej także mnie niezwykle ciekawi i staram się dużo na ten temat czytać. O książce jeszcze nie słyszałam, ale teraz już wiem, że muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze mogę Ci polecić "Suchą sierpniową trawę", tematyka podobna, też bardzo dobra książka.
UsuńDobrze rozumiem ten stan, gdy książka wywołuje olbrzymie emocje i chciałoby się je przelać w recenzję:) Też zwróciłam uwagę na ten tytuł, muszę się przekonać co to za historia...
OdpowiedzUsuńMnie zazwyczaj idzie to bardzo ciężko;)
UsuńMam tę książkę w planach, ale póki co w planach pewnie pozostanie...
OdpowiedzUsuńOby nie, nie zasługuje na to.
UsuńA ja głupia, nie zainteresowałam się tą powieścią. Sądziłam, że będzie wtórna. W końcu tyle już powiedziano na ten temat. Ja również chcę poczuć, ten brak możliwości wyrażenia swojego zachwytu, coś pięknego.
OdpowiedzUsuńW żadnym razie nie powiedziałabym o niej, że jest wtórna. Mam więc nadzieję, że jeszcze uda Ci się do niej dotrzeć, żebyś nie musiała mówić o sobie tak brzydko;)
UsuńTak właśnie myślałam - czułam, że to będzie świetna książka.
OdpowiedzUsuńIntuicja nie śpi;)
UsuńZa to ja przysypiam. :P
UsuńO tej godzinie to nie spodziewałabym się niczego innego ;P
UsuńCzytałam właśnie już dzisiaj o tej książce. Na taką prozę muszę mieć odpowiedni dzień ;)
OdpowiedzUsuńPrawda, nie jest to książka, która odpręża.
UsuńNie sa to moje klimaty, lecz cieszę się, że Tobie książka tak bardzo się spodobała
OdpowiedzUsuńJa też się z tego powodu cieszę;)
UsuńPoprzednia książka autorki ogromnie przypadła mi do gustu więc Czarne skrzydła to mój must have :)
OdpowiedzUsuńCzyli jesteśmy w takie samej sytuacji:)
UsuńNa pierwszy rzut to może rzeczywiście nie świadczy o zawartości;)
OdpowiedzUsuń