Aleksandra Zaprutko-Janicka „Piękno bez konserwantów.
Sekrety urody naszych prababek”, Ciekawostki Historyczne.pl 2016, ISBN
978-83-240-4163-3, stron 288
Zaryzykuję stwierdzenie, że w każdym polskim mieście jest
przynajmniej jedna drogeria. A w niej wybór taki, że można dostać zawrotu
głowy. Do jednej części ciała kilkanaście, o ile nie więcej, rodzajów
kosmetyków. Sama jestem raczej odporna na reklamy czy informacje o wszelkich
nowinkach; gdy trafię na coś dobrego, co mi służy i z czego jestem zadowolona,
to jestem temu wierna – używam od paru lat tego samego balsamu do ciała,
podkładu czy pudru; do nawilżania ust na noc niezastąpiony jest, według mnie,
stary, poczciwy krem Nivea. Głupieję tylko, jeśli chodzi i zapachy – tu lubię
mieć co jakiś czas inny. A teraz wyobraźmy sobie, że te wszystkie luksusy
znikają i dostępne są jeden, góra dwa kosmetyki. Albo jesteśmy zmuszone, chcąc
dbać o urodę, zrobić sobie coś samodzielnie.
Tak robiły nasze przodkinie i jak
łatwo zauważyć, oglądając fotografie z dawnych lat, wcale nie wychodziły na tym
źle. A biorąc pod uwagę, ile we współczesnych produktach jest chemii, pewnie i
nam wyszłoby na zdrowie, gdybyśmy pokusiły się o stworzenie własnych,
naturalnych kremów, cieni czy perfum. A pomocą może nam być w tym względzie Aleksandra
Zaprutko-Janicka, historyk, dzięki której mieliśmy już okazję przekonać się, co
jadano za okupacji. Teraz zabiera nas w dwudziestolecie międzywojenne, byśmy
mogły (mogli) poznać sekrety kosmetyczek (o ile je wtedy posiadano, może lepsze
byłoby słowo: „toaletek”) naszych prababek.
Zmiana w życiu milionów kobiet zaczęła się wraz z wybuchem
pierwszej wojny światowej. Zwykłe kobiety, które pozostawały w domach, bez
mężczyzn, musiały iść do pracy, by utrzymywać rodzinę. Ta nowa konieczność
wymusiła zrzucenie gorsetów – tych materialnych i umysłowych także; drastyczne
skrócenie włosów i modę na krótkie, chłopięce fryzury. Kobiety zasmakowały w
niezależności, a jednym z jej wyrazów była moda i dbanie o siebie bez poczucia
wstydu, że zostanie się posądzoną o bycie co najmniej kokotą. Panie przystąpiły
do rzeczy fachowo i żadnej kwestii nie pozostawiły przypadkowi. Miały swoje
sposoby na piękną cerę; ich włosy lśniły i były zawsze perfekcyjnie ułożone;
nieobcy był im manicure i lakiery do paznokci; nie wahały się odkrywać stóp w
modnych sandałkach – ogólnie wreszcie zaczęły dopieszczać swoje ciało. Robiły
to albo domowymi środkami, albo kupowanymi gotowymi (lub jednym i drugim). A
jeśli myślimy, że chirurgia plastyczna jest wymysłem naszych czasów, to pora zmienić
przekonania – już wówczas pojawili się lekarze, którzy poprawiali to, z czym
kosmetyki nie dawały rady.
To, co przedstawiłam wyżej, to jednocześnie rozdziały, na
jakie podzielone jest „Piękno bez...”. Każdemu fragmentowi towarzyszy również
część „Porady i receptury”. I to jest prawdziwy gwóźdź programu, najmocniejszy
punkt książki. Autorka podaje listy składników, z których można stworzyć samej
(samemu) własny kosmetyk – dodatkowo możemy mu nadać rys indywidualny, jeśli
wybierzemy ulubiony olejek eteryczny. Sprawdzone osobiście przez Janicką
przepisy mogą pomóc np. w walce ze zmarszczkami, rozjaśnić naturalnie barwę
włosów czy pozbyć się worków pod oczami. Dowiemy się, jak zrobić własny
samoopalacz czy wodę kolońską, puder lub szminkę. A jeśli wiemy, że w
internecie jest teraz wszystko i podane składniki łatwo kupić, to nic tylko
łączyć, mieszać i używać. I liczyć na olśniewające efekty.
Książkę Aleksandry Zaprutko-Janickiej pochłonęłam w jeden
wieczór. To wyjątkowo zgrabne połączenie solidnej dawki historii – i to tej,
którą bardzo lubię, bo traktującej o życiu kobiet – ze sporą porcją praktycznej
wiedzy. Nie wiem, jak mi pójdzie przygotowywanie własnego kosmetyku, ale na
pewno dzięki autorce mam na to wielką ochotę.
Ja bym bardzo chciała umieć przygotować własny kosmetyk. To musi być bardzo interesująca książka.
OdpowiedzUsuńPrawda, że to mogłoby być fajne?
UsuńJa przeszłam okres fascynacji biochemią urody, robiłam sera, olejki,itd. Teraz jednak tylko apteka lub drogeria. A książka działa mi na wyobraźnię ☺
OdpowiedzUsuńCzyli w sumie jesteś odpowiednią osobą, żeby ocenić tę książkę;)
OdpowiedzUsuń