Karolina Wilczyńska „Właśnie dziś, właśnie teraz”, Czwarta
Strona 2017, ISBN 978-83-7976-585-0, stron 328
Sabina, Bronisława, Sonia. Trzy kobiety, które zrządzeniem
losu znalazły się w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Po zawaleniu się
hali miejscowego hipermarketu, trafiły do jednej sali szpitalnej. Każda z nich
chciałaby jak najszybciej wyjść do domu, bo czekają na nie obowiązki. Sabina
opiekuje się ojcem w podeszłym wieku, który robi się coraz bardziej niedołężny.
Bronisława utrzymuje dorosłego syna alkoholika, który bez niej nawet pewnie
obiadu ciepłego nie zje, bo niby kto mu zrobi. Sonia pozornie ma najlepiej z
nich wszystkich: kochający mąż na stanowisku i zdolna córka oraz piękny dom;
ale o ten dom ktoś musi przecież zadbać. Dochodząc do siebie po tragicznym
wypadku, jeszcze nie przypuszczają, że staną się sobie bliskie.
„Właśnie dziś, właśnie teraz” stało się dla mnie lekturą na
jedno popołudnie. Wcale nie chciałam tak szybko kończyć, ale było to niezależne
ode mnie, tak wciągnęłam się w śledzenie wydarzeń z życia postaci. Nie jest to
jakoś nic dziwnego, bo tak właśnie pisze Wilczyńska, a piękny, lekki w odbiorze
styl jest tutaj jeszcze jednym argumentem za tym, by nie odkładać książki ani
na moment. W moich oczach historia Sabiny, Bronisławy i Soni to opowieść o
kobietach, które kochały za mocno, nie otrzymując nic w zamian. Ta pierwsza
przyrzekła matce, że zaopiekuje się ojcem i choć ma na to coraz mniej sił, nie
pozwoli sama sobie na to, by ze złożonej przysięgi się zwolnić; choć czuje, że
ojca coraz bardziej nienawidzi, to nie odpuszcza ani na chwilę, wychodząc z
założenia, że tylko ona sama wie, co jest dla niego najlepsze, że nikt tak o
niego nie zadba. I choć będzie się poświęcać ponad miarę, umartwiać, to
jednocześnie bardzo długo nie da sobie pomóc. Najstarsza kobieta jest wierząca
i pobożna, do modlitwy ucieka się w każdej sytuacji. Bronisławy życie nie
oszczędzało, jest mocno doświadczona, ale nie straciła przy tym wiary w ludzi.
Niby z jednej strony śmiało można o niej powiedzieć, że jest zwyczajnie naiwna,
ale znów z drugiej przecież ona tylko kochała swoje dziecko miłością
bezwarunkową, więc czy można się dziwić, że patrzyła na tego swojego Jerzyka
przez wybitnie różowe okulary? I wreszcie Sonia, która nie musiała się martwić
o materialne aspekty codzienności; której dziecko było na tyle utalentowane, że
dało matce możliwość skupienia się na jednym: na czekaniu na ojca – męża.
Dbanie o dobre samopoczucie Krzysztofa stało się nadrzędnym celem życia Soni,
bo skoro spotkało ją to szczęście, że taki mężczyzna zainteresował się właśnie
nią, to trzeba zrobić wszystko, co możliwe (i niemożliwe też), by tak zostało,
by on nie odszedł. A na to, że jest snobem i egoistą, przymknie się oko; skoro
tak ciężko pracuje, to ma prawo wymagać ciepła, spokoju i piękna po powrocie do
domu.
Napisałam o postaciach tak w miarę spokojnie, ale daleka
byłam od spokoju w czasie czytania. Jeszcze zachowanie ojca Sabiny można było
jakoś usprawiedliwić błyskawicznie postępującą demencją i starością (choć też
nie do końca, bo miał parszywy charakter i tyle), ale już ona sama wkurzała
mnie niemiłosiernie – czasami miałam wrażenie, że ona wręcz pławi się w
zachwycie nad tym, jaką to jest dobrą, oddaną córką, oraz w żalu nad sobą, że
ojciec tego nie docenia. Na to, jak Bronisława patrzyła na tego pijaka, swojego
syna, to już mi sił brakowało. Chłop z pięćdziesiątką na karku na garnuszku u
mamusi, bo, co za pech, ciągle tylko złych ludzi spotyka, takich, co to
wykorzystają, a nie zapłacą, albo i jeszcze ściągną na złą drogą, a on taki
wrażliwy, delikatny, z sercem na dłoni... Krzysztof, następny przyjemniaczek,
dla którego żona była dobra tylko wtedy, kiedy zapewniała mu odpowiednią
pozycję, ale gdy trzeba było nagle dać coś od siebie, to najlepiej było odwrócić
kota ogonem i zrobić z siebie ofiarę. Uff, do tej pory mnie trzęsie z irytacji.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że takich „mężczyzn” (cudzysłów
zamierzony, bo dla mnie to nie byli prawdziwi mężczyźni) jest pewnie na pęczki,
i cierpiących przez nich kobiet też.
„Właśnie dziś, właśnie teraz” jest opowieścią o nowym
początku, który paradoksalnie wyznacza wypadek i otarcie się o śmierć. To one,
ale też dopiero po czasie, otwierają bohaterkom Pani Karoliny oczy i pozwalają
spojrzeć inaczej na swoje życie (w największym stopniu dotyczyć to będzie
Soni). Najnowsza fabuła pióra Karoliny Wilczyńskiej, choć przyjazna w odbiorze,
nie pozwala na zachowanie obojętności i skłania do refleksji nad własną
egzystencją. Może warto się pokusić o jej analizę i odnalezienie nowego sensu,
bez czekania na jakiś wstrząs.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Na pewno przeczytam. Mam w planach tę książkę.
OdpowiedzUsuńNie zakładałam nawet innej opcji:)
UsuńMam ochotę na tę książkę. Losy bohaterek niesamowicie mnie ciekawią.
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że przypadłaby Ci do gustu:)
UsuńO!! właśnie takiej książki teraz potrzebuję
OdpowiedzUsuńCzyli polowanie czas zacząć;)
UsuńMasz rację, mężczyźni występujący w tej powieści nieźle grają na nerwach :)
OdpowiedzUsuńSzlag ciężki mnie przy nich trafiał.
UsuńJeszcze nic nie czytałam tej autorki.
OdpowiedzUsuńMusisz, po prostu musisz, to zmienić:)
UsuńSpotkałam ją dzisiaj u Cyrysi. Ona mnie przekonała, ty utwierdziłaś, że trzeba szukać :)
OdpowiedzUsuńBardzo się z tego cieszę:)
UsuńPrzyznam szczerze, że nie do końca intrygowała mnie ta lektura, ale tak o niej napisałaś, że chyba jednak zmienię zdanie. :)
OdpowiedzUsuńTo nawet nie wiesz, jak się cieszę:)
Usuń