Joanna Szarańska „Nic dwa razy się nie zdarzy”, Czwarta
Strona 2017, ISBN 978-83-7976-602-4, stron 312
Kalina odprawia swoisty rytuał i przed ślubem z Markiem
wszystko robi inaczej, niż przed tym niedoszłym z gangsterem Patrykiem
Cieplakiem, który aż zanadto zainteresował się jej najlepszą przyjaciółką,
Jolką. Tym razem każdy element ma być jak należy, już Kaliny w tym głowa. Ale
wszystkie plany, rytuały i zaklinanie rzeczywistości biorą w łeb, gdy Marek po
prostu nie czeka na ukochaną przed ołtarzem. Coś musiało się stać, nie zrobiłby
jej przecież czegoś takiego, a że nigdzie go nie ma, Kalina zaczyna akcję
poszukiwawczą. Odnajduje niedoszłego męża w podkrakowskim domu gangstera o
wyjątkowo aromatycznym pseudonimie Bazylia, ale Marek nie tylko nie poznaje narzeczonej,
ale zdaje się jej bardzo nie lubić i na dodatek być prawą ręką mafioza. Kalina
za wszelką cenę chce zostać w tym domu, by ratować narzeczonego i swoje
przyszłe szczęście małżeńskie. Jeszcze nie wie, jak upora się z amnezją Marką,
ale na pewno coś wymyśli.
Po brawurowym debiucie „I że ci nie odpuszczę” oraz drugim
tomie „Kocha, lubi, szpieguje”, bardzo czekałam na ciąg dalszy. Szarańska pisze
z takim wdziękiem, że chciałoby się, żeby jej książki miały a tak z pięćset
stron, co najmniej. Obdarzona bujną wyobraźnią kreuje bohaterów jedynych w
swoim rodzaju. Po Kalinie, rzecz jasna, moją ulubienicą jest Szparka ze swoim
charakterystycznym stylem wypowiedzi, na który Kalina zawsze daje się złapać,
co prowadzi do komizmu słownego, więc trochę ubolewam, że w „Nic dwa razy...”
jest jej tak mało. Ale za to bardzo przypadł mi do gustu Bazylia. Tak, wiem,
ten gangster, ale on naprawdę był całkiem sympatyczny (do pewnego momentu
oczywiście) i jakiś taki mało groźny, jak dla mnie – ale że Kalinę był w stanie
wystraszyć, to wierzę, choć dla niej ważniejszy był Marek i konieczność
wydostania go z domu Bazylii, niż strach przed szefem. To, co robiła ona sama,
byle tylko utrzymać się przy pracy i nie tracić z oczu narzeczonego, była
całkiem zabawne, a już sceną z tańcem na rurze i rozmową z Bazylią Kaliny
odzianej w strój króliczka Szarańska przeszła samą siebie. Obrazy, jakie
powstały w mojej głowie pod ich wpływem, zostaną ze mną chyba na zawsze. I
pomyślałam sobie, że chciałabym, aby ktoś przeniósł je na ekran – to dopiero
byłaby komedia!
Chyba już to pisałam przy poprzednich częściach, ale wcale
nie chciałam kończyć spotkania z Kaliną. Cóż z tego, mogłam sobie chcieć, a
przeleciałam przez lekturę jak burza. Wszystkie tomy były świetne, ale nie
wiem, czy to właśnie „Nic dwa razy się nie zdarza” nie zasługuje na miano
najlepszego. I jeśli to zakończenie trylogii – a w sumie to nie obraziłabym się
na kolejną część – to gratuluję Joannie Szarańskiej znakomitego jej
zwieńczenia. I czekam na następne jej książki – byle szybko;) – i nowych,
szalonych bohaterów.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Mam ochotę na tę zabawną książkę, najlepszą na wszystkie smutki :)
OdpowiedzUsuńNa pewno poprawiłaby Ci humor:)
UsuńZnam tylko pierwszy tom, nad czym bardzo ubolewam!
OdpowiedzUsuńBo jest nad czym, to fakt.
UsuńMuszę w końcu zabrać się za twórczość tej autorki! :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie:)
UsuńŚwietna seria. Moja recenzja już niebawem.
OdpowiedzUsuńCzekam!
UsuńBrak mi czasu na obyczajówki. :(
OdpowiedzUsuńA mnie ostatnio ochoty na cokolwiek innego:(
UsuńLubię obyczajowe ksiażki ale ta jakoś mi nie podchodzi...
OdpowiedzUsuńNic na siłę.
Usuń