Krystyna Janda w rozmowie z Katarzyną Montgomery „Pani
zyskuje przy bliższym poznaniu”, Prószyński i S-ka 2016, ISBN
978-83-8069-352-4, stron 560
Moja miłość do Krystyny Jandy zaczęła się dość nietypowo, bo
najpierw polubiłam ją jako AUTORKĘ, a nie aktorkę. Dziś już nie pamiętam, co
lata temu mną kierowało, gdy kupowałam książkę „Moja droga B.”, ale byłam nią
potem urzeczona. Później przyszły „Różowe tabletki na uspokojenie”, dwa tomy
papierowej wersji internetowego dziennika „www.malpa.pl” i comiesięczne teksty
w czasopiśmie „Pani”. Doskonale pamiętam też, jak podobała mi się w reklamie
trasy teatralnej „Sto twarzy Krystyny Jandy” organizowanej przez Radio Zet. A
może to właśnie od niej się zaczęło? W każdym razie teraz to już mniej istotne,
grunt, że do tej pory uwielbiam Krystyną Jandę, lubię ją „podczytywać”, bo
uważam, że ma wiele mądrego do powiedzenia. Wiedziałam więc, że niniejszą
publikację muszę mieć, choćby nie wiem co, dlatego też z zakupem nie zwlekałam.
Na książkę w zasadniczej części składa się rozmowa aktorki z
dziennikarką, redaktor naczelną „Zwierciadła”, Katarzyną Montgomery.
Uzupełniona jest fragmentami dziennika, felietonami, recenzjami, a całość
okraszona jest licznymi zdjęciami. Jak we wstępie pisze Montgomery, w słowach
skierowanych do swojej interlokutorki: „W tej opowieści o przenikaniu się
Twoich ról z życiem nie sposób postawić kropki. Nie sposób napisać o wszystkim.
Wciąż przychodzą mi do głowy kolejne rozdziały...” (str. 8). I dalej: „Zamknąć
Krystynę Jandę w jednej książce to jak zamknąć pięknego ptaka w klatce, dobrego
dżina w lampie...” (tamże). I chyba faktycznie coś w tym jest, bo ta książka
ani nie kończy się w jakimś przełomowym momencie - raczej powiedziałabym, że w
takim, od którego za jakiś czas można by znów kontynuować rozmowę – ani nie
mówi o Jandzie wszystkiego, bo „gdyby opisać Jej życie z biograficzną
dokładnością, nie starczyłoby miejsca na emocje i wspomnienia” (str. 9). A to
właśnie z nich utkana jest ta opowieść.
Emocje to chyba słowo wytrych do oddania osobowości aktorki.
Kolokwialnie mówiąc, Janda to jedna wielka chodząca emocja. Niektórzy właśnie
dlatego jej nie lubią, bo jest szczera, impulsywna, może trochę absorbująca
uwagę. A ja właśnie za to ją cenię: bo wiem, że taka jest prawdziwa, że zawsze
jest sobą i nikogo nie udaje. Od tego ma swoje aktorskie wcielenia, w życiu
jest bezkompromisowa i uczciwa do bólu, wobec siebie i świata. Taka też jest w
„Pani zyskuje...”, choć, jak sama przyznaje, wyznaczyła sobie granice i już nie
jest taka otwarta; zmieniło ją samo życie, a zwłaszcza choroba i śmierć
ukochanego męża, ale przecież tak na zawołanie charakteru zmienić się nie da.
Ekstrawertyzm i ekspresyjność to jej drugie, a może nawet pierwsze, ja. „Nie
śpię, bo ciągle różne pomysły wpadają mi do głowy. Strasznie ich dużo. I łatwo
się nimi zachwycam. Coś mnie zajmuje i nie mogę już przestać o tym myśleć.
Męczące. Jak w tym dowcipie, kiedy pytają bacy: A dlaczego pan zabił żonę? A bo
była ogólnie męcąca. Ale nie mówmy już o mnie, bo mnie to denerwuje. - Ale to
jest książka o Tobie. – Niestety, zapomniałam. To też jest meczące. I po co?
Myślisz, że ludziom to do czegoś potrzebne?” (str. 15). Katarzyna Montgomery
upierała się, że tak, a ja jestem tego samego zdania. Myślę, że tak wielką
aktorkę – raczej nie bez powodu została obwołana aktorką stulecia polskiego
kina – oraz mądrą i doświadczoną życiowo kobietę – Człowieka Wolności w
kategorii „Kultura” czy Kobietę XX-lecia, o innych tytułach nie wspominając –
trzeba znać bliżej.
Ta książka jest taka, jak samo aktorstwo Jandy: wywołuje łzy
wzruszenia, ale też powoduje wybuchy głośnego śmiechu. Przyznaję, że
najbardziej przejmujące są te fragmenty, w których opisuje ona odchodzenie
męża, operatora Edwarda Kłosińskiego. O mężu, swojej największej miłości, mówi
zresztą pięknie, podobnie jak o swoich dzieciach i bliskich. Żona, matka,
córka, to chyba jej największe, bo życiowe, role.
Nie będę pisać wiele na podsumowanie, poza tym, że to jedna
z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. A po cichu Wam powiem,
jakie mam marzenie: zobaczyć Krystynę Jandę na żywo, w jednej z jej sztuk, np.
w „Shirley Valentine” albo w „Danucie W.”
Fajnie, że wywołuje aż tyle emocji. Narobiłaś mi ochoty na tę książkę.
OdpowiedzUsuńCzyli spisałam się na medal;)
UsuńLubię Jandę za wiele rewelacyjnych kreacji aktorskich i teatralnych, za poglądy czasem trochę mniej ;) Chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńA mnie akurat do jej poglądów bardzo blisko.
UsuńKojarzę Jandę, ale nie jestem jej jakąś wielką fanką.
OdpowiedzUsuńRozumiem.
UsuńŚwietna aktorka. :)
OdpowiedzUsuńNie inaczej:)
UsuńKrystyna Janda jest dla mnie jedną z takich osobowości, które bardzo cenię.
OdpowiedzUsuń_____________________________
http://bit.ly/2dI2EGb
Przypuszczam, że jest nas więcej;)
Usuń