Katarzyna Puzyńska „Dom czwarty”, Prószyński i S-ka 2016,
ISBN 978-83-8097-014-4, stron 576
Do Daniela Podgórskiego i Emilii Strzałkowskiej, policjantów
z komendy powiatowej w Brodnicy, zgłasza się Liliana, partnerka komisarz
Klementyny Kopp. Twierdzi, że z policjantką coś musiało się stać, bo nie ma z
nią kontaktu. Miała jechać do swojej rodzinnej miejscowości – jej matka Helena
prosiła, by zainteresowała się sprawą morderstwa sprzed dwóch lat; została
wtedy zastrzelona Róża Grabowska, młoda kobieta będąca w ciąży. I choć Liliana
odebrała telefon, że Kopp jest już prawie na miejscu, w Złocinach wszyscy
twierdzą, że pani komisarz nie było tam od czterdziestu lat. Zaginięcie
Klementyny to nie jedyna sprawa; w tej niewielkiej miejscowości co i rusz
pojawia się graffiti z czarną szubienicą i nazwą wioski zmienioną na „złe
czyny”, a dodatkowo ktoś podrzuca wszędzie martwe ptaki. Jakie demony obudził
zapowiedziany powrót Klementyny i pojawienie się w Złocinach policjantów?
Chyba w każdej mojej recenzji książek Puzyńskiej, począwszy
od trzeciego, znajdziecie konkluzję, że autorka z powieści na powieść jest
coraz lepsza. Tym razem tego stwierdzenia nie będzie. To znaczy warsztatowo na
pewno widać rozwój, jakiego stale dokonuje pisarka, ale tym razem chodzi mi o
samą treść, fabułę. Zdecydowanie mocniej przemówiły do mnie „Utopce” i
„Łaskun”, bardziej mnie wciągnęły i zaangażowały; mocniej trzymały w napięciu.
Nie mówię, że z tą tak nie jest, bo nadal będę twierdzić, że od „Domu
czwartego” oderwać się nie sposób, ale jednak moje subiektywne odczucie jest
takie, że ta część jest odrobinę słabsza od dwóch poprzednich.
Śledztwo śledztwem, pod tym względem absolutnie nie ma się
do czego przyczepić, ale w serii o policjantach z Lipowa niezwykle ważna jest
warstwa obyczajowa. I być może to w niej tkwi sedno moich odczuć. W „Domu...”
przychodzi nam zamartwiać się o Klementynę, więc już jej nieobecność i obawy o
los niepokornej policjantki ustawiają na dzień dobry perspektywę. Druga rzecz
to aspirant Daniel Podgórski. Już w „Łaskunie” było niedobrze, bo nie dość, że
dla niektórych był podejrzanym, to powoli zaczynał sobie nie radzić sam ze sobą
i własnym życiem. „Dom czwarty” to już zupełnie inna liga, jeśli chodzi o tę
postać. To nie jest Podgórski, do jakiego się przyzwyczailiśmy. Oczywiście
rozumiem powód tej przemiany, ale Puzyńska poszła na całość i zmiana jest
wyjątkowo szokująca. I mnie jest to chyba trudno przyjąć do wiadomości.
Jak widzicie, „Dom czwarty” nie wywołał takiej fali mojego
zachwytu, jak ostatnio, ale na pewno nie nazwałabym go rozczarowaniem. To
kolejna znakomita książka Katarzyny Puzyńskiej, podobna do poprzednich jeszcze
tym, że ma epilog, który rodzi chęć na więcej i sprawia, że ósma część staje
się następną bardzo wyczekiwaną premierą 2017 r. (obok trzeciego tomu „Nic
oprócz...” Magdaleny Knedler). Czyżby szykował nam się nowy czarny charakter?
Ja czytałam tylko część pierwszą i chociaż mi się podobała, to jakoś mnie nie ciągnie do dalszych części.
OdpowiedzUsuńMoże musi przyjść odpowiedni moment.
UsuńTyle słyszę o autorce, że teraz nie wiem. Muszę ją poznać, czy to tylko taka wielka reklama, podobna do pana zimnego? Który mnie nie przypadł aż tak do gusty ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, mnie przypadła do gustu od "Motylka" i z każdym tomem było lepiej:)
UsuńChętnie wrócę do Lipowa, bo ten tom jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuńUdanej lektury zatem:)
UsuńUwielbiam Puzyńską, a każda kolejna powieść jej autorstwa przynosi mi wiele czytelniczej satysfakcji :)
OdpowiedzUsuńMogłabym się podpisać pod Twoim stwierdzeniem:)
UsuńMuszę w końcu sięgnąć po twórczość Puzyńskiej, skoro zbiera tyle pozytywnych opinii.
OdpowiedzUsuńKoniecznie, bo trochę tych tomów już jest;)
UsuńPrzeczytam w końcu tego Motylka! ;)
OdpowiedzUsuńNo ja myślę;)
UsuńJuż zaklepałam sobie książkę w bibliotece!
OdpowiedzUsuńBrawo Ty:)
Usuń