wtorek, 14 lutego 2017

Izabella Frączyk "Koncert cudzych życzeń"



Izabella Frączyk „Koncert cudzych życzeń. Stajnia w Pieńkach t.1.”, Prószyński i S-ka 2017, ISBN 978-83-8097-038-0, stron 320

Magda Lipska jest szczęśliwą mężatką. Wie, że na Tomka zawsze może liczyć, nie przypuszcza jedynie, że do czasu. Wszystko zmienia się w chwili, w której zamieszkuje z nimi jej teściowa. Leontyna coraz bardziej wtrąca się w ich życie, a do tego jeszcze młodzi muszą spłacać jej długi. Tomek coraz częściej zaczyna się zachowywać jak maminsynek, a Magdzie coraz mniej podoba się to, co dzieje się w ich czterech ścianach. Niespodziewanie dostaje wiadomość o spadku odziedziczonym po babce. Jest to tym bardziej zaskakujące, że kobieta była przekonana, iż po rozwodzie jej rodziców babcia Fela odcięła się od wnuczek, Magdy i jej siostry Sylwii. Pierwszy rekonesans stajni w Pieńkach, gdzie kiedyś spędzała wakacje, ukazuje ogrom zniszczeń i pracy, jaką trzeba włożyć w to miejsce, ale Magda czuje, że tego właśnie chce, że to może być też szansą na odbudowę jej małżeństwa.

Po trudnych przeżyciach związanych z lekturą „Dobroci nieznajomych”, potrzebowałam czegoś zdecydowanie lżejszego kalibru, co pozwoliłoby mi zapomnieć choć na chwilę, że wśród ludzi nie brakuje potworów. Wybór padł na „Koncert cudzych życzeń” Izabelli Frączyk. Autorkę poznałam dzięki „Dziś jak kiedyś”, potem były jeszcze „Pokręcone losy Klary” oraz  „Koniec świata”, a jeszcze później pisarka wyraźnie się rozkręciła, a ja jakoś przestałam za nią nadążać, zwłaszcza że nie trafiały się okazje poznawania kolejnych jej książek. Nad tą najnowszą nie zastanawiałam się długo; czułam, że to będzie dobra decyzja, tym bardziej że lubię takie obyczajowe serie. Intuicja mnie nie zawiodła; wprawdzie „Dobroć...” dalej siedzi mi gdzieś w tyle głowy, ale jednak Izabella Frączyk w losy swoich bohaterów zaangażowała mnie bez reszty.

Lubię trafiać na powieści, które mają tak dobrze dobrany tytuł; czuję wtedy, że nie był on kwestią przypadku, a efektem przemyśleń i tego, że autor doskonale wiedział, co chce przekazać. Taki właśnie jest dla mnie „Koncert cudzych życzeń”, a gra w nim główna bohaterka Frączyk. Magda, może nie do końca pokornie, ale jednak godzi się na wszystko, co wpadnie do głowy jej toksycznej teściowej. Początkowo robi to dla męża, w końcu to jego matka i nie chce stawiać Tomka przed jakimkolwiek ultimatum. Robi to, co trzeba, ale miarka przebiera się w momencie, gdy mąż z matką – za plecami Magdy – wystawiają jej auto, potrzebne jej przecież, bo dojeżdża nim do pracy, na sprzedaż, bo teściowa chce jechać do sanatorium (właśnie teraz, bo teraz jadą wszystkie jej koleżanki, więc dlaczego niby ona ma czekać na NFZ?!). Szczerze mówiąc, mnie też trafiłby szlag, gdyby mąż wyciął mi numer w podobnym stylu. Dla Lipskiej to punkt zwrotny, a zarazem chwila, w której staje na rozdrożu. Na szczęście jest postacią, która nie rozmyśla zbytnio i nie roztrząsa wszystkiego na milion sposobów; szybko podejmuje decyzję i idzie za głosem serca.

Magda, przejmując stajnię w Pieńkach, przypomni sobie, że praca na wsi, przy i ze zwierzętami, nijak ma się do ośmiu godzin w biurze i ogólnie do życia w mieście. Będzie padać ze zmęczenia na twarz, ale dopiero wtedy, gdy zacznie widzieć efekty swojego wysiłku, poczuje, że jest naprawdę szczęśliwa. Pozna też nowych ludzi, odnowi kontakty z tymi, których spotykała u swojej babci. Na własną rękę podejmie też małe, detektywistyczne śledztwo, gdy na jej posesji... a, może na tym skończę, zaostrzę Wam trochę apetyt.

Teoretycznie można by powiedzieć, że pierwszy tom „Stajni...” jest kolejną opowieścią o porzuceniu miasta dla wsi i odnajdowaniu nowej siebie. Niby trąci odrobinę stereotypem, ale wcale mi to nie przeszkadzało. „Koncert...” czytało mi się fantastycznie i pochłonęłam go na jedno „posiedzenie” (popołudnie). Bardzo przypadł mi do gustu styl, jakim posługuje się autorka – mam wrażenie, że od czasu „Końca świata” znacząco poprawiła swój warsztat i rozwinęła skrzydła. Nie brakuje tu lekkości i poczucia humoru, czyli wszystkiego tego, co lubię w polskiej prozie. Ogólnie jestem w pełni usatysfakcjonowana i nie mogę się doczekać drugiego tomu. Tym bardziej że Izabella Frączyk zamierza chyba swojej bohaterce skomplikować nieco życie, więc na pewno będzie się działo.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

http://www.proszynski.pl/

12 komentarzy:

  1. Muszę koniecznie przeczytać. Lubię prozę autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym teraz chciała nadrobić to, czego jeszcze nie znam.

      Usuń
  2. Wiesz.... mnie strasznie denerwują te opowiastki, gdzie nagle ludzie mieszkający całe życie w mieście, rzucają wszystko i wybieraj wioskę. W tych opowieściach rzecz jasna tylko początki są trudne, później już sielanka. Ja mieszka od niespełna 30 lat na wsi i dla mnie nie jest ono sielanka. Nie wiem w czy autorki żyły lata na wsi, czy zostały niekiedy ograniczone budżetowo i przeżyły chociaż jedną zimę w skrajnych warunkach. Może wtedy, przestałyby pisać tak naiwne książeczki. Bo ciężka praca to jedno, ale przeciwności jakie się spotyka w cudownych wiejskich realiach. to drugie. I widziałam ambitnych mieszczuchów, oj widziałam. Z płaczem uciekali do swoich pudełeczek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aguś, spokojnie. Na pewno masz rację, ale powieść to jednak powieść i chyba trzeba ją mierzyć trochę innymi kryteriami. Nie mówię, że ma być do gruntu naiwnie i nieżyciowo, bo tego też bym nie zniosła.

      Usuń
  3. Książkę mam na półce i jak tylko znajdę chwilkę wolnego, to postaram się ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że to powieść w Twoich klimatach:)

      Usuń
  4. Zapowiada się interesująco, książka już czeka na półce na wolniejszą chwilę. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  5. Konie, stajnia... dla mnie obowiązkowa lektura niemalże!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja za wami blogerami już nie nadążam, ale jak tu nie przeczytać takiej fajnej historii☺.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.