Natasza Socha „Dziecko last minute”, Pascal 2016, ISBN
978-83-7642-765-2, stron 352
Nie tego spodziewała się Kalina. Już prawie była pogodzona z
nadchodzącą menopauzą, a tu okazuje się, że jest w ciąży. Czterdzieści sześć
lat i dziecko? Kosma poznany ledwie kilka tygodniu temu? I co na to wszystko
powiedzą Kira i Konstancja? Jakby mało było tych wszystkich zawirowań losu, w
życiu Kaliny pojawia się nigdy niewidziany ojciec. Co takiego się stało, że
Konstancja skazała ich na tak długą rozłąkę? O Kalinę nagle upomni się też
Adam, jak by nie było – jej ciągle aktualny mąż, a ostatniego słowa nie
powiedziała jeszcze w sprawie Kosmy Marietta. Kalina nie raz poczuje, że to
wszystko ją przerasta, by za chwilę widzieć świat tylko w różowym kolorze.
Pisałam już, że dla mnie autorka jest specjalistka od
relacji międzyludzkich i jest to również istotny element najnowszego utworu.
Mamy więc więź matka – córka, widzianą z dwóch perspektyw, czyli tego, jak na
wieść o przyszłym rodzeństwie i zmianach w życiu rodzicielki zareaguje Kira,
oraz postawę obrażonej Konstancji, która nie może wybaczyć Kalinie tego, co
zrobiła ze swoim, a właściwie ich wszystkich, życiem. Ale tak szczerze mówiąc,
odniosłam wrażenie, że Konstancja trochę stępiła pazurki, choć jednocześnie
można to odebrać jako ciszę przed burzą, biorąc pod uwagę, że na końcu zostaje
zasygnalizowane, o co chodziło z tajemniczą Luizą (z czego też wniosek, że w
trzecim tomie naprawdę będzie się działo). W każdym razie w obliczu oporu
matki, Kalina może liczyć na ojca, bo Józef w nowej dla siebie roli odnajduje
się znakomicie. Pisarka poszła na całość i wprowadziła jeszcze motyw psa
ogrodnika, mówiąc w ogromnym skrócie myślowym, czyli byłych partnerów Kaliny i
Kosmy, którzy nagle stwierdzają, że raczej nie w smak im szczęście tych dwojga
i że w sumie powinno się ono należeć im, Adamowi i Marietcie. I tu nie wiem,
które z nich irytowało mnie bardziej, ale chyba jednak on, bo Marietta była
tylko złośliwa i zazdrosna, a Adam sprawiał wrażenie, jakby poprzestawiały mu
się niektóre klepki w mózgu.
Ale tak zasadniczo „Dziecko...” to Kalina. To jej stan
odmienny wysuwa się na plan pierwszy powieści. Ta późna ciąża u Sochy
przedstawiona jest zupełnie bez lukru i słodzenia, w kontrze do wszystkich
poradników czy innych przekazów mówiących, że oczekiwanie na dziecko to sam
miód, stan prawdziwie błogosławiony i pełnia szczęścia. A co błogosławionego
jest w mdłościach, wymiotach, nabieraniu kilogramów, cukrzycy ciążowej oraz
nieustającej huśtawce nastrojów? Wszystkiego tego doświadcza Kalina, która
dodatkowo nie potrafi przestać rozmyślać nad tym, że właściwie to urodzi sobie
własną wnuczkę. Przeżycia Kaliny oddane są tak naturalnie, tak wiarygodnie, że
pozostaje jedynie podziwiać pisarkę – nie wiem, jak ona to robi, że każda jej
postać ma swoją wyrazistą osobowość, indywidualną charakterystykę, ale efekty
jej pracy w tym względzie są naprawdę imponujące.
Lekkie pióro, błyskotliwość, poczucie humoru zahaczające
nieraz o sarkazm, doskonała znajomość mechanizmów ludzkiego postępowania – to
wszystko sprawia, że książki Nataszy Sochy tak wspaniale – i chętnie – się
czyta. Cóż więcej dodać? Chyba tylko to, że pani Socha jest mistrzynią w swoim
fachu i kropka.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce oraz
Wydawnictwu Pascal.
Na pewno nie zawiodę się na tej książce. A będę ją niebawem czytać.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury Ci życzę:)
UsuńRozejrzę się za książką i kropka :)
OdpowiedzUsuńBrawo, zuch dziewczyna;)
UsuńMusiałabym najpierw zapoznać się z "Hormonią" (choć może być problem, bo o ile drugą książkę mam, to pierwszej niestety nie)
OdpowiedzUsuńBiblioteka?;)
UsuńZastanowię się nad nią :)
OdpowiedzUsuńOby na tak;)
UsuńNie gadam z toba! :D Już masz!!! a ja nie :( hi hi do czekać się nie mogę, kocham pióro Sochy. No kocham!!
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak będę z tym żyć:( ;)
UsuńUwielbiam powieści poruszające temat macierzyństwa i ciąży, co przecież ściśle się ze sobą łączy, dlatego sięgam po nie niemal bez zastanowienia. A skoro to historia stworzona przez Sochę, to już nie mam pytań. Pozostaje mi tylko rozejrzeć się za pierwszym tomem. :)
OdpowiedzUsuńP.S. Moja babcia urodziła mojego tatę w wieku 47 lat. Podziwiam. ;-)
Masz rację, tylko to Ci pozostaje:)
UsuńOoo, no to historia Kaliny robi się jeszcze bardziej prawdopodobna:)
Tak się wtrącę, w szkole w której pracowała moja mama, jedna z pań sprzątających zaszła w ciążę w wieku 50 lat, była załamana, bo wiek i jak to będzie. A później chodziła szczęśliwa. Tak więc natura sama decyduje :) Córka poszła na zakonnice, jak widać nie zawsze musi być happy end, ale matka się cieszyła :D
UsuńUwielbiam Cię, zakonnica i brak happy endu;)
Usuń