poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Joanna Marat "Jedenaście tysięcy dziewic"



Joanna Marat „Jedenaście tysięcy dziewic”, Prószyński i S-ka 2015, ISBN 978-83-7961-200-0, stron 456

Anna Formela wychodzi ze szpitala po pierwszej chemii. Na razie ma miesiąc „spokoju”, później ma wrócić na drugą serię. Jest grudzień, zbliżają się święta, mogłaby więc powiedzieć, że w miarę dobrze się złożyło, spędzi je w domu z rodziną. Ale nie może tak powiedzieć, bo jej rodzina jest wyjątkowa. I wcale nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jest nieślubnym dzieckiem pewnego poety; ma przyrodnie rodzeństwo, ale siostrę zna tylko z telewizji, z prowadzonego przez nią programu, a brat jest zbyt niewyraźny, by jakoś się do niego ustosunkować. Za to wyrazista aż za bardzo jest matka Anki, Grażyna, była cyrkówka, a obecnie ktoś w rodzaju wróżki, której klientelą są chyba tylko jej sąsiadki. Dla Grażyny stanem największego szczęścia jest nicnierobienie, no może z wyjątkiem picia kawy i palenia papierosów, oraz posiadanie pieniędzy. W dużych ilościach. Najlepiej, żeby pojawiały się same. Na przykład córeczka powinna się opiekować starą matką.

No tak, nie można zapominać, że Anka teoretycznie ma jeszcze męża, ale Wiesiek woli ostatnio towarzystwo niejakiej Gosi Herbst, kobiety bardziej przy kości, nie to co chuda Anka, gdyby tylko jeszcze była lepiej wyposażona w górnych częściach ciała, to Wiesiek byłby w pełni ukontentowany. Anka mieszka w willi męża przy gdańskiej ulicy Polanka, którą urządziła w ukochanych błękitach. To właśnie tam ma zamiar się zaszyć, odciąć od świata i podelektować świętym spokojem. Ale czy będzie jej on dany?

W zeszłym roku poznałam pióro Joanny Marat dzięki lekturze jej „Monogramu”. Pisałam wówczas, że będę obserwować jej literacką karierę, ponieważ podoba mi się to, co robi. Dlatego też, kiedy pierwszy raz zobaczyłam zapowiedź jej nowej książki, stała się ona dla mnie jednym z czytelniczych priorytetów. I proszę, okazuje się, że miałam nosa. Intuicja mnie nie zawiodła, kiedy szeptała, że to może być świetna książka. Bo taka właśnie jest.

„To nie jest saga, bo nitka rwie się gdzieś w połowie ściegu i zamiast dumnego pochodu kolejnych pokoleń spod igły wyskakują same pojedyncze egzemplarze. Widocznie jakiś złośliwy krawiec spruł solidne szwy i cała rodzinna materia trzyma się jedynie na fastrygach” (okładka). Zdecydowałam się przytoczyć te słowa, ponieważ wydają mi się istotne, z tym że dla mnie nie są one jednak tak jednoznaczne, jak można by przypuszczać. Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że Marat nie napisała sagi. Fakt, mamy grono kobiet, ale bardziej łączy je jednak biologiczne pokrewieństwo i jakaś rodzinna zależność, a nie prawdziwa więź. Anka i jej matka; Gośka, jej babka Gizela oraz była teściowa Roma; Bela, babka Marianny; i wreszcie Erika Dibelius, babka Svena, mężczyzny, który pojawił się w życiu Anny za pośrednictwem swego ojca. Doprawdy łatwiej określić je jako „pojedyncze egzemplarze”, patrząc na to, jakie miały podejście do życia, do tego, co je spotykało, jak się różniły. I tutaj zaczyna się moje odmienne zdanie co do przywołanych słów. Bo jeśli przyjąć, że widzimy kilka pokoleń kobiet w ujęciu historycznym, to dla mnie jednak jest to saga. Przemawiałby za tym jeszcze fakt, że te starsze z nich, Erikę i Gizelę, łączy, nazwijmy to, doświadczenie pokoleniowe. Że znów posłużę się cytatem: „nieomylny duch dziejów przeznaczył im rolę wojennej zdobyczy, najgorszą z możliwych”. Punktem wyjścia swojej opowieści Marat uczyniła „masowe gwałty krasnoarmiejców na mieszkankach miasta, którym nie udało się w porę stąd uciec” (str. 8) w 1945 roku. Trzeba przyznać, że ten wyjątkowo brutalny odcinek dziejów w ujęciu pisarki wywołuje przejmujące wrażenie.

Skoro już o tym wspomniałam, to muszę uzupełnić, że właśnie Gdańsk, w którym toczy się akcja powieści, był dla mnie jeszcze jednym, solidnej wagi, argumentem przemawiającym za lekturą tej książki. Zimą byłam nad morzem, właśnie w Gdańsku, i wróciłam nim absolutnie zafascynowana i zauroczona, by nie powiedzieć, że z lekką obsesją na jego tle. To właśnie ona sprawia, że ciągnie mnie do publikacji, która mają coś wspólnego z tym miastem i jego dziejami. W „Jedenaście tysięcy dziewic” mamy więc perspektywę historyczną, tę związaną z czasem po „wyzwoleniu” Gdańska z rąk niemieckich przez Rosjan, którzy w każdym aspekcie czuli się zwycięzcami, oraz tę współczesną, czyli willę Anki na ulicy Polanki, która często zmieniała właścicielki, a ostatnia wprowadziła do niej pruski błękit, oraz Kaplicę Jedenastu Tysięcy Dziewic w Bazylice Mariackiej górującej nad krajobrazem, do której całe życie chodziła Roma.      

Niezależnie od powyższych rozważań: saga to czy nie saga, należy podkreślić, że autorka doskonale wie, jak kreślić postaci, by intrygować ich losami. Trzeba mieć nie lada talent, by każdej nadać tyle barw, oraz być dobrym obserwatorem życia i ludzi, by biografie bohaterów były wiarygodne i życiowe. Na szczególną uwagę zasługuje Grażyna. Czasem jest tak, że prawdziwy kunszt pisarza można poznać właśnie po czarnym charakterze obecnym w fabule. Może ta była pracownica cyrku nie do końca zasługuje na to miano – chyba że przyjmiemy taką definicję czarnego charakteru – ale poziom jej egoizmu, to, jaka była wredna, a wszystko to niby w imię dziwnie pojmowanej „miłości” do córki, po prostu zwalały z nóg.

Napomknęłam to już przy „Monogramie”, ale napiszę i teraz, ponieważ przy tej powieści jest to dla mnie jeszcze bardziej widoczne. Proza Joanny Marat wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom gatunkowym, ale jednego nie można jej odmówić: w odbiorze jest zwyczajnie znakomita. Ciekawią mnie te opowieści, wytwory jej wyobraźni, ale też bardzo odpowiada mi styl, jakim się posługuje, te krótkie zdania pełne ironii i sarkazmu, ale też niewymuszonej naturalności. Jednym słowem, nie mam wątpliwości, że Joanna Marat jeszcze nie raz pokaże, na jak wiele ją stać. Ja będę na to czekać.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

http://www.proszynski.pl/Jedenascie_tysiecy_dziewic-p-32789-1-16-.html

Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.

10 komentarzy:

  1. Książkę już leży na mojej półce i w wolnej chwili zamierzam zabrać się do czytania. Mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wciągnie Cię w takim samym stopniu, jak mnie:)

      Usuń
  2. Nie znam książek autorki ale ta zwróciła moją uwagę.Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już kilka recenzji tej książki i nabieram na nią coraz większej chęci, koniecznie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do opowieści o kobietach zawsze będę namawiać:)

      Usuń
  4. Czytałam już dzisiaj o tej książce i wydaje mi się bardzo oryginalna. Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie jest oryginalna, i tak jak napisałam, wymyka się jednoznacznym kategoriom:) A to lubię:)

      Usuń
  5. Zaciekawiłaś mnie tą książką, z chęcią bym ją przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie ja tu niewiele zrobiłam, to wszystko zasługa autorki:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.