Anna Dziewit-Meller „Góra Tajget”, Wielka Litera 2016, ISBN
978-83-8032-071-0, stron 248
Sebastian po swoim ojcu odziedziczył aptekę. Z żoną właśnie
doczekali się córki, Małgorzaty Janiny. Coś, co wydaje się odwieczne i
całkowicie naturalne – ojcostwo – dla Sebastiana ma smak lęku i strachu. Tak
jak o córkę, nie bał się nigdy w życiu, wszędzie upatruje zagrożenia. Któregoś
dnia na spacerze spotyka swojego dawnego nauczyciela z liceum; starszy
mężczyzna prosi go o pomoc w wywalczeniu pomnika upamiętniającego dzieci, które
w czasie drugiej wojny światowej nigdy nie opuściły miejscowego szpitala
psychiatrycznego, stając się ofiarami eksperymentów pseudonaukowych. Sebastian
zaczyna zgłębiać tę historię.
Najpierw pedofilia, teraz wojna w jej najbardziej
przerażającej i bolesnej odsłonie, związanej z krzywdą dziecka, najbardziej
bezbronnej ofiary tego kataklizmu dziejowego. I to nie krzywdą przypadkową, ale
tą zamierzoną, dokonywaną przez ludzi, którzy w swoim mniemaniu byli lekarzami,
naukowcami, a tak naprawdę dokonywali zbrodni. Autorka stworzyła postać
profesor Luben, opierając się na historii dwójki lekarzy pracujących w szpitalu
dla chorych psychicznie w Lublińcu. Pracujących, a w gruncie rzeczy
maltretujących dzieci. Rzecz sprowadza się do akcji T4, w ramach której Hitler
postanowił stworzyć nowy naród, eliminując z niego jednostki słabe i chore,
„niewarte życia”. Nie wiem, czy można tu zastosować jakąkolwiek skalę, ale
jednym z najgorszych faktów jest to, że tak jak powieściowa doktor Luben, tak
wielu nazistowskich „lekarzy”, mających na rękach (bo na pewno nie na sumieniu)
krew mnóstwa ludzi, nie poniosło za swe zbrodnie żadnej kary, dożywając swych
dni w spokoju, ciesząc się również szacunkiem swojej społeczności. Nietrudno
dojść do wniosku, że denazyfikacja w wielu przypadkach pozostała jedynie
teorią.
„Góra...” ma intrygującą kompozycję. Przedstawioną historię
śledzimy z punktu widzenia kilku osób. Zaczynamy od Sebastiana, młodego ojca
żyjącego w permanentnym lęku, który wyjątkowo długo nie uświadamia sobie, jak
wyjątkowo blisko miejsca strasznej tragedii funkcjonuje. „Gertrude” to opowieść
profesor Luben. Zefka jest ciotką Karoliny, żony Sebastiana; Ślązaczką, która
miała tego życiowego pecha mieszkać na terenach, przed które przechodził
radziecki front. Ryszard, dziadek Sebastiana, był pacjentem doktor Luben; jemu
udało się przeżyć metody „leczenia” przez nią stosowane. „Adik” z kolei to
historia akcji wdrażanej przez Hitlera, a zarazem możliwość zadania sobie tego
odwiecznego pytania: „co by było, gdyby...?”.
Już ta nielinearna, mająca kilku wiodących bohaterów,
narracja wywiera kolosalne wrażenie, a zarazem rodzi ogromny, podskórny lęk i
napięcie. Przypomina kolejne czarne karty historii, a przy tym uświadamia, że
okrucieństwo hitlerowców było naprawdę nieograniczone i ciągle jeszcze potrafi
szokować, a zarazem dawać się odkrywać, bo nie wiedziałam o szpitalu w Lublińcu
i dramacie jego małych pacjentów. „Góra Tajget” jest również dowodem tego, że
Anna Dziewit-Meller w żadnym razie nie idzie na łatwiznę, a konsekwentnie wybiera
tematykę mocno zaangażowaną społecznie i historycznie. W drugiej książce
pokazała zderzenie jednostki z wielką historią, na którą nie ma się wpływu (i
nie mam tu na myśli Gertrude Luben, ta wpływ miała). „Góra...” nie jest jakoś
wybitnie rozciągnięta, to niecałe dwieście pięćdziesiąt stron; styl też nie
jest kwiecisty, a bardziej surowy, zdystansowany, ale wierzcie mi, tu jest sama
esencja treści i emocji. Dziewit-Meller pisze tak, by poruszać i wychodzi jej
to naprawdę po mistrzowsku.
Cieszy mnie Twoja pozytywna opinia. Będę niebawem czytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żeby zrobiła na Tobie równie duże wrażenie.
UsuńJakiś czas temu rzuciła mi się w oczy. Podoba mi się ten wątek zlęknionego ojca. Coś innego, niż przewrażliwiona i nadopiekuńcza matka.
OdpowiedzUsuńTo fakt, jest w tym coś świeżego.
UsuńPod względem objętościowym książka faktycznie niezbyt obszerna, ale najważniejsze, że są tu emocje.
OdpowiedzUsuńO tak, same emocje.
UsuńBardzo ciekawie się zapowiada, będę miała na uwadze ten tytuł. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Namawiam do lektury.
Usuń