Grażyna Trela „Obrazki z Nebraski”, Prószyński i S-ka 2011,
ISBN 978-83-7648-923-0, stron 280
Jest rok 1969. Dla ludzkości czas znaczący, bo za sprawą
amerykańskiej misji człowiek postawi pierwszy krok na Księżycu. Dla grupki
dzieciaków z niewielkiego miasteczka o tyle ważny, że właśnie kończą jedenaście
lat i wydaje im się, że jeszcze chwila, tylko moment, i będą dorośli. Właściwie
to już tak się czują. Bacznie, choć trochę mimochodem, obserwują rzeczywistość
dookoła.
A wokół szara codzienność PRL-u, choć dla dzieci wcale taka
szara nie jest. One umieją znaleźć dla siebie odrobinę kolorów. Tym bardziej że
wchodzą w wiek, w którym coraz dogłębniej poznają siebie. Do głosu dochodzą
nieporadne i niezrozumiałe jeszcze podszepty erotyzmu.
Kilka tajemnic pozwala im poznać Rysio, który kiedyś był w seminarium, ale nie mógł znieść tamtego zamknięcia. Jego siostra pragnie wyjść za mąż za Włocha, a nie za jakiegoś tam zwykłego „tubylca”, który zapewni jej tylko namiastkę prawdziwego życia. Dzieci fascynuje też Paweł, najładniejszy chłopak w mieście, któremu od czasu potrącenia przez samochód coś się w głowie poprzestawiało, a teraz wierzy, że poukłada się na nowo, gdy do takiej kolizji dojdzie drugi raz.
Kilka tajemnic pozwala im poznać Rysio, który kiedyś był w seminarium, ale nie mógł znieść tamtego zamknięcia. Jego siostra pragnie wyjść za mąż za Włocha, a nie za jakiegoś tam zwykłego „tubylca”, który zapewni jej tylko namiastkę prawdziwego życia. Dzieci fascynuje też Paweł, najładniejszy chłopak w mieście, któremu od czasu potrącenia przez samochód coś się w głowie poprzestawiało, a teraz wierzy, że poukłada się na nowo, gdy do takiej kolizji dojdzie drugi raz.
Grażyna Trela jest scenarzystką i reżyserką. „Obrazki z Nebraski”
są jej powieściowym debiutem. Dlaczego wybrałam tę książkę? Bo lubię opowieści
z powiewem historii w tle, a gdy akcja rozgrywa się w Polsce Ludowej, nie
trzeba mnie dłużej zachęcać. Ta powieść jest taka zwyczajna, powiedziałabym,
niektórzy może nawet stwierdziliby, że nudna. Tu niewiele się dzieje, nie ma
spektakularnych wydarzeń, ani szalonego tempa, wszystko toczy się swoim
normalnym rytmem, tak jak życie. Bezimienna bohaterka wraca pamięcią do swojego
dzieciństwa; poczynając od przedszkola wspomina to, co szczególnie mocno
zapisało się w jej myślach. Początkowo są to tylko flesze, migawki, potem
narracja przybiera formę jednolitej opowieści ułożonej chronologicznie. Razem z
nią zaczynamy więc podstawówkę, by dojść do tego jednego – najważniejszego? –
roku.
Trela wplotła w fabułę te elementy, które po latach mogą się
już jawić jako symbole całej epoki. Są wśród nich drobiazgi, jak oranżada w
proszku czy tarcze szkolne przy granatowych mundurkach, są dżinsy traktowane
jak powiew zachodniego świata, ale widzimy też komunistów, chyłkiem
przemykających do kościoła, „bo i tak Bóg był najważniejszy” (str. 74). Są
pochody pierwszomajowe i dzieciaki z kluczem na szyi, które całe wakacyjne dnie
spędzały na podwórku, a nie jak teraz, przed komputerem czy telewizorem.
Dziewczynki skakały w gumę (próbowałam sobie kiedyś przypomnieć, „jak to szło”,
ale nie wszystko pamiętam), ale wychowania fizycznego w szkole unikały, jak
mogły, zwłaszcza skoku przez kozła (co mnie akurat wcale nie dziwi). Razem z
chłopakami chodziły tam, gdzie niekoniecznie powinny, np. po starych rurach
kanalizacyjnych. A skąd wzięła się ta Nebraska? „Kolega od dżinsów był w
porządku – pozwalał nam oglądać mapę USA. I właśnie wtedy zakochaliśmy się w
Ameryce. Podzieliliśmy nasze osiedle na amerykańskie stany. Każdy wybrał, jak
mu pasowało. Była więc Oklahoma i Luizjana, i Minnesota, i Dakota... Nie
pamiętam już, dlaczego nikt nie chciał Alabamy. Moje blokowisko nazywało się
Nebraska” (str. 50).
Sama byłam dzieckiem urodzonym w PRL-u, choć niewiele z
tamtego ustroju pamiętam. Ale swoje dzieciństwo wspominam z sentymentem, a
niektóre „obrazki z Nebraski” w pewien sposób były mi bliskie. Taki sentyment
do lat minionych, których jedyny w swoim rodzaju klimat już nigdy nie wróci,
towarzyszy też głównej postaci. Grażyna Trela wykreowała świat leniwy, ale w
swojej zwyczajności interesujący, przynajmniej w moich oczach taki był. Dla
odprężenia i relaksu z powodzeniem można sięgnąć po jej książkę. To krótka
historia na parę godzin, która zapewnia powrót do sielskiej krainy dzieciństwa
i młodości.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Też się urodziłam w PRL-u, ale nie wiele pamiętam :) Lubię jednak czytać o tych latach, także po książkę chętnie w wolnej chwili sięgnę..
OdpowiedzUsuńPrawda, że mają coś w sobie? Fajnie się o nich czyta;)
UsuńTo też moje dzieciństwo i chętnie przeczytam taką książkę:)
OdpowiedzUsuńSentyment do dzieciństwa ma duże znaczenie, także przy okazji wyboru lektur;)
UsuńSama raczej się nie skuszę, bo jakoś nie odczuwam sentymentu do czasów PRL-u. Niemniej jednak polecę tę książkę mojemu tacie. Myślę, że będzie bardziej ode mnie usatysfakcjonowany tą lekturą.
OdpowiedzUsuńJeśli powieści dotyczące tamtych lat lubi, to powinien być zadowolony. A teraz piszę recenzję książki, która pewnie jeszcze bardziej przypadłaby Twojemu tacie do gustu:)
UsuńTaka pozycja, na pewno otworzyłaby oczy niektórym na czasy PRL-u, w szczególności dla mnie, która takiego ustroju nie zaznała, a wyłącznie słyszy o nich z opowiadań rodziców.
OdpowiedzUsuńKlimat tamtych lat można odnaleźć w tej powieści, więc zachęcam do przeczytania;)
UsuńW 1969 urodziła się też moja mama ;) A ponieważ ja jestem fanką książek o PRLowskiej tematyce to pewnie na książkę się skuszę :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, czyli ten rok dla Ciebie też ma znaczenie;)
UsuńUwielbiam wszelkie książki z wątkiem PRL-u, więc to pozycja idealna dla mnie.
OdpowiedzUsuńTak sobie nawet myślałam, że Ciebie na pewno uda mi się zachęcić;)
UsuńJa też jestem dzieckiem PRL-u, więc tym chętniej książkę przeczytam.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy by Ci się spodobała:)
UsuńZazdroszczę Ci tej książki :) Chciałabym bardzo przeczytać!
OdpowiedzUsuńJa ją upolowałam na wyprzedaży w Matrasie za 4,90, może Tobie też się uda?:)
Usuń