Natasza Socha „Kobiety ciężkich obyczajów”, Pascal 2017,
ISBN 978-83-7642-940-3, stron 384
Kira, córka Kaliny, pochłoniętej niedawno narodzoną Heleną,
i wnuczka Konstancji, nadal obrażonej po odcięciu pępowiny przez partnerkę
Kosmy, bawi się mężczyznami. Wykorzystuje ich do swoich potrzeb; czerpie tyle
korzyści z przelotnych związków, ile jej się podoba, by potem mówić bez żalu do
widzenia. Z czasem dociera do niej jednak, że chyba nie da się tak żyć na
dłuższą metę; że wreszcie chciałaby czegoś poważniejszego, solidnej relacji i
stabilizacji – chciałaby się po prostu zakochać. Ale czy nie jest już na to za
późno?
Dzięki fabule „Kobiet...” mamy szansę zastanowić się nad
tym, co właściwie decyduje o naszej egzystencji: my sami mamy na nią wpływ, czy
jednak rządzi nami przypadek? Kwiryna na swojej drodze spotyka Lucynę i to od
niej wyjdzie inicjatywa przemiany w fascynującą Luizę, której przyszłość wcale
nie rysuje się w tak różowych barwach, jak to we dwie zakładały. Postępowanie
Kiry z kolei niby wydaje się, że jest jej samodzielną decyzją, ale wynika
częściowo ze sposobu wychowania, więc czy w sumie nie można powiedzieć, że to
wszystko ciągnie się od dawna? Jedna myśl: „tak, zrobię to”, a w konsekwencji
lawina zdarzeń? Chyba nie da się jednoznacznie rozstrzygnąć tej kwestii, choć
sądzę, że jednak bliższe jest nam przekonanie, iż mamy wpływ na swoje życie.
Uwielbiam styl Sochy. Nie słodzi, ale ironizuje; żadna
postać ani zjawisko nie może być pewne, że właśnie ich nie weźmie teraz na cel.
Ponadto każdy stworzony przez nią bohater jest na tyle pełnokrwisty, że na
fragmenty mu poświęcone czeka się z niecierpliwością. W tym przypadku
największe zaintrygowanie budzi epilog – ma formę otwartą i nie można się nie
zastanawiać, jak pisarka pociągnęłaby dalej wszystkie wątki. Kto wie, może kiedyś
doczekamy się jednak czwartego tomu.
„Kobiety ciężkich obyczajów” są dla mnie najbardziej gorzkim
w wydźwięku tomem serii, bo pokazują, że nie zawsze można żyć tak, jak by się
chciało, po swojemu; bo nie istniejemy w próżni i nasze działania prędzej czy później
wywrą wpływ na innych, nawet jeśli w danej chwili nic na to nie wskazuje i sami
o tym nie myślimy. Fabuła może trochę smutna, może trochę bolesna, bo
rozliczająca z przeszłością i niełatwą teraźniejszością, ale na pewno
znakomita. Brawa dla Nataszy Sochy za utrzymanie wysokiego poziomu trzeciej
części i całej sagi „Matki, czyli córki”. To lektura obowiązkowa dla każdej
kobiety.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Pascal.
Dwie poprzednie części podobały mi się, więc z pewnością sięgnę także po trzecią, która wydaje się poruszać najpoważniejsze tematy.
OdpowiedzUsuńChyba tak właśnie jest, najcięższy kaliber.
UsuńKsiążka już czeka na mojej półce. Myślę, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńNa pewno.
UsuńNie znam tej serii, ale czytałam o niej dużo dobrego.
OdpowiedzUsuńJak dużo, to musisz czytać czym prędzej, tyle osób nie może się mylić.
UsuńNie znam jeszcze twórczości Sochy, ale widzę, że muszę to jak najszybciej zmienić :)
OdpowiedzUsuńJak najszybciej jest tu kluczowe;)
UsuńJa na razie nie jestem zainteresowana tą serią, choć nie skreślam jej całkowicie.
OdpowiedzUsuńI dobrze, sporo byś straciła.
UsuńLubię prozę Nataszy Sochy, jednak tego cyklu jeszcze nie czytałam. Najwyższy czas to nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńMa coś w sobie, prawda? :)
UsuńCzekam na swój egzemplarz i już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury Ci życzę:)
UsuńMuszę w końcu poznać twórczość Sochy!
OdpowiedzUsuń