sobota, 4 marca 2017

Joanna Szarańska "Nic dwa razy się nie zdarzy"



Joanna Szarańska „Nic dwa razy się nie zdarzy”, Czwarta Strona 2017, ISBN 978-83-7976-602-4, stron 312

Kalina odprawia swoisty rytuał i przed ślubem z Markiem wszystko robi inaczej, niż przed tym niedoszłym z gangsterem Patrykiem Cieplakiem, który aż zanadto zainteresował się jej najlepszą przyjaciółką, Jolką. Tym razem każdy element ma być jak należy, już Kaliny w tym głowa. Ale wszystkie plany, rytuały i zaklinanie rzeczywistości biorą w łeb, gdy Marek po prostu nie czeka na ukochaną przed ołtarzem. Coś musiało się stać, nie zrobiłby jej przecież czegoś takiego, a że nigdzie go nie ma, Kalina zaczyna akcję poszukiwawczą. Odnajduje niedoszłego męża w podkrakowskim domu gangstera o wyjątkowo aromatycznym pseudonimie Bazylia, ale Marek nie tylko nie poznaje narzeczonej, ale zdaje się jej bardzo nie lubić i na dodatek być prawą ręką mafioza. Kalina za wszelką cenę chce zostać w tym domu, by ratować narzeczonego i swoje przyszłe szczęście małżeńskie. Jeszcze nie wie, jak upora się z amnezją Marką, ale na pewno coś wymyśli.

Seria „Kalina w malinach” Joanny Szarańskiej to najlepsze lekarstwo na wszelkie smutki. Kalina Radecka to postać, o której wszystko można powiedzieć, ale na pewno nie to, że kłopoty nie lubią się jej trzymać. Jeśli coś może pójść nie tak, to w jej przypadku na pewno tak się stanie. Oczywiście do części tarapatów, w które wpada, znacząco przyczynia się ona sama, szczególnie że najpierw robi, a dopiero potem myśli, a nawet jeśli najpierw pomyśli, to jej dedukcja zazwyczaj podąża w baaardzo ciekawych kierunkach, czasami odrobinę naiwnych, ale wynikających raczej z jej wiary w ludzi i ich dobre intencje.  

Po brawurowym debiucie „I że ci nie odpuszczę” oraz drugim tomie „Kocha, lubi, szpieguje”, bardzo czekałam na ciąg dalszy. Szarańska pisze z takim wdziękiem, że chciałoby się, żeby jej książki miały a tak z pięćset stron, co najmniej. Obdarzona bujną wyobraźnią kreuje bohaterów jedynych w swoim rodzaju. Po Kalinie, rzecz jasna, moją ulubienicą jest Szparka ze swoim charakterystycznym stylem wypowiedzi, na który Kalina zawsze daje się złapać, co prowadzi do komizmu słownego, więc trochę ubolewam, że w „Nic dwa razy...” jest jej tak mało. Ale za to bardzo przypadł mi do gustu Bazylia. Tak, wiem, ten gangster, ale on naprawdę był całkiem sympatyczny (do pewnego momentu oczywiście) i jakiś taki mało groźny, jak dla mnie – ale że Kalinę był w stanie wystraszyć, to wierzę, choć dla niej ważniejszy był Marek i konieczność wydostania go z domu Bazylii, niż strach przed szefem. To, co robiła ona sama, byle tylko utrzymać się przy pracy i nie tracić z oczu narzeczonego, była całkiem zabawne, a już sceną z tańcem na rurze i rozmową z Bazylią Kaliny odzianej w strój króliczka Szarańska przeszła samą siebie. Obrazy, jakie powstały w mojej głowie pod ich wpływem, zostaną ze mną chyba na zawsze. I pomyślałam sobie, że chciałabym, aby ktoś przeniósł je na ekran – to dopiero byłaby komedia!

Chyba już to pisałam przy poprzednich częściach, ale wcale nie chciałam kończyć spotkania z Kaliną. Cóż z tego, mogłam sobie chcieć, a przeleciałam przez lekturę jak burza. Wszystkie tomy były świetne, ale nie wiem, czy to właśnie „Nic dwa razy się nie zdarza” nie zasługuje na miano najlepszego. I jeśli to zakończenie trylogii – a w sumie to nie obraziłabym się na kolejną część – to gratuluję Joannie Szarańskiej znakomitego jej zwieńczenia. I czekam na następne jej książki – byle szybko;) – i nowych, szalonych bohaterów.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.  

http://czwartastrona.pl/autorzy/joanna-szaranska/

12 komentarzy:

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.