Diane Chamberlain „W cieniu”, Prószyński i S-ka 2016, ISBN
978-83-8069-428-6, stron 400
Joelle pracuje w szpitalu jako pracownik socjalny. Jest
rozwódką, bezskutecznie starali się z mężem przez lata o dziecko. To, co nie
udało się z Rustym, przyszło bez trudu z Liamem, mężem jej najlepszej
przyjaciółki. To była tylko jedna noc, oboje szukali w sobie nawzajem wsparcia
w obliczu trudnej sytuacji, jaka stała się ich udziałem: żona Liama i
przyjaciółka Joelle, Mara, w wyniku wylewu po porodzie doznała uszkodzeń mózgu:
nie poznaje bliskich, nie mówi, żyje we własnym świecie. Joelle nigdy nie
ustała w wysiłkach, by znaleźć kogoś, kto mógłby pomóc Marze. Postanawia
nawiązać kontakt z uzdrowicielką, której sama zawdzięcza życie. Czy Liam
odzyska żonę, a ich synek matkę? Co zrobi Joelle w obliczu niespodziewanej
ciąży?
W którejś z recenzji rzuciła mi się w oczy ocena, że jest to
jedna ze słabszych książek autorki. Ja nie mam takiego wrażenia. Znów dostajemy
do rozwikłania szereg dylematów moralnych, bo do tego, w gruncie rzeczy,
sprowadzają się wszystkie utwory Chamberlain. Dla mnie „W cieniu” przede
wszystkim traktuje o granicach miłości, która
- jeśli jest prawdziwa – jest też niczym nieograniczona i warta tego, by
się dla niej wyrzec swoich uczuć. Joelle kocha Liama, ale kocha też Marę i nie
chce budować swojego szczęścia, jeśli nieszczęśliwy jest ten tak jej drogi
mężczyzna. Jest gotowa zrobić naprawdę wszystko, by Mara do nich wróciła, by
znów była sobą - tą wspaniałą, energiczną osobą. Chce, by rodzina Liama i Mary
wyglądała tak jak dawniej, dlatego poważnie myśli, by usunąć się w cień. Nie
chce nawet powiedzieć Liamowi o ciąży, by nie dokładać mu jeszcze jednego
ciężaru w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Przyznam się szczerze, że nie
wiem, jak postąpiłabym na miejscu tej postaci. Czy umiałabym się zdobyć na
takie poświęcenie – wyrzeczenie się własnego uczucia? Mężczyzna, którego
kocham, nie należy do mnie, ma żonę, ale tak właściwie jej nie ma, nie jest
obok niego i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się ją przywrócić do sprawności
umysłowej i fizycznej. Dał mi dziecko, którego tak bardzo pragnęłam, i
jakkolwiek się z tego cieszę, to jednak zdradziłam ukochaną przyjaciółkę, jak miałabym
jej spojrzeć w oczy, gdyby była świadoma tego, co się dzieje wokół niej? Czy
potrafiłabym od niego odejść? Nie wiem...
Naprawdę nie mam pojęcia, jak Diane Chamberlain to robi, że
za każdym razem potrafi tak przykuć uwagę czytelnika, do tego stopnia go
zaangażować. Jej fabuły, mówiąc nieładnie, nie potrafią się od człowieka
odczepić i gdy je pochłaniam, a muszę na jakiś czas je odłożyć, cały czas mam
je w głowie. To doprawdy wielka sztuka i ta pisarka opanowała ją do perfekcji.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Prószyński i
S-ka.
Autorka potrafi czarować emocjami. Każdą jej powieść przeżywa się całą sobą.
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację:)
UsuńFajnie, że autorka potrafi w taki sposób wywoływać emocje.
OdpowiedzUsuńI to za każdym razem!
UsuńKsiążka zbierała różne opinie, ale mnie zachwyciła. Tu mamy bardzo podobny gust
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie tylko tu, z Mrozem się jedynie trochę rozjeżdżamy;)
UsuńCoś dla mojej mamy.
OdpowiedzUsuńTobie też polecam:)
UsuńObiecałam nadrobić Chamberlain, ale jakoś nie wychodzi. :/
OdpowiedzUsuńJa tak mam z innymi autorami; nie przejmujmy się, bo oszalejemy;)
UsuńNie inaczej:)
OdpowiedzUsuńDo samego końca byłam zaintrygowana tym, jak autorka przedstawi całą historię. Wspaniała lektura!
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja:)
UsuńKolejna autorka, której książki chciałabym poznać :)
OdpowiedzUsuń