wtorek, 11 października 2016

Natasza Socha "Dziecko last minute"



Natasza Socha „Dziecko last minute”, Pascal 2016, ISBN 978-83-7642-765-2, stron 352

Nie tego spodziewała się Kalina. Już prawie była pogodzona z nadchodzącą menopauzą, a tu okazuje się, że jest w ciąży. Czterdzieści sześć lat i dziecko? Kosma poznany ledwie kilka tygodniu temu? I co na to wszystko powiedzą Kira i Konstancja? Jakby mało było tych wszystkich zawirowań losu, w życiu Kaliny pojawia się nigdy niewidziany ojciec. Co takiego się stało, że Konstancja skazała ich na tak długą rozłąkę? O Kalinę nagle upomni się też Adam, jak by nie było – jej ciągle aktualny mąż, a ostatniego słowa nie powiedziała jeszcze w sprawie Kosmy Marietta. Kalina nie raz poczuje, że to wszystko ją przerasta, by za chwilę widzieć świat tylko w różowym kolorze.

Serie książkowe lubię czytać zaraz po sobie, bo wtedy nie muszę na długo rozstawać się z bohaterami, jeśli przypadną mi do gustu. „Hormonię” Nataszy Sochy, pierwszą część cyklu „Matki, czyli córki”, przeczytałam w momencie, gdy była już mniej więcej znana data premiery i okładka „Dziecka last minute”. Kibicowałam Kalinie, głównej bohaterce, w powolnym i niełatwym dla niej procesie odcinania pępowiny oraz stawania pewnie na własnych nogach. W „Dziecku...” Socha zafundowała jej kolejną rewolucję: zamiast spodziewanego pożegnania z fizycznymi objawami kobiecości - jej nowy wymiar, czyli drugie, późne – albo dojrzałe, co ładniej brzmi – macierzyństwo.

Pisałam już, że dla mnie autorka jest specjalistka od relacji międzyludzkich i jest to również istotny element najnowszego utworu. Mamy więc więź matka – córka, widzianą z dwóch perspektyw, czyli tego, jak na wieść o przyszłym rodzeństwie i zmianach w życiu rodzicielki zareaguje Kira, oraz postawę obrażonej Konstancji, która nie może wybaczyć Kalinie tego, co zrobiła ze swoim, a właściwie ich wszystkich, życiem. Ale tak szczerze mówiąc, odniosłam wrażenie, że Konstancja trochę stępiła pazurki, choć jednocześnie można to odebrać jako ciszę przed burzą, biorąc pod uwagę, że na końcu zostaje zasygnalizowane, o co chodziło z tajemniczą Luizą (z czego też wniosek, że w trzecim tomie naprawdę będzie się działo). W każdym razie w obliczu oporu matki, Kalina może liczyć na ojca, bo Józef w nowej dla siebie roli odnajduje się znakomicie. Pisarka poszła na całość i wprowadziła jeszcze motyw psa ogrodnika, mówiąc w ogromnym skrócie myślowym, czyli byłych partnerów Kaliny i Kosmy, którzy nagle stwierdzają, że raczej nie w smak im szczęście tych dwojga i że w sumie powinno się ono należeć im, Adamowi i Marietcie. I tu nie wiem, które z nich irytowało mnie bardziej, ale chyba jednak on, bo Marietta była tylko złośliwa i zazdrosna, a Adam sprawiał wrażenie, jakby poprzestawiały mu się niektóre klepki w mózgu.

Ale tak zasadniczo „Dziecko...” to Kalina. To jej stan odmienny wysuwa się na plan pierwszy powieści. Ta późna ciąża u Sochy przedstawiona jest zupełnie bez lukru i słodzenia, w kontrze do wszystkich poradników czy innych przekazów mówiących, że oczekiwanie na dziecko to sam miód, stan prawdziwie błogosławiony i pełnia szczęścia. A co błogosławionego jest w mdłościach, wymiotach, nabieraniu kilogramów, cukrzycy ciążowej oraz nieustającej huśtawce nastrojów? Wszystkiego tego doświadcza Kalina, która dodatkowo nie potrafi przestać rozmyślać nad tym, że właściwie to urodzi sobie własną wnuczkę. Przeżycia Kaliny oddane są tak naturalnie, tak wiarygodnie, że pozostaje jedynie podziwiać pisarkę – nie wiem, jak ona to robi, że każda jej postać ma swoją wyrazistą osobowość, indywidualną charakterystykę, ale efekty jej pracy w tym względzie są naprawdę imponujące.

Lekkie pióro, błyskotliwość, poczucie humoru zahaczające nieraz o sarkazm, doskonała znajomość mechanizmów ludzkiego postępowania – to wszystko sprawia, że książki Nataszy Sochy tak wspaniale – i chętnie – się czyta. Cóż więcej dodać? Chyba tylko to, że pani Socha jest mistrzynią w swoim fachu i kropka. 

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Pascal.

http://pascal.pl/

14 komentarzy:

  1. Na pewno nie zawiodę się na tej książce. A będę ją niebawem czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozejrzę się za książką i kropka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałabym najpierw zapoznać się z "Hormonią" (choć może być problem, bo o ile drugą książkę mam, to pierwszej niestety nie)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie gadam z toba! :D Już masz!!! a ja nie :( hi hi do czekać się nie mogę, kocham pióro Sochy. No kocham!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam powieści poruszające temat macierzyństwa i ciąży, co przecież ściśle się ze sobą łączy, dlatego sięgam po nie niemal bez zastanowienia. A skoro to historia stworzona przez Sochę, to już nie mam pytań. Pozostaje mi tylko rozejrzeć się za pierwszym tomem. :)

    P.S. Moja babcia urodziła mojego tatę w wieku 47 lat. Podziwiam. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, tylko to Ci pozostaje:)
      Ooo, no to historia Kaliny robi się jeszcze bardziej prawdopodobna:)

      Usuń
    2. Tak się wtrącę, w szkole w której pracowała moja mama, jedna z pań sprzątających zaszła w ciążę w wieku 50 lat, była załamana, bo wiek i jak to będzie. A później chodziła szczęśliwa. Tak więc natura sama decyduje :) Córka poszła na zakonnice, jak widać nie zawsze musi być happy end, ale matka się cieszyła :D

      Usuń
    3. Uwielbiam Cię, zakonnica i brak happy endu;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.