Marcin Meller „Sprzedawca arbuzów”, Wielka Litera 2016, ISBN
978-83-8032-118-2, stron 432
Jest dwóch mężczyzn, którzy zabierają głos w przestrzeni
publicznej, a którzy zawsze trafiają w punkt, wyrażając tym samym to, co myśli
wielu z nas, niekoniecznie potrafiących oddać to składnie i zgrabnie. Śledzę
ich profile na portalu społecznościowym, podziwiając umiejętność diagnozy
zjawisk w życiu polityczno-społecznym oraz naturalność ripostowania – czytając
krótkie wpisy, wydaje mi się, że przychodzą im one ot tak, lekko i bez wysiłku
(a ja myśląc tydzień, albo i dłużej, i tak bym na takie coś nie wpadła).
Dobrze, nie przedłużając, jednym z nich jest reżyser i scenarzysta Andrzej
Saramonowicz, a drugim Marcin Meller, historyk, dziennikarz, twórca „Drugiego
Śniadania Mistrzów”, niegdysiejszy redaktor naczelny „Playboya”, a obecnie
dyrektor wydawniczy Grupy Wydawniczej Foksal, znany mi jako współautor
„Gaumardżos! Opowieści z Gruzji”. Od dawna obiecywałam sobie, że zaopatrzę się
w jego „Między wariatami”, ale wcześniej udało mi się kupić „Sprzedawcę
arbuzów”. Ta książka to zbiór felietonów, które ukazywały się w tygodniu
„Newsweek” na przestrzeni lat 2013-2016.
Wspomniałam wyżej coś o lekkości i dla mnie felietony
Mellera naprawdę takie są: lekkie. Wyobraźnia podsuwa jego obraz, jak zasiada
przy komputerze i ot tak, „macha” świetny tekścik w pół godziny. A tutaj
okazuje się, że nie bardzo. Oddając głos autorowi: „Jest pewien rodzaj
komplementu, który budzi we mnie mieszane uczucia, a niekiedy po prostu
przywołuje wypieraną grozę. A mianowicie, gdy słyszę od ukontentowanych
czytelników mych felietonów, że mam lekkie pióro. „Widać, pani Marcinie, że
panu to pisanie łatwo przychodzi, tak bez wysiłku, od niechcenia”. Aha, od
niechcenia. Łatwo przychodzi. Muszę to żonie powtórzyć. (...) Oczywiście kiedy
patrzę na wybór, który Ci przedkładam, Szanowny Czytelniku, serce me rośnie i
mam nadzieję, że dostarczę Ci w nim pożywnej mieszanki zabawy, wzruszeń ,
refleksji i irytacji. Ale samo pisanie to dla mnie koszmar” (str. 7-8). No cóż,
po tych zdaniach może już nigdy nie powiem, że Marcin Meller pisze z lekkością,
ale na pewno będę utrzymywać, że potrafi dostarczyć wszystko to, co sobie
zamierzył.
Nie będę pisała, które teksty najbardziej przypadły mi do
gustu, bo o wszystkich musiałabym to powiedzieć, ale na pewno urzekające są te,
w których widzimy dziennikarza jako człowieka rodzinnego, ojca dzieciom, męża.
Przy wszystkich jednak zabrakło mi daty publikacji, szczególnie przy tych
okołopolitycznych, bo w choć w większości kojarzyłam, do czego się one odnoszą,
to jednak data byłaby jak najbardziej na miejscu. Jest to jednak, na szczęście,
jedyna wada, jaką znajduję w „Sprzedawcy arbuzów”.
Zachwyt, zachwyt, zachwyt, tak jedynie mogę spuentować
wrażenie po lekturze najnowszej książki Marcina Mellera. Inne słowa i tak nie
wyraziłyby pełni mojego entuzjazmu. Bardzo, bardzo polecam. Spojrzyjcie na
świat oczami mojego ulubionego od dzisiaj felietonisty, może i Wy znajdziecie
wspólny z nim punkt widzenia.
Bardzo lubię autora i mam te felietony w planach.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to Ci zazdroszczę, że masz tak smakowitą lekturę przed sobą:)
UsuńJa z felietonami mam tak, że tuż po przeczytaniu wylatują mi z głowy. Mimo tego mam ochotę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńA mnie z tych akurat dużo zostało;)
UsuńZaskoczyłaś mnie. Nie spodziewałam się aż takich zachwytów. Chyba będę musiała zapoznać się z publikacją Marcina Mellera.
OdpowiedzUsuńW sumie to sama byłam zaskoczona;)
UsuńBardzo lubię Marcina Mellera, dlatego przy najbliższej okazji z chęcią sięgnę po tą książkę.
OdpowiedzUsuńI będziesz pewnie tak samo zachwycona:)
Usuń