Alison Atlee „Miłość pisana na maszynie”, Imprint / PWN
2014, ISBN 978-83-7705-647-9, stron 456
Betsey Dobson chciała od życia czegoś więcej, niż tylko
posady maszynistki. Bo dobra maszynistka „nie musi zbyt wiele myśleć” (str. 5)
– ma być szybka, dokładna, skupiona i skoncentrowana, a do tego powinna
prezentować właściwą, atrakcyjną postawę. Jak widać, myślenia ten zestaw cech
nie przewiduje. A Betsey myślała, i to o parę kroków naprzód. Sama sobie
napisała świadectwo pracy, referencje, które miały jej pomóc w zdobyciu nowego
zajęcia. I choć jako osoba myśląca zadbała o dyskrecję, to i tak miała pecha,
została przyłapana. Ale że pokora nie dominowała w jej charakterze, odeszła z
przytupem, można powiedzieć – rzuciła pracę z hukiem i trzaskiem.
Mam zapędy feministyczne i wcale tego nie ukrywam. Ale nawet
bez odwoływania się do nich, nie da się zaprzeczyć, że kobiety nigdy nie miały
łatwo – co jest szczególnie widoczne, im głębiej w historię sięgniemy. Alison
Atlee, amerykańska autorka i kolekcjonerka wydań „Alicji w Krainie Czarów”,
życie swojej bohaterki osadziła w ostatniej dekadzie XIX wieku. Wyposażyła ją
przy tym w niczego sobie charakterek, choć ja akurat bardzo lubię takie
postaci: niepokorne, które wiedzą, czego chcą od świata i potrafią o to
walczyć, które nie boją się pójść pod prąd społecznym oczekiwaniom - przez nie
najczęściej rozumiemy męskie oczekiwania. To mężczyźni rościli sobie – a
niektórzy roszczą nadal – prawa do decydowania, jak kobieta ma się zachowywać,
by odpowiadać wzorcom stworzonym przez ich „widzimisie”. To mężczyźni chcą
widzieć kobiety jako istoty słabsze, które bez męskiego ramienia nie potrafią
zrobić samodzielnego kroku ani tym bardziej podjąć indywidualnej decyzji. Ale
Elisabeth Dobson na takie traktowanie się nie godzi – chce pokazać sobie i
całemu świata, a zwłaszcza niektórym przedstawicielom jego męskiej części, że
jest im równa, a już na pewno nie gorsza tylko dlatego, że jest kobietą. Ma
kompetencje i cechy osobowości, by sprawdzać się na powierzonym stanowisku.
Jest pełną sprytu organizatorką, ma świeże pomysły, potrafi wykazać się
inicjatywą – i wcale nie musi być tylko narzędziem posłusznym czyjejś woli.
Betsey ma jeszcze to szczęście, że trafia na Johna, mężczyznę, który rozumie
jej pragnienia. Łączy ich także to, że każde z nich ma plan na życie oraz
marzenia, a te dają im siłę, nawet wbrew przeciwnościom losu.
Każdy rozdział rozpoczyna wypis – reguła z podręcznika do
maszynopisania, która harmonijnie komponuje się z jego treścią. Pomysł to
niebanalny, który można odczytać również jako swoistą klamrę spinającą prolog i
epilog fabuły – bo tak naprawdę to od pisania na maszynie wszystko się zaczęło
i na nim się kończy. Alison Atlee wykazała się też oryginalnością w nadanej
powieści narracji – nie wszystko jest tutaj powiedziane wprost, dzięki czemu
każdy czytelnik może pokusić się o swobodę odbioru i interpretacji. Ale
zaznaczyć trzeba, że język, jakim operuje pisarka, potrafi przypaść do gustu;
jest lekki, potoczysty, z dużą dozą ironii i poczucia humoru, czyli taki, z
jakim lubię obcować.
Powieści z akcją osadzoną w dalekiej przeszłości pociągają
mnie odmiennością realiów, ich kolorytem obyczajowo-społecznym oraz
emocjonalnością ówczesnych ludzi. Wszystkie te elementy Alison Atlee zawarła w
„Miłości pisanej na maszynie”. Zachęcam do lektury, jeśli macie ochotę poznać
nietuzinkową bohaterkę kroczącą własną drogą.
Za możliwość przeczytania dziękuję Domowi Wydawniczemu PWN.
Wyzwanie: „Czytamy powieści obyczajowe”.
Zawsze jakąś ciekawą książkę znajdziesz, będę mieć ją na uwadze, ale raczej nie w najbliższym czasie.. tym bardziej, że dzisiaj jadę na wrocławskie targi książki i pewnie się obkupię jak szalona :D
OdpowiedzUsuńTo baw się dobrze i liczę na pokaźną relację:)
UsuńNie tuzinkowa bohaterka to duży plus tej książki. Martwi mnie jednak fakt, że – nie wszystko jest tutaj powiedziane wprost, dzięki czemu każdy czytelnik może pokusić się o swobodę odbioru i interpretacji. Ja jednak wolę prosty, dosadny przekaz, dlatego też muszę zastanowić się jeszcze nad tą pozycją.
OdpowiedzUsuńMożesz też poczekać na inne recenzje, bo może tylko ja odebrałam książkę w ten sposób;)
UsuńCzytając zarys fabuła widziałam jak kreślisz zarys fabuły filmu - to byłby piękny film. Czekałam na tę recenzję i widzę, że się nie zawiodłam na moim przeczuciu - to książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że o tym nie pomyślałam? Ale rzeczywiście film mógłby być z takiej fabuły ciekawy:)
UsuńU mnie książka czeka na półce. Cieszę się, że Tobie przypadła do gustu. Jest wobec tego nadzieja, że ja również przeczytam ja z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńI tej nadziei się trzymajmy, póki co;)
UsuńMuszę przyznać, że pomysł z wypisem – regułą z podręcznika do maszynopisania bardzo mnie zaintrygował. Muszę zapolować na tę książkę.
OdpowiedzUsuńMnie też zainteresował ten wpis. Takie dodatki mogą bardzo uatrakcyjnić powieść.
UsuńJest to tym bardziej ciekawe, że naprawdę można dostrzec związek z treścią rozdziału:)
UsuńJestem w trakcie czytanie tej książki. Historia podoba mi się, lubię Betsey, ale brakuje mi tu jakiej głębi, większych emocji.
OdpowiedzUsuńMoże i faktycznie jest coś w tym, co piszesz, ale jakoś czytając tego nie odczułam.
UsuńJestem zainteresowana tą książką, fabuła mnie ciekawi, ja na przykład lubię takie niedopowiedzenia :)
OdpowiedzUsuńCzyli powinnaś się w niej idealnie odnaleźć;)
Usuń