czwartek, 6 kwietnia 2017

Magdalena Wala "Mów mi Katastrofa!"



Magdalena Wala „Mów mi Katastrofa!”, Czwarta Strona 2017, ISBN 978-83-7976-642-0, stron 376

Aldona dobrze wie, jak powinna mieć na drugie imię: „chodząca katastrofa”. Z jednej strony, niby nie ma się za jakąś ostatnią łamagę, ale z drugiej, jeśli coś ma pójść nie tak, to na pewno przytrafi się to właśnie jej. A to gdzieś się potknie i coś sobie potłucze; albo na weekendowym wyjeździe złapie ją gigantyczna ulewa, przed którą znajdzie schronienie w ruinach jakiegoś zamku. Jej wrodzony pech sprawi, że gdy zechce zmienić mokre ubranie, nagle objawi się tajemniczy lokator tej miejscówki. Studentka historii jeszcze kilka razy natknie się na Kamila, i to zawsze w takich okolicznościach, na jakie chciałaby spuścić zasłonę milczenia i niepamięci. Czy to możliwe jednak, że wpadła mu w oko i jest szansa na zacieśnienie relacji?

Debiut Magdaleny Wali, mieszkającej na Śląsku nauczycielki historii, bardzo przypadł mi do gustu. „Przypadki pewnej desperatki” wspominam z uśmiechem, ale autorka całkowicie kupiła mnie swoją drugą książką, „Marianną”. Romans, czy też powieść obyczajowa osadzona w historycznych okolicznościach powstania listopadowego, okazał się być absolutnym strzałem w dziesiątkę. Ku mojemu zdziwieniu, ale też i wielkiej uciesze, w swojej najnowszej powieści autorka nawiązała do „Marianny”. Czym – tego nie zdradzę, ale dodam, że bardzo spodobał mi się ten wątek.

W ogóle cała „Mów mi Katastrofa!” podobała mi się wielce, począwszy od tytułu. Na tyle, że pochłonęłam ją w mgnieniu oka przez jedno popołudnie i wieczór, a moim udziałem stała się sytuacja, którą nałogowi czytelnicy znają na pamięć: tłumaczenie sobie, że jeszcze tylko jeden rozdział i idę spać. Taaa, poszłam, jak skończyłam (zawsze, gdy to piszę, czuję się trochę dziwnie, bo autor tworzy swoją książkę jakiś tam czas, liczony w tygodniach, a czasem i miesiącach, a ja szast-prast, kilka godzin i jestem po lekturze. Mam jednak nadzieję, że bardziej to pisarzy cieszy, niż martwi...). Poczucie humoru autorki pozwala jej kreować świetne postaci i wikłać je w wydarzenia, które potrafią do łez rozbawić. Tym razem na pierwszym planie mamy Aldonę, którą pech wybrał sobie na ulubienicę i bardzo często daje jej o sobie znać. Komiczne jest już samo to, co ją spotyka, gdy w okolicy pojawia się Kamil, a pikanterii dodają ich rozmowy, na zasadzie „kto się czubi, ten się lubi”, tutaj wyjątkowo na miejscu. Ale nie tylko to jest powodem do radości. Aldona, oprócz pecha, ma również nietuzinkową rodzinkę. Po pierwsze, trzy siostry. Po drugie, matkę i babkę, które lubią drzeć ze sobą koty. I wreszcie ojca, cierpiącego na brak dodatkowego testosteronu w ich rodzinnym domu w Pszczynie. Zięć i jego teściowa nie spijają sobie z dzióbków i Jacek Żubert najczęściej wybiera milczenie lub wiele potrafiące wyrazić spojrzenie. Zresztą tak po prawdzie, babcia nikomu nie słodzi i uważa się za głowę rodziny oraz wyrocznię w jednym. Gdy na horyzoncie pojawi się ciąża jednej z sióstr, babcia będzie pierwsza do wydania jej za mąż, zwłaszcza że kandydatów jest kilku i nie trzeba ich daleko szukać, bo są przecież zaraz za płotem. Ale na to nikt inny nie wyraża zgody, na czele z samą zainteresowaną. Tak więc w domu rodziny Żubertów dzieje się zawsze dużo, często pojawia się groźba, że w ruch pójdzie laska starszej pani albo potrzebne jej będą kropelki; rozrywki dostarcza też Muffin, mający się za przywódcę swojego stada.

Ale nie samą rozrywką i dobrą zabawą stoi „Mów mi Katastrofa!”. Wala wniosła do fabuły odrobinę iście detektywistycznego śledztwa w związku z naprawdę poważną sytuacją jednej z panien Żubert; swoją przejmującą historię ma też do opowiedzenia Kamil. To sprawia, że i garść refleksji pojawi się w trakcie poznawania tej cudownej książki.

Cieszę się, że Magdalena Wala jest konsekwentna i w każdej swojej powieści przemyca całkiem sporo własnych pasji. Historia, wycieczki po Polsce, zabytki – to coś, w czym lubuje się również jej bohaterka. „Mów mi Katastrofa!” zapewniło mi kilka godzin przedniej rozrywki i dlatego gorąco ją Wam polecam – poprawa humoru i ciągły uśmiech gwarantowane.    

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 

http://czwartastrona.pl/

8 komentarzy:

  1. Jak książka jest dobra, to sen zawsze odchodzi na bok :D Skoro tak pozytywnie wyrażasz się o książce, to będę musiała kiedyś się z nią zapoznać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie odkładaj zbyt długo tego "kiedyś";)

      Usuń
  2. Jaka pozytywna książka. Będę miała ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.