Magdalena Wala „Mów mi Katastrofa!”, Czwarta Strona 2017,
ISBN 978-83-7976-642-0, stron 376
Aldona dobrze wie, jak powinna mieć na drugie imię:
„chodząca katastrofa”. Z jednej strony, niby nie ma się za jakąś ostatnią
łamagę, ale z drugiej, jeśli coś ma pójść nie tak, to na pewno przytrafi się to
właśnie jej. A to gdzieś się potknie i coś sobie potłucze; albo na weekendowym
wyjeździe złapie ją gigantyczna ulewa, przed którą znajdzie schronienie w
ruinach jakiegoś zamku. Jej wrodzony pech sprawi, że gdy zechce zmienić mokre
ubranie, nagle objawi się tajemniczy lokator tej miejscówki. Studentka historii
jeszcze kilka razy natknie się na Kamila, i to zawsze w takich okolicznościach,
na jakie chciałaby spuścić zasłonę milczenia i niepamięci. Czy to możliwe jednak,
że wpadła mu w oko i jest szansa na zacieśnienie relacji?
W ogóle cała „Mów mi Katastrofa!” podobała mi się wielce,
począwszy od tytułu. Na tyle, że pochłonęłam ją w mgnieniu oka przez jedno
popołudnie i wieczór, a moim udziałem stała się sytuacja, którą nałogowi
czytelnicy znają na pamięć: tłumaczenie sobie, że jeszcze tylko jeden rozdział
i idę spać. Taaa, poszłam, jak skończyłam (zawsze, gdy to piszę, czuję się
trochę dziwnie, bo autor tworzy swoją książkę jakiś tam czas, liczony w
tygodniach, a czasem i miesiącach, a ja szast-prast, kilka godzin i jestem po
lekturze. Mam jednak nadzieję, że bardziej to pisarzy cieszy, niż martwi...).
Poczucie humoru autorki pozwala jej kreować świetne postaci i wikłać je w
wydarzenia, które potrafią do łez rozbawić. Tym razem na pierwszym planie mamy
Aldonę, którą pech wybrał sobie na ulubienicę i bardzo często daje jej o sobie
znać. Komiczne jest już samo to, co ją spotyka, gdy w okolicy pojawia się
Kamil, a pikanterii dodają ich rozmowy, na zasadzie „kto się czubi, ten się
lubi”, tutaj wyjątkowo na miejscu. Ale nie tylko to jest powodem do radości.
Aldona, oprócz pecha, ma również nietuzinkową rodzinkę. Po pierwsze, trzy
siostry. Po drugie, matkę i babkę, które lubią drzeć ze sobą koty. I wreszcie
ojca, cierpiącego na brak dodatkowego testosteronu w ich rodzinnym domu w
Pszczynie. Zięć i jego teściowa nie spijają sobie z dzióbków i Jacek Żubert
najczęściej wybiera milczenie lub wiele potrafiące wyrazić spojrzenie. Zresztą
tak po prawdzie, babcia nikomu nie słodzi i uważa się za głowę rodziny oraz
wyrocznię w jednym. Gdy na horyzoncie pojawi się ciąża jednej z sióstr, babcia
będzie pierwsza do wydania jej za mąż, zwłaszcza że kandydatów jest kilku i nie
trzeba ich daleko szukać, bo są przecież zaraz za płotem. Ale na to nikt inny
nie wyraża zgody, na czele z samą zainteresowaną. Tak więc w domu rodziny
Żubertów dzieje się zawsze dużo, często pojawia się groźba, że w ruch pójdzie
laska starszej pani albo potrzebne jej będą kropelki; rozrywki dostarcza też
Muffin, mający się za przywódcę swojego stada.
Ale nie samą rozrywką i dobrą zabawą stoi „Mów mi
Katastrofa!”. Wala wniosła do fabuły odrobinę iście detektywistycznego śledztwa
w związku z naprawdę poważną sytuacją jednej z panien Żubert; swoją przejmującą
historię ma też do opowiedzenia Kamil. To sprawia, że i garść refleksji pojawi
się w trakcie poznawania tej cudownej książki.
Cieszę się, że Magdalena Wala jest konsekwentna i w każdej
swojej powieści przemyca całkiem sporo własnych pasji. Historia, wycieczki po
Polsce, zabytki – to coś, w czym lubuje się również jej bohaterka. „Mów mi
Katastrofa!” zapewniło mi kilka godzin przedniej rozrywki i dlatego gorąco ją
Wam polecam – poprawa humoru i ciągły uśmiech gwarantowane.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Jak książka jest dobra, to sen zawsze odchodzi na bok :D Skoro tak pozytywnie wyrażasz się o książce, to będę musiała kiedyś się z nią zapoznać :)
OdpowiedzUsuńTylko nie odkładaj zbyt długo tego "kiedyś";)
UsuńŚwietna powieść!
OdpowiedzUsuńTak jest:)
UsuńJaka pozytywna książka. Będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńNie zawiedziesz się:)
UsuńCzekam na swój egzemplarz! :)
OdpowiedzUsuńTo życzę Ci udanej lektury:)
Usuń