Magdalena Kawka „Pora westchnień, pora burz”, Prószyński i
S-ka 2016, ISBN 978-83-8069-320-3, stron 536
Lilka Lindnerówna pierwszy raz w życiu jest poważnie
zakochana, ale na co dzień towarzyszy jej tęsknota, bo ukochany dziewczyny,
Wiktor, mieszka w Warszawie, a ona sama we Lwowie. Czas wypełniają jej
spotkania z koleżankami i nauka, bo już wkrótce czeka je matura. Gdy jednak
przychodzi wiosna 1939 r., obawy przed tym ważnym egzaminem pierzchają w
obliczu wojny, o której wszyscy coraz głośniej mówią. Narasta strach nie tylko
przed nieobliczalnym Hitlerem; pokojowa koegzystencja Polaków, Żydów i
Ukraińców szybko może stać się jedynie wspomnieniem z przeszłości, bo ci
ostatni nie kryją już marzeń o własnym, niepodległym państwie. Gdy Niemcy
wkraczają do Polski, wszystko, co do tej pory znane, wali się w gruzy. Rodzina
Lilki znajdzie się w niebezpieczeństwie, a ją samą czeka przyspieszony kurs
dojrzewania.
Jest jednak jeszcze jedno uczucie, które nasunęło mi się w
trakcie czytania i zaraz po jego zakończeniu. To zaskoczenie, pozytywne rzecz
jasna. Nie spodziewałam się, że Magdalena Kawka potrafi tak pisać.
Kojarzyła mi się raczej jako autorka obracająca się w klimacie powieści
obyczajowej. Wyjątkiem była mroczna i budząca dreszcze grozy „Rzeka zimna”,
także będąca niespodzianką, jeśli chodzi o gatunek. Natomiast nie wiem czemu,
ale założyłam, że beletrystyka historyczna to nie jest „bajka” Kawki, mimo że w
„Wyspie...” pojawił się wątek z dziejów historycznych (i to właśnie on podobał
mi się najbardziej z całej fabuły). Ubzdurałam sobie, że Kawka nie będzie
sięgać po inne gatunki, nie wiedzieć dlaczego niby nie (za to przekonanie
serdecznie przepraszam). To znaczy, żeby była jasność, „Pora...” jest
obyczajówką, ale w realiach dwudziestolecia międzywojennego i początków II
wojny światowej, a te oddane są po prostu po mistrzowsku. I stąd też moje
zdziwienie, ponieważ bardziej widziałam autorkę w narracji współczesnej.
Niezależnie jednak od moich błędnych przypuszczeń, chylę przed autorką czoła za
kunszt, jaki zaprezentowała w tej fabule. A zostając jeszcze przy tych
detalach, muszę wspomnieć o perfekcjonizmie Kawki. Z klasą oddała nastrój
epoki, wszelkie drobiazgi, które składały się na życie codzienne mieszkańców
Lwowa i okolic w międzywojniu i po wrześniu 1939 r. Dzięki nim, mamy szansę
odbyć prawdziwą podróż w czasie i przestrzeni, a przedwojenne miasto i jego
ludność stają przed nami jak żywi. Autorka napomyka, że ze Lwowa pochodzili jej
dziadkowie i być może to jest klucz do sukcesu tej powieści, jej fenomen – pisarka
starała się (a przynajmniej jak to tak widzę) ocalić od zapomnienia Lwów, jaki
kiedyś istniał i jaki już nigdy nie powrócił.
Tak po cichu wspomnę tylko, ze początek „Pory...” wydał mi
się odrobinę nużący, ale to uczucie szybko odeszło w niepamięć, bo zaczęłam
doceniać piękno przedstawianych obrazów, a po drugie uznałam, że autorka miała
w tej powolnej początkowej narracji swój cel. Pokazała, jak wielkim szokiem
była wojna i jej wybuch, który nieodwracalnie zniszczył dotychczasowy świat.
Jeszcze raz mocno podkreśliła, jaka to była hekatomba, bo sprawiła, że życia
trzeba się było uczyć na nowo. Pokazała różnice między czasem pokoju, a
brutalnymi realiami konfliktu. Zaprezentowała, na przykładzie relacji w
rodzinie Lilki oraz między państwem a służbą, jak zmieniły się już na zawsze
kontakty między ludźmi, zależności między nimi. A zrobiła to niezwykle
plastycznie i w sposób z każdą stroną wciągający coraz bardziej.
„Pora westchnień, pora burz” się nie kończy, to znaczy
kończy, ale tak, że ewidentnie sugeruje ciąg dalszy. Większość wątków Magdalena
Kawka pozostawiła otwartych i jedno tylko dodam na koniec: czułabym się
osobiście bardzo skrzywdzona, gdyby autorka na tym poprzestała. „Pora
westchnień, pora burz” to powieść znakomita, więc z całego serca polecam.
Wspaniale jest sięgnąć po książkę totalnie w ciemno, a później nie zaznać zawodu, ale czuć ogromną radość. Ten tytuł czeka na czytniku - zachęciłaś mnie do szybszego poznania tej historii. :)
OdpowiedzUsuńNie każ jej więcej czekać;)
UsuńSkoro to znakomita powieść, to nie pozostaje mi nic innego, jak przekonać się o tym osobiście.
OdpowiedzUsuńOtóż to, innego wyjścia nie ma;)
UsuńSkoro znakomita, to czemu nie. Chętnie przeczytam, lubię takie książki.
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że Twoje wrażenia byłyby podobne.
UsuńTakie recenzje mówią same za siebie, nie muszę mówić, że na pewno sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTo nazwisko zobowiązuje. :D
OdpowiedzUsuńA tak na serio, po Twojej recenzji jestem zmuszona znaleźć tę książkę i wcielić pomiędzy inne na swojej półce. Nie mam wyboru!
Mam dużą ochotę na tą powieść
OdpowiedzUsuń