Natasza Socha „Zula i porwanie Kropka”, Nasza Księgarnia
2017, ISBN 978-83-10-13135-5, stron 192
Życie Zuzanny, zwanej Zulą, zmienia się wraz z przeprowadzką
do domu z niebieskimi wieżyczkami. Jej rodzice, z zawodu lekarze, wyjeżdżają do
Afryki, a Zula zamieszkuje z dwiema ciotkami, Helą i Melą. Siostry jej mamy
różnią się nie tylko od mamy właśnie, ale i od pozostałych ludzi; są zawsze
kolorowe i radosne, i na nic nie narzekają. Zaraz po przyjeździe Zula poznaje
Kajtka i Maksa, którzy zostają jej przyjaciółmi. Dziewczynka odkrywa również,
że jest bardziej podobna do ciotek, niż życzyliby sobie tego jej rodzice –
okazuje się, że sama też jest czarodziejką, jak Hela, Mela i babcia. Zula jest
zachwycona swoimi nowymi możliwościami, ale nie wie jeszcze, kiedy najlepiej z
nich korzystać. Tymczasem ginie pies ich nauczycielki, a Zula angażuje się w
jego poszukiwania.
W książkach dla dorosłych na wszelkie wątki
magiczno-fantastyczne kręcę nosem, bo wolę fabuły realne i rzeczywiste. Ale
„Zula...” to bajka, więc przyjęłam tę bajkową konwencję z dobrodziejstwem
inwentarza. Ale choć pomysł na postać Zuli ma element baśniowy, to Socha tak
poprowadziła narrację, by przemycić prawdy istotne dla najmłodszych. Wiem,
brzmi nudno i mało ciekawie, ale zapewniam, że dzieci same dojdą do właściwych
wniosków, dostrzegą, co pisarka chciała im przekazać. A co w tym względzie jest
najważniejsze? Powiedziałabym, że przede wszystkim przyjaźń i akceptacja.
Wprawdzie Zula wygląda na taką dziewczynkę, która szybko odnalazłaby się w
każdym środowisku, ale jednak w osobach Kajtka i Maksa znajduje kolegów, na
których może liczyć – razem stworzą załogę, która wyrusza na ratunek Kropkowi,
psu swojej nauczycielki.
Inny ważny motyw to coś, co ogólnie można by podsumować
krótko: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. W nowej klasie Zuli jest
dziewczynka będąca, we własnym mniemaniu, co najmniej księżniczką, która
podporządkowała sobie innych i zwyczajnie ich wykorzystuje: każe pisać sobie
wypracowania czy przynosić kanapki. Zula sprawia, że jej niecne postępowanie
wychodzi na jaw i przestaje być klasową gwiazdą.
No właśnie, Zula sprawia... To kolejny, najważniejszy chyba,
wątek. Zula przekonuje się, że magia nie może być wykorzystywana do
wszystkiego. Jej ciotki co tylko się da robią same; a gdy jej samej w głowie
tylko pomysły na psoty i kolejne figle – jej umiejętności słabną, mała
czarownica traci moc. Można chyba stwierdzić, że to mała przestroga, by własne
talenty wykorzystywać do dobrych celów.
„Zula i porwanie Kropka” to naprawdę przyjemna, sympatyczna
opowieść, którą bez wahania polecę dzieciom z mojego otoczenia. I mimo że nie
mieszczę się w „targecie” tej książki Nataszy Sochy, to z ochotą przeczytam
drugą część perypetii niezwykłej Zuli.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce oraz
Wydawnictwu Nasza Księgarnia.
Ciekawa książeczka dla dzieci i nie tylko :) I widać, że przekazuje ważne wartości, a to najważniejsze.
OdpowiedzUsuńOtóż to, dzieci na pewno coś z niej wyniosą:)
UsuńSkoro polecasz, ja również będę polecać.
OdpowiedzUsuńI mądrze zrobisz;)
UsuńTy na wątki magiczne kręcisz nosem, a ja coraz częściej myślę o tym, żeby dać szansę literaturze fantastycznej. To chyba zasługa Pyrkonu. ;)
OdpowiedzUsuńZ tego gatunku to jak na razie tylko Marta Kisiel:)
UsuńJuż mam tę książkę, ale jeszcze kilka innych przed nią czeka w kolejce do przeczytania.
OdpowiedzUsuńGrunt, że masz:)
Usuń