Magdalena Knedler „Nic oprócz śmierci”, Czwarta Strona 2017,
ISBN 978-83-7976-632-1, stron 536
Anna Lindholm wraca do Helu. Ciągle nie wie, jak poukładać
swoje życie; gdzie, a przede wszystkim, czy w ogóle osiąść i stworzyć swój dom;
jak odciąć się od myśli o traumatycznych wydarzeniach z przeszłości i trudnych
relacjach rodzinnych. Gdy więc pewna kobieta, znana jej do tej pory tylko ze
słyszenia, zwraca się do byłej komisarz policji z prośbą o pomoc dla wnuka,
Anna traktuje to jako szansę odłożenia w czasie wiążących decyzji. Wyjeżdża do
Wiednia, gdzie w pracowni rzeźbiarskiej Ernsta Bauera zostają znalezione zwłoki
kobiety, upozowane właśnie na rzeźbę. Głównym podejrzanym szybko staje się
właściciel, który znał ofiarę i zdaje się mieć solidny motyw. Nie pomaga sobie
także swoją ucieczką, ale jego babka jest niezbicie przekonana, że jedyny wnuk
jest niewinny. Czy Annie uda się odnaleźć mężczyznę i dowieść tej zakładanej
niewinności?
Powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak
Knedler zbudowała całą trylogię, to jak nic nie powiedzieć. Ogarnąć tyle wątków
i ani na chwilę nie wypuścić ich z rąk, to naprawdę wielka sztuka – wyobrażam
sobie pisarkę jako najgenialniejszego reżysera, który z lekkością kieruje
swoimi aktorami (bohaterami) i wydobywa z nich wszystko to, co najlepsze. To
porównanie jest o tyle zasadne, że w fabule dużą rolę odgrywa sztuka: teatr (bo
czyż karnawał w Wenecji nie jest swego rodzaju teatrem?), literatura, rzeźba, a
historyczna odsłona tych dziedzin wyjątkowo mocno rzutuje tutaj na
teraźniejszość. Ta warstwa powieści świadczy nie tylko o erudycji autorki, ale
i o jej niezwykłym talencie do przekuwania tej swojej cechy charakterystycznej
we frapującą opowieść potrafiącą trzymać czytelnika w szachu od pierwszej do
ostatniej litery.
Śledztwa, w które wikła się Anna, to jedno, drugie to ona sama
jako kobieta i jako człowiek. Tym razem będzie musiała zmierzyć się ostatecznie
z własnymi uczuciami i uporządkować relacje z mężczyznami jej życia: Lajonem,
Tonim. Jako że Lindholm od początku była skomplikowana wewnętrznie, to trochę
czasu jej to zajmie... Mogę tylko zdradzić, że to, co wybrała dla niej autorka,
bardzo mnie usatysfakcjonowało.
Coś się kończy, coś się zaczyna. Jedyna w swoim rodzaju
wyprawa z Anną Lindholm w świat mrocznych przejawów ludzkiej duszy dobiegła
końca. Oczywiście, że jest mi trochę żal, że stało się to tak szybko, ale z
drugiej widać nadszedł czas na nowe wyzwania, a nie wątpię, że Magdalena
Knedler już coś chowa w zanadrzu, więc im podoła. Pozostaję w wielkim
podekscytowaniu, co zaoferuje nam następnym razem, i jestem przy tym
przekonana, że będzie to coś wspaniałego, kolejna bomba i prawdziwa perełka –
nic innego spod pióra Knedler nie wychodzi.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
A ja jeszcze nie znam prozy tej autorki. Muszę to koniecznie zmienić.
OdpowiedzUsuńJa tak samo.
UsuńTwórczość tej autorki ciągle przede mną.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony Ci tego zazdroszczę;)
UsuńCiekawa jestem bardzo jaki będzie finał tej historii. To będzie moja lektura na maj. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci mocnych wrażeń:)
Usuń