Mercedes Salisachs „Wygnana królowa”, Między Słowami 2016,
ISBN 978-83-240-2719-0, stron 320
Królowa Wiktoria Eugenia, po latach wygnania, wraca do
swojej drugiej ojczyzny. Dla wnuczki angielskiej królowej Wiktorii Hiszpania
stała się domem, gdy poślubiła Alfonsa, młodego króla. Nie była to szaleńcza,
nieokiełznana miłość, najpierw połączyła ich przyjaźń. Ale obydwa uczucia
bardzo szybko zostają wystawione na próbę. Dzień zaślubin zostaje naznaczony
piętnem zamachu, w którym mogli zginąć. Rozdźwięk między małżonkami pogłębia
się, gdy okazuje się, że ich dwaj synowie cierpią na hemofilię. Alfons nawet
nie stara się dochowywać wierności, a Wiktoria może liczyć jedynie na ciche
wsparcie swojej teściowej. Oboje nie wiedzą jeszcze, że najgorsze dopiero przed
nimi. Teraz Wiktoria Eugenia wraca pamięcią do zabliźnionych ran i chwil
szczęścia, jakie wypełniły jej życie.
Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Wiktoria, przez
bliskich zwana Eną, przyjeżdża do Hiszpanii na chrzest swojego prawnuka, Filipa
(obecnego króla Hiszpanii). Powrót na hiszpańską ziemię staje się swego rodzaju
katalizatorem i uwalnia wspomnienia, przenosząc królową stojącą u schyłku życia
do wydarzeń z młodości i lat małżeństwa. Relacja teraźniejsza przeplata się z
tym, co przeszło już do historii. I właśnie do tego sprowadza się moje
rozczarowanie – zupełnie nie trafiła do mnie taka forma przekazu. Albo może
inaczej to ujmę: wszystko byłoby dobrze, gdyby autorka snuła wspomnienia swojej
postaci w porządku chronologicznym, a tak właściwie mamy tutaj jeden wielki
miszmasz czasowy. Na jednej stronie Wiktoria wychodzi za mąż, by kilka chwil
później mieć już dorosłe dzieci. Jednego dnia pracuje na rzecz kraju i
najuboższych, zajmuje się dobroczynnością, by następnego wspominać swoje
wygnanie, przy czym nie znamy na początku przyczyn, dla których w ogóle ono
nastąpiło. Zdarzało się też często, że bohaterka sygnalizowała jakiś wątek, ale
nie kontynuowała go w tym samym miejscu, więc trzeba się było naczekać, by
dowiedzieć się, co było dalej. Przez ten brak spójności czasowej miałam też
miejscami wrażenie, że pisarka się powtarza, a przy zachowaniu linearności udałoby
się tego uniknąć.
Jakkolwiek sądzę, że Salisachs dość dobrze sportretowała
Wiktorię Eugenię jako kobietę i władczynię, to jednocześnie wyposażyła ją w
skłonność do uogólniania czy podsumowywania. Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu
to postać, która powoli żegna się z życiem, która wiele przeszła i dużo
wycierpiała; ale styl, jakim posłużyła się przy tym pisarka, wyjątkowo mnie
drażnił. Całość naszpikowana została zdaniami, które nie zawsze były jasne i
logiczne, a przy tym skręcały w stronę mało przystępnej filozofii, np. „Żyć
musi znaczyć: dzielić na części bezużyteczną przeszłość i starać się
odbudowywać uczucia, które przez to, że były uważane za wieczne, z biegiem lat
utraciły swoje znaczenie” (str. 86). Nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić, niepotrzebnie
rozwlekało to narrację, a w sumie niewiele do niej wnosiło.
„Wygnana królowa” ma fragmenty, które czytałam z
zainteresowaniem i w miarę płynnie, ale niestety większość tekstu szła mi jak
po grudzie, męczyłam się. Na pewno nie tego chciałam, zakładałam raczej na
początku, że recenzja będzie entuzjastyczna. Szkoda, że tak się nie stało. Nie
mówię, że to zła książka, po prostu proza Mercedes Salisachs zupełnie nie
przypadła mi do gustu.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Między
Słowami (Znak).
Brak spójności czasowej mnie bardzo zniechęca.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, to bardzo utrudnia lekturę.
UsuńSkoro większość tekstów szła Ci jak po grudzie, to ja zdecydowanie dam sobie spokój z tą książką.
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację;)
UsuńHistoria wydaje się być bardzo ciekawa i interesująca. Jednak ja także nie lubię takich wtrąceń w tekście, które wybijają mnie z rytmu, mącą w głowie, a nie wnoszą nic istotnego. Zniechęca mnie to do tego stopnia, że nie raz przerwałam czytanie w połowie i już do tego nie wróciłam.
OdpowiedzUsuńObawiam się, niestety, że tu mogłoby być podobnie.
UsuńA skoro o królowych mowa... Dostałam książkę "Berło i krew. Królowie i królowe Europy na wojnie 1914-1945". Tylko jakoś trudno mi się zebrać i zabrać do tego tomiszcza :)
OdpowiedzUsuńOch, nawet nie wiesz, jak CI zazdroszczę:) Bardzo bym chciała przeczytać "Berło i krew".
Usuń