Joanna Marat „Jedenaście tysięcy dziewic”, Prószyński i S-ka
2015, ISBN 978-83-7961-200-0, stron 456
Anna Formela wychodzi ze szpitala po pierwszej chemii. Na
razie ma miesiąc „spokoju”, później ma wrócić na drugą serię. Jest grudzień,
zbliżają się święta, mogłaby więc powiedzieć, że w miarę dobrze się złożyło,
spędzi je w domu z rodziną. Ale nie może tak powiedzieć, bo jej rodzina jest
wyjątkowa. I wcale nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jest nieślubnym
dzieckiem pewnego poety; ma przyrodnie rodzeństwo, ale siostrę zna tylko z
telewizji, z prowadzonego przez nią programu, a brat jest zbyt niewyraźny, by
jakoś się do niego ustosunkować. Za to wyrazista aż za bardzo jest matka Anki,
Grażyna, była cyrkówka, a obecnie ktoś w rodzaju wróżki, której klientelą są
chyba tylko jej sąsiadki. Dla Grażyny stanem największego szczęścia jest
nicnierobienie, no może z wyjątkiem picia kawy i palenia papierosów, oraz
posiadanie pieniędzy. W dużych ilościach. Najlepiej, żeby pojawiały się same.
Na przykład córeczka powinna się opiekować starą matką.
W zeszłym roku poznałam pióro Joanny Marat dzięki lekturze
jej „Monogramu”. Pisałam wówczas, że będę obserwować jej literacką karierę,
ponieważ podoba mi się to, co robi. Dlatego też, kiedy pierwszy raz zobaczyłam
zapowiedź jej nowej książki, stała się ona dla mnie jednym z czytelniczych
priorytetów. I proszę, okazuje się, że miałam nosa. Intuicja mnie nie zawiodła,
kiedy szeptała, że to może być świetna książka. Bo taka właśnie jest.
„To nie jest saga, bo nitka rwie się gdzieś w połowie ściegu
i zamiast dumnego pochodu kolejnych pokoleń spod igły wyskakują same pojedyncze
egzemplarze. Widocznie jakiś złośliwy krawiec spruł solidne szwy i cała
rodzinna materia trzyma się jedynie na fastrygach” (okładka). Zdecydowałam się
przytoczyć te słowa, ponieważ wydają mi się istotne, z tym że dla mnie nie są
one jednak tak jednoznaczne, jak można by przypuszczać. Rzeczywiście można
odnieść wrażenie, że Marat nie napisała sagi. Fakt, mamy grono kobiet, ale
bardziej łączy je jednak biologiczne pokrewieństwo i jakaś rodzinna zależność,
a nie prawdziwa więź. Anka i jej matka; Gośka, jej babka Gizela oraz była
teściowa Roma; Bela, babka Marianny; i wreszcie Erika Dibelius, babka Svena,
mężczyzny, który pojawił się w życiu Anny za pośrednictwem swego ojca. Doprawdy
łatwiej określić je jako „pojedyncze egzemplarze”, patrząc na to, jakie miały
podejście do życia, do tego, co je spotykało, jak się różniły. I tutaj zaczyna
się moje odmienne zdanie co do przywołanych słów. Bo jeśli przyjąć, że widzimy
kilka pokoleń kobiet w ujęciu historycznym, to dla mnie jednak jest to saga.
Przemawiałby za tym jeszcze fakt, że te starsze z nich, Erikę i Gizelę, łączy,
nazwijmy to, doświadczenie pokoleniowe. Że znów posłużę się cytatem: „nieomylny
duch dziejów przeznaczył im rolę wojennej zdobyczy, najgorszą z możliwych”.
Punktem wyjścia swojej opowieści Marat uczyniła „masowe gwałty krasnoarmiejców
na mieszkankach miasta, którym nie udało się w porę stąd uciec” (str. 8) w 1945
roku. Trzeba przyznać, że ten wyjątkowo brutalny odcinek dziejów w ujęciu
pisarki wywołuje przejmujące wrażenie.
Skoro już o tym wspomniałam, to muszę uzupełnić, że właśnie
Gdańsk, w którym toczy się akcja powieści, był dla mnie jeszcze jednym,
solidnej wagi, argumentem przemawiającym za lekturą tej książki. Zimą byłam nad
morzem, właśnie w Gdańsku, i wróciłam nim absolutnie zafascynowana i
zauroczona, by nie powiedzieć, że z lekką obsesją na jego tle. To właśnie ona
sprawia, że ciągnie mnie do publikacji, która mają coś wspólnego z tym miastem
i jego dziejami. W „Jedenaście tysięcy dziewic” mamy więc perspektywę
historyczną, tę związaną z czasem po „wyzwoleniu” Gdańska z rąk niemieckich
przez Rosjan, którzy w każdym aspekcie czuli się zwycięzcami, oraz tę
współczesną, czyli willę Anki na ulicy Polanki, która często zmieniała
właścicielki, a ostatnia wprowadziła do niej pruski błękit, oraz Kaplicę
Jedenastu Tysięcy Dziewic w Bazylice Mariackiej górującej nad krajobrazem, do
której całe życie chodziła Roma.
Niezależnie od powyższych rozważań: saga to czy nie saga,
należy podkreślić, że autorka doskonale wie, jak kreślić postaci, by intrygować
ich losami. Trzeba mieć nie lada talent, by każdej nadać tyle barw, oraz być
dobrym obserwatorem życia i ludzi, by biografie bohaterów były wiarygodne i
życiowe. Na szczególną uwagę zasługuje Grażyna. Czasem jest tak, że prawdziwy
kunszt pisarza można poznać właśnie po czarnym charakterze obecnym w fabule.
Może ta była pracownica cyrku nie do końca zasługuje na to miano – chyba że
przyjmiemy taką definicję czarnego charakteru – ale poziom jej egoizmu, to,
jaka była wredna, a wszystko to niby w imię dziwnie pojmowanej „miłości” do
córki, po prostu zwalały z nóg.
Napomknęłam to już przy „Monogramie”, ale napiszę i teraz,
ponieważ przy tej powieści jest to dla mnie jeszcze bardziej widoczne. Proza
Joanny Marat wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom gatunkowym, ale jednego nie
można jej odmówić: w odbiorze jest zwyczajnie znakomita. Ciekawią mnie te
opowieści, wytwory jej wyobraźni, ale też bardzo odpowiada mi styl, jakim się
posługuje, te krótkie zdania pełne ironii i sarkazmu, ale też niewymuszonej
naturalności. Jednym słowem, nie mam wątpliwości, że Joanna Marat jeszcze nie
raz pokaże, na jak wiele ją stać. Ja będę na to czekać.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i
Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Książkę już leży na mojej półce i w wolnej chwili zamierzam zabrać się do czytania. Mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wciągnie Cię w takim samym stopniu, jak mnie:)
UsuńNie znam książek autorki ale ta zwróciła moją uwagę.Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby tak się stało:)
UsuńCzytałam już kilka recenzji tej książki i nabieram na nią coraz większej chęci, koniecznie przeczytam!
OdpowiedzUsuńDo opowieści o kobietach zawsze będę namawiać:)
UsuńCzytałam już dzisiaj o tej książce i wydaje mi się bardzo oryginalna. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest oryginalna, i tak jak napisałam, wymyka się jednoznacznym kategoriom:) A to lubię:)
UsuńZaciekawiłaś mnie tą książką, z chęcią bym ją przeczytała :)
OdpowiedzUsuńW sumie ja tu niewiele zrobiłam, to wszystko zasługa autorki:)
Usuń