Liliana Fabisińska „Córeczka”, Filia 2015, ISBN
978-83-7988-344-8, stron 416
Tekst może zawierać spoilery.
Agata może o sobie powiedzieć, że jest kobietą spełnioną. Ma
cudownego męża i synka, którzy są jej największym szczęściem. Praca zawodowa
daje jej satysfakcję, pozwalając na samorealizację: jest cenioną terapeutką,
wykłada na uczelni i udziela się w mediach, bo uznano ją za ekspertkę od
wychowywania dzieci. Któregoś dnia do jej drzwi puka młoda dziewczyna, którą
kiedyś Agata nazywała Kropeczką. Niełatwe były okoliczności ich rozstania i
teraz wszystko wraca do niej z całą mocą. Agata nie może przestać myśleć o
przeszłości i o złożonej wówczas obietnicy. Początkowo nie wie, czego Zuza od
niej oczekuje, ale na pewno nie spodziewa się tego, co usłyszy...
„Córeczka” miała w założeniu przełamywać stereotypy i to
właśnie robi. Zrywa z zakorzenionym w nas przekonaniem, że „mnie problem HIV
nie dotyczy”. Większości z nas wirus i powodowane przez niego AIDS kojarzy się
np. z wokalistą zespołu Queen, Freddiem Mercurym, tym bardziej że przecież nie
jest tajemnicą, jaki tryb życia prowadził. Myśląc HIV, możliwe, że przywołujemy
obraz jakichś wyuzdanych orgii, jakim oddają się osoby o homoseksualnej
orientacji, a w najlżejszym przypadku przychodzą nam do głowy ci, którzy skaczą
z kwiatka na kwiatek i może sami nie wiedzą, ilu tak właściwie mieli łóżkowych
partnerów. Tymczasem autorka postawiła na przekonanie czytelników, że wirus
może dotyczyć każdego z nas, a przykładem jest właśnie Agata.
Bohaterka, jak każdy z nas, ma jakąś przeszłość. I w jej
przypadku chodzi właśnie o to, co było; przeszłość nagle kładzie się olbrzymim
cieniem na jej teraźniejszość, a bezpieczeństwo męża i syna staje pod dużym
znakiem zapytania. Możliwe, że wobec tych, którzy już czytali „Córeczkę”, wyjdę
teraz na osobę bez serca lub coś w tym stylu, ale matko, jak ta Agata mnie
denerwowała! Oczywiście, że rozumiałam, dlaczego nie chciała porozmawiać z
Marcinem, że chciała oszczędzić mu strachu, bo wystarczy, że ona sama go
przeżywała, ale mimo to irytowała mnie strasznie. To jednak nic w obliczu tego,
jak postępowała w przeszłości. Ja raczej nie jestem osobą wylewną i otwartą,
więc jej uczucie do Grzegorza było dla mnie czymś niepojętym. Nie wiem, jak
można zakochać się w kimś, kogo zna się tylko z maili, tak samo jak nie
ogarniałam, że ona przystawała na wszystkie jego pomysły. U mnie byłoby to nie
do pomyślenia, więc na postrzeganie Agaty mocno wpłynął mój charakter i
doświadczenia; znając życie, ja na pewno zastanawiałabym się, czy nie trafił mi
się jakiś psychopata...
Agata jest więc postacią, która, jak widać, może być
odbierana różnie. Miejscami denerwowała mnie też Zuza, szczególnie tym swoim
„pojawiam się i znikam”, ale w jej przypadku można to jeszcze wszystko
zrozumieć, bo była w końcu tylko pogubionym we własnym życiu dzieckiem. Z kręgu
bohaterów najbardziej przypadł mi do gustu Marcin – normalnie anioł, nie
człowiek, że wytrzymał wszystko to, co fundowała mu żona. Ale to właśnie w tym
względzie udało się pisarce pokazać siłę prawdziwej miłości oraz to, co w
praktyce znaczą słowa „na dobre i na złe”. O takim właśnie uczuciu jest jeszcze
ta powieść, nie tylko o HIV.
Małe zastrzeżenie mam jednak do wyjaśnienia losów Grzegorza
i tego, jak on się zaraził. Wydało mi się ono trochę zbyt wydumane i mało
przekonujące. Oczywiście przyjmuję koncepcję autorki, ale tutaj postawiłabym
raczej na coś prostszego. Choć tak jak wspomniałam, w trakcie lektury wiernie
siedziała obok mnie irytacja, to jednak nie mogę zaprzeczyć, że w ogólnym
rozrachunku „Córeczka” zrobiła na mnie wrażenie i podobała mi się. Myślę
jednak, że nie o samo podobanie się chodzi, bo Liliana Fabisińska napisała
powieść przede wszystkim taką, która ma zmienić nasze myślenie i do czegoś nas
skłonić. „Jeśli ta książka przekona choćby jedną osobę, żeby poszła się zbadać,
będę szczęśliwa” (str. 408). To jest największa wartość „Córeczki”.
Mam tę książkę ale jeszcze jej nie czytałam.
OdpowiedzUsuńTeż mam takich sporo...
UsuńSłyszałam o tej książce, ale nie wiem, czy zdecydowałabym się ją przeczytać w obecnej chwili.
OdpowiedzUsuńSama wiesz najlepiej, kiedy byłby odpowiedni moment:)
UsuńKsiążkę czytałam i wywarła na mnie całkiem spore wrażenie.
OdpowiedzUsuńInaczej być nie mogło;)
UsuńKsiążka przełamująca stereotypy i to jeszcze polskiej autorki? Jestem na TAK!
OdpowiedzUsuńI brawo:)
UsuńCzytałam tę książkę i byłam pod dużym wrażeniem, dlatego już nie mogę się doczekac kiedy sięgnę po "Śnieżynki" ;)
OdpowiedzUsuńJa też, tylko nie mogę na nią trafić w bibliotece.
Usuń