Marek Łuszczyna „Mała zbrodnia. Polskie obozy
koncentracyjne”, Znak Horyzont 2017, ISBN 978-83-240-4175-6, stron 302
Sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne” użyte przez
kogoś, kto ma na myśli stworzone przez hitlerowców obozy zagłady w Oświęcimiu,
Brzezince czy Majdanku, budzi narodowy sprzeciw i jest nagłaśniane po to, by w
ludzkiej świadomości nie zatarła się prawda historyczna o tym, kto był katem i
zbrodniarzem, a kto ofiarą. Tymczasem jednak, mam przed sobą książkę Marka
Łuszczyny, autora znakomitej publikacji „Zimne. Polski, które nazwano
zbrodniarkami”. Jego najnowszy reportaż, „Mała zbrodnia”, zasłuży chyba na
tytuł najbardziej szokującej książki tyle co rozpoczętego roku.
Częściowo wynika to pewnie z faktu, że Polacy jako naród nie
lubią myśleć i mówić o sobie źle. Mówiąc kolokwialnie – gdy nas prześladują, to
trzeba to piętnować; gdy my prześladujemy, lepiej siedźmy cicho, może nikt się
nie zorientuje. Bardzo to oczywiście upraszczam, bo kwestia czynienia zła
drugiemu człowiekowi nigdy nie jest sprawą czarno-białą i prostą, ale nie
pojmuję, jak można zamiatać pod dywan coś takiego, gdy ciągle jeszcze żyją
świadkowie tamtych wydarzeń; gdy są relacje, dokumenty...
Nie wiem, czy nie najbardziej wstrząsające jest to, że na
miejsce przymusowej, wręcz niewolniczej pracy, a w jej konsekwencji – śmierci,
wybierano istniejące już obozy, jakie pozostały po Niemcach. Niech nam się nie
wydaje, że w Auschwitz-Birkenau czy innych miejscach zaraz po wyjściu
hitlerowców utworzono muzea – najpierw pozwolono tam „wykazywać się” sadystycznym
i zwyrodniałym polskim strażnikom z ubeckim rodowodem.
Myślę, że „Mała zbrodnia” wywoła spore kontrowersje,
szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że obecna ekipa rządząca ma tendencje do
zaprzeczenia oczywistym faktom historycznym, źle świadczącym o Polakach.
Niewiele pomoże tu pewnie to, że obozy, o których pisze Marek Łuszczyna,
zakładane były przez władze narzucone siłą. Bo nawet jeśli, moim zdaniem, do
nazwy „polskie obozy koncentracyjne” nieodłącznie powinien być dodawany
przymiotnik „komunistyczne”, to jednak pracowali tam Polacy, nie Rosjanie. I to
oni byli krzywdzicielami. Przykro o tym czytać, ale skoro taka jest historia...
„Mała zbrodnia” nie jest na pewno pozycją, którą można
przeczytać ot tak i o niej zapomnieć. Nie jest też łatwo ją polecać, bo jest
zwyczajnie trudna – nie w odbiorze, bo Marek Łuszczyna spisuje się na medal i
po prostu świetnie pisze – ale z uwagi na treść. Ja oczywiście polecam, choć
wiem, że nie wszyscy się nią zainteresują. Przekonam raczej tych, którzy nie
boją się mierzyć z niełatwą, polską historią.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.
Zastanowię się jeszcze nad tą książkę, bo nie wiem, czy dam radę zmierzyć się z tak niełatwą tematyką.
OdpowiedzUsuńJest naprawdę trudna, więc rzeczywiście lepiej przemyśleć, czy jest się gotowym.
UsuńMatko, to jest straszne. Tyle tragedii, tyle cierpienia... Ciężka książka.
OdpowiedzUsuńNiestety. Ale w sumie dobrze, że została napisana.
UsuńSzokujące fakty, o których też nie miałam pojęcia. A okładkę książki trudno przeoczyć.
OdpowiedzUsuńBardzo w klimacie tamtych lat.
UsuńMała wielka zbrodnia...
OdpowiedzUsuńOtóż to.
UsuńJak dla mnie nie chodzi o zaprzeczenie faktów, ale dezinformację i odwoływanie się do niemieckiej propagandy o "polskich obozach". Dwa zupełnie inne tematy, połączone w jeden.
OdpowiedzUsuńhttp://papug.pl/polskie-obozy-czyli-jak-nakrecic-koniunkture/