środa, 10 grudnia 2014

Marta Obuch "Szajba na peronie 5."



Marta Obuch „Szajba na peronie 5.”, Replika 2014, ISBN 978-83-7674-418-6, stron 268

Zosia Haba ma czterdziestkę na karku i odczuwa ją wyjątkowo dotkliwie. Wszystko w jej życiu nie idzie tak, jak powinno. Próbuje się ogarnąć po rozwodzie, a jednocześnie doskwiera jej samotność. Czuje się mało atrakcyjna, by nie powiedzieć wprost, że stara i gruba, więc na pewno już nikt nigdy się za nią nie obejrzy. To, że jest doktorem literatury współczesnej, jakoś niewiele dla niej znaczy, zwłaszcza gdy za asystenta ma takiego Mirka Mędrzyckiego, który sprawia, że jej złośliwość wspina się na wyżyny swoich możliwości. Równocześnie ma jednak do niego dziwną słabość; cóż z tego, skoro on także widzi Zosine niedostatki, bo komplementami jego uwag na pewno nie można nazwać. Jednym słowem: kiłka-mogiłka. Zosia oddałaby wiele, żeby znów być młodą i szczupłą dziewczyną.

Uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić, jak to mówią. I proszę. Butelka wina z 1929 roku zadziałała jak wehikuł czasu i Zosia wraz z zafiksowaną na punkcie historii Katowic siostrą Danką przenosi się na przedwojenny Śląsk. Szanowana pani doktor ma jednak nowe wcielenie: w międzywojniu słynie jako Czarna Zośka, stojąca na czele szajki złodziei, których łupem padają majątki bogatych Niemców. Podział zadań między siostrami jest prosty: Zośka wybiera ofiary i je uwodzi, Danka włamuje się do willi wybranych i uwiedzionych. Niedługo później, także przeniesiony w czasie Mędrzycki rzuca Zośce pewne wyzwanie...

Marta Obuch jest autorką, którą bardzo lubię. Jej książki to jedna wielka kroplówka z dobrym humorem, którą można sobie zaaplikować, gdy za oknem szaro, zimno i ponuro. Katowicka pisarka ceni sobie humor Joanny Chmielewskiej, a ja cenię sobie takich ludzi, więc mamy tutaj pełną zgodność upodobań. Tym bardziej jest mi trochę niezręcznie i odrobinę przykro, gdy muszę napisać, że najnowsza powieść pani Marty lekko mnie rozczarowała. Wzbudziła moje mieszane uczucia i już tłumaczę, dlaczego.

Przede wszystkim uważam, że poprzednią powieścią – „Łopatą do serca” – autorka sama sobie bardzo wysoko postawiła poprzeczkę; perypetie Misi i Zuzy wywoływały głośne wybuchy śmiechu, potrafiły ubawić do łez i tego oczekiwałam także teraz. Niestety Czarna Zośka i jej kompania wzbudzała tylko lekkie uśmiechy. Owszem, Obuch nie zrezygnowała ze swojego sarkastycznego, pełnego ostrych jak brzytwa ripost, stylu, ale nie było fajerwerków, na jakie wiem, że ją stać. Zabrakło mi większej spektakularności, choć trudno mi nawet wyrazić słowami, na czym ten, nazwijmy to, „efekt łał” miałby polegać. Po prostu spodziewałam się całkowitej głupawki, a jej nie dostałam. Choć nie przeczę, że sam koncept i wykonanie potencjał miały – nie odczułam tylko tej kropki nad i.

Nie przepadam za motywem podróży w czasie, ale w przypadku „Szajby...” absolutnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ postaci miały trafić w lata międzywojenne, a te, jak już pewnie doskonale wiadomo, są mi bardzo bliskie. I to właśnie ten czas akcji jest dla mnie bezsprzecznie największą zaletą tej książki. Pisarka zamieściła sporą bibliografię i znakomicie widać, że wykonała sporą pracę merytoryczną, by wiernie odwzorować realia tamtej epoki. Gdybym znała dokładnie Katowice, frajda, by tak jak bohaterki porównywać stan obecny z przeszłością, byłaby bez wątpienia jeszcze większa. Zresztą nie tylko o szczegóły topograficzne chodzi, ponieważ Obuch uwzględniła także zwyczaje, toalety pań czy rodzaje posiłków, ku mojej wielkiej uciesze. Cała więc warstwa historyczna, łącznie z tajemnicą rodzinną, którą próbują rozwikłać siostry Haba – wraz z informacjami o pierwszym burmistrzu Katowic oraz podziemnych korytarzach – robi wrażenie i zasługuje na uznanie. A sama autorka, za pomysł przenosin właśnie do międzywojnia, ma moją głęboką wdzięczność, zwłaszcza że w naturalny i wiarygodny sposób zestawiła współczesnych mieszkańców miasta z tymi z przeszłości (czego skutkiem jest m. in. to, że Danka zostaje wróżką Danutą).

„Szajba na peronie 5.”, moim zdaniem, zawiera trochę mało komedii w komedii. Pomijając jednak fakt, że liczyłam na więcej śmiechu, to muszę stwierdzić, że i tak nie bawiłam się źle. Może gdyby powieść była zwyczajnie dłuższa, autorka pozwoliłaby sobie na więcej szaleństwa? W każdym razie, gdyby epilog miał być zapowiedzią ciągu dalszego tej historii, to nie miałabym nic przeciwko, to po pierwsze, a po drugie, i tak sięgnę po każdą następną książkę Marty Obuch, odpowiada mi jej twórczość i już (nawet jeśli czasem się do czegoś przyczepię).  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Replika.

http://replika.eu/


Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.

16 komentarzy:

  1. Czytałam poprzednią powieść autorki, czyli „Łopatą do serca”, która niesamowicie przypadła mi do gustu i rozbawiła totalnie. Widzę jednak po Twojej recenzji, iż w przypadku „Szajba na peronie 5.”, jest za mało komedii w komedii. Trochę szkoda, bowiem liczyłam na powtórkę z rozrywki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja też, dlatego też rozczarowanie się pojawiło. Ale ciekawa jestem innych opinii, bo może to tylko u mnie książka nie trafiła na swój czas.

      Usuń
  2. Chciałabym przeczytać ze względu na Katowice, byłam w nich kilka razy, trochę poznałam i ciekawi mnie ta podróż w przeszłość:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w Katowicach robiłam podyplomówkę, ale jakoś nie było okazji poznać miasta dokładniej;)

      Usuń
  3. Mam, mam, mam i będę czytać, jeszcze nie wiem kiedy, może po Nowym Roku mi się uda:) Uwielbiam Obuch, uwielbiam międzywojnie, więc sama wiesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem:)
      Ciekawe, czy odbierzesz ją tak samo, czy to tylko moje poczucie humoru i nastrój zastrajkowały;)

      Usuń
  4. Wstyd się przyznać, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki tej Autorki. Muszę to koniecznie zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to rzeczywiście, w tym przypadku stwierdzam, że musisz nadrobić te zaległości:)

      Usuń
  5. Już sam tytuł wywołuje we mnie sporo uśmiechu. Chętnie poznam prozę tej polskiej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że gdy poznasz jedną, zaraz będziesz chciała czytać następną jej powieść;)

      Usuń
  6. Czytałam tej autorki „Łopatą do serca”, może i na tą kiedyś się skuszę. Ale obydwie książki mają podobne okładki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, i grzbiety też. Dla mnie jest to plus, bo lubię książki jednego autora w podobnej szacie graficznej:)

      Usuń
  7. Czytałam "Łopatą do serca" i absolutnie potwierdzam, że autorka postawiła sobie wysoko poprzeczkę, to była jedna z nielicznych książek, dla której zarwałam noc i śmiałam, się jak głupia. Powyższą książkę również chciałabym poznać, chociaż faktycznie ostudziłaś mój zapał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Śmiałam się, jak głupia", skądś to znam, bo ze mną było podobnie:)
      Studzić zapału nie chciałam, ale nie mogłam o tym nie wspomnieć, bo to by było nieuczciwe. Przejrzałam za to kilka recenzji na LC i tam raczej wszyscy zadowoleni, więc może to ze mną jest coś nie tak;)

      Usuń
  8. Czytałam "Łopata do serca" i książka idealnie trafiła w mój gust, tę na pewno też będę chciała przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.