czwartek, 2 marca 2017

Dagmara Andryka "Trąf, trąf, misia bela"



Dagmara Andryka „Trąf, trąf, misia bela”, Prószyński i S-ka 2017, ISBN 978-83-8097-079-3, stron 480

Dziennikarka Marta Witecka odniosła sukces. Jej książka oparta na historii Mille, małej miejscowości, której mieszkańcy wierzyli, że musi ich być równy tysiąc, cieszy się uznaniem. Jej wydawca oczekuje, że zacznie pisać coś nowego, ale ona, chcąc najpierw uporać się z pewną traumą z życia osobistego, nie szuka specjalnie tematu, który by ją zaintrygował. Ale taki właśnie temat sam ją znajduje. Zwraca się do niej Anna Kleynocka, notariusz ze Szczecina i przedstawia historię bractwa, do którego należy. Grupę tę tworzyła ona wraz z dwiema koleżankami i czterema kolegami plus opiekun, Igor Bodnar, a wszystko zaczęło się na obozie sportowym w Trzciance w 1984 roku. Członków bractwa łączy niepowtarzalna więź, są dla siebie najważniejsi, mimo upływu lat, co nie zawsze rozumieją ich bliscy: mężowie, żony, dzieci. Gdy ginie Igor, a chwilę później Staszek, Anka jest przekonana, że ktoś będzie chciał pozbywać się ich po kolei. Czy na pamiętnym obozie stało się coś, co stawia bractwo w niebezpieczeństwie? Czy ktoś planuje zemstę, choć minęło już trzydzieści lat?

Dagmara Andryka może się pochwalić olśniewającym debiutem „Tysiąc”. Jaką ona tam wykreowała atmosferę! Do tej pory pamiętam te emocje, to napięcie – wszystko to, co sprawiło, że uznałam Andrykę za pisarkę skończoną; taką, która niczego w swym warsztacie nie musi poprawiać, by cieszyć się uznaniem czytelników – ona już na dzień dobry dysponowała samymi atutami. Nie ukrywam, że z niecierpliwością wyczekiwałam informacji o jej nowej książce. I wreszcie pojawiła się zapowiedź. Zapowiedź o niezwykłym tytule, dodajmy od razu, bo kto z nas nie zna tak zaczynającej się wyliczanki? Patrząc na całokształt fabuły, można chyba powiedzieć, że będzie miała ona znaczenie symboliczne, bo to w związku z nią wydarzyło się coś, co już na zawsze zmieniło życie bohaterów i sprawiło, że ostatecznie pożegnali się z dzieciństwem, choć byli już na tyle napiętnowani przez los, że może już wtedy dziećmi nie byli.

Nie ma co zaprzeczać, że „Tysiącem” pisarka postawiła sobie wysoko poprzeczkę i spowodowała, że oczekiwania wobec drugiej powieści zostały mocno wywindowane. Patrząc z perspektywy atmosfery i nastroju, myślę, że „Trąf...” nie jest tak mroczny, a w konsekwencji napięcie jest odrobinę mniejsze. Ale to nie znaczy, że nie ma go wcale – jest, bo sytuację bohaterów można określić jako swego rodzaju polowanie i to oni grają rolę łownej zwierzyny. Należy też wspomnieć, że – przynajmniej jak dla mnie – wszystkich członków bractwa trudno obdarzyć cieplejszymi uczuciami, a to, co wychodzi na jaw z czasem; to, co zrobili w przeszłości, tylko w tych pierwszych wrażeniach utwierdza. Próby usprawiedliwiania się, jakie podejmuje głównie Anka, są mało przekonujące i nie wydaje mi się, by poharatane emocjonalnie dzieciństwo mogło być solidnym elementem łagodzącym ich winę.

Andryka posłużyła się motywem samospełniającej się przepowiedni, teoretycznie można by nawet uznać – klątwy, choć w takie coś nie wierzyłam od początku, nastawiając się bardziej na sedno sprawy tkwiące w przeszłości, a co za tym idzie, rodzące podejrzenie, że chodzi o zemstę. Zakładałam, że chodzi o czynnik ludzki, a nie nadprzyrodzony. I tu dochodzę do czegoś, co wzbudziło we mnie trochę mieszane uczucia, czyli do tożsamości sprawcy. Nie powiem, że się jej domyśliłam, bo się nie domyśliłam, ale chyba jednak liczyłam na coś bardziej spektakularnego. Pojawiło się we mnie uczucie pękniętego balonika, po którym nic nie zostaje – najpierw napięcie, co się wydarzy i kto okaże się mordercą, a potem taka obojętność, gdy już wszystko było wiadome. Typowałam jednak jakiś inny scenariusz (nie mogę napisać jaki, bo zasugerowałabym rozwiązanie).

Zakończenie określiłabym jako jednak nie w moim guście – odczucie subiektywne – co powoduje, że wyżej będę oceniała „Tysiąc”. Nie znaczy to jednak, ze „Trąf, trąf, misia bela” jest słaba i należy ją przekreślić. Wcale tak nie jest, a fanką Dagmary Andryki nadal jestem. Druga powieść jest według mnie ciut słabsza od debiutu, ale i tak dobrze wiem, że Andryka potrafi pisać; umie tworzyć frapujące fabuły odwołujące się do instynktów, ciemnych stron ludzkiej natury i brudnej, brutalnej strony rzeczywistości. Ale bardzo bym chciała, by pisarka na kolejną swoją książkę nie kazała nam czekać zbyt długo.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

http://www.proszynski.pl/

7 komentarzy:

  1. Mnie "Tysiąc" nie zachwycił aż tak bardzo, chociaż był naprawdę dobry. Zastanawiam się jednak nad czytaniem drugiej części, zwłaszcza, że piszesz, iż jest trochę słabsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że zakończenie nie w Twoim guście, ale i tak mam ochotę na tę książkę, bo ,,Tysiąc'' szalenie mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie żałuję, że przeczytałam, mimo tego zastrzeżenia.

      Usuń
  3. Trochę się tego obawiałam. Sama na razie nie mam kiedy sięgnąć po ten tytuł, bo bieżący stos jest spory, ale prędzej czy później na pewno tę książkę przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już sam tytuł mnie przyciąga :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.