Małgorzata Warda „Miasto z lodu”, Prószyński i S-ka 2014,
ISBN 978-83-7961-029-7, stron 368
Trzynastoletnia Agata z matką cierpiącą na chorobę afektywną
dwubiegunową, po podróży przez całą Polskę, osiadają wreszcie w małej górskiej
miejscowości. Tam od razu przyciągają uwagę, szczególnie Teresa, młoda kobieta
odznaczająca się wielką urodą, obok której mężczyźni nie potrafią przejść
obojętnie. Uzyskanie przychylności mieszkańców wcale nie będzie takie proste.
Niejednoznaczna relacja Teresy z szefem – albo jednoznaczna aż za bardzo –
budzi wrogość wszystkich.
Po świątecznym jarmarku Agata zostaje znaleziona w górach w
stanie skrajnego wychłodzenia – była nieprzytomna, leżała na śniegu bez butów.
Gdy ona przebywa w szpitalu, prowadzone jest śledztwo, ale i bez jego wyników
Teresa zostaje osądzona jako jedyna winna tragedii Agaty, bo co z niej za
matka, skoro jej dziecko w taką pogodę błąkało się po szlakach? Gdzie ona wtedy
była i co robiła?
W fabule znajdziemy kilka motywów, które każdego czytelnika
powinny skłonić do refleksji i zastanowienia się nad osobistym do nich
stosunkiem. Na pierwszy plan wysuwa się relacja między Teresą a Agatą.
Niebezzasadne byłoby w tym miejscu pytanie, kto tu właściwie kim się opiekuje.
Teresa zabiera córkę od swojej matki, bo czuje, że to jest jej ostatnia szansa,
by zrodziła się między nimi prawdziwa więź. Ale czy na pewno jest na to gotowa?
Choroba, jej wahania nastrojów sprawiają, że Agata przechodzi szybkie
dojrzewanie i przedwcześnie wkracza w dorosłość. Na szczęście ocenę osobowości
Teresy i jej postępowania autorka pozostawiła swoim odbiorcom, bo nie chodzi
tutaj tylko o to, że rządzi nią choroba, ale też o to, czym się kierowała. Moim
zdaniem, tak bardzo była spragniona bliskości drugiego człowieka, czułości
mężczyzny, jego wsparcia, że pomyliła seks z miłością, bała się postawić własne
warunki.
W całej dramatycznej sytuacji Teresy i Agaty nie bez
znacznie pozostaje małomiasteczkowość. Z jednej strony mamy do czynienia z
coraz powszechniej panującą znieczulicą społeczną, ale z drugiej jest jeszcze
mnóstwo miejsc, gdzie liczą się tylko pozory i dobre wrażenie, a może raczej
dobra mina do złej gry, byleby tylko na zewnątrz wszystko było jak należy.
Takimi wytycznymi kierują się mieszkańcy, ale szczególnie widoczne jest to w
postawie dyrektorki gimnazjum Agaty, która bardzo nie chce, by do szkoły przez
nią kierowanej przykleił się kolejny „smród”. Wstrząsające w sumie jest to, z
jakim przekonaniem podkreśla, że szkoła to nie placówka opiekuńcza czynna
dwadzieścia cztery godziny na dobę, a jedynie do siedemnastej – po tej godzinie
szkoła umywa ręce od czegokolwiek. To tak, jakby wychowywanie uczniów – a przecież
taką rolę szkoła także powinna spełniać – widzieć nie jako proces, ale zadanie
realizowane od czasu do czasu.
Ostatni wątek, o którym chcę napomknąć, jak mówi sama
autorka – inspirowany jest tzw. hejtowaniem, które niestety ma się znakomicie w
internecie. Złudne przekonanie o własnej anonimowości pozwala niektórym
internautom wypisywać, co im tylko do głowy przyjdzie, a nie jest to
najczęściej nic pozytywnego. Ukrywanie się za ekranem monitora jest najbardziej
wygodne i proste, ale myślę, że zjawisko to można rozszerzyć na dokonanie
każdej oceny drugiej osoby bez znajomości faktów, oplucie jej i wylanie
na nią własnych frustracji. Nie potrafię pojąć, skąd w niektórych taka potrzeba
„dokopania” innym, zmieszania ich z błotem, a czasem nawet wręcz zniszczenia.
Chorej satysfakcji z tego płynącej nie umiem zrozumieć...
Jak więc doskonale widać, Warda porusza istotne życiowe
problemy. I wszystko pięknie, ale tym razem czegoś mi tutaj zabrakło. Mam
wrażenie, że pisarka tylko „przejechała” po powierzchni wszystkich zjawisk, nie
zagłębiając się w nie wnikliwiej. A przecież dobrze wiem, że stać ją na dużo
więcej. Pamiętam te emocje, jakie targały mną przy okazji „Dziewczynki, która
widziała zbyt wiele” i „Jak oddech”, a teraz tego nie było. Fakt, że
przeczytałam „Miasto...” bardzo szybko, bo potrafi wciągnąć i zainteresować,
ale nie „przeczołgała” mnie psychicznie. Owszem, refleksje się pojawiły, ale
nie w takim stopniu, na jaki byłam nastawiona. Patrząc na pozytywne opinie,
jakimi cieszy się ta powieść, mogę się tylko zastanawiać, czy trafiła ona u
mnie na niewłaściwy moment, czy rzeczywiście jest słabsza od poprzedniczek –
słabsza, bo inna? Może nie powinnam porównywać ze sobą tej trójki, ale jakoś
nie potrafię odejść od skojarzeń, jakie do tej pory wywoływała we mnie proza
Wardy.
Na zakończenie dodam, że „Miasto z lodu” ma idealnie
trafiony tytuł, bo nie chodzi w nim tylko o to, że bohaterki trafiają do
górskiego miasteczka, a ich dramat rozegra się zimą. Tu chodzi o znacznie
więcej, coś, co potrafi zmrozić do kości. I naprawdę żałuję, że nie mogę ocenić
jej wyżej. Oczywiście nie znaczy to, że chcę kogokolwiek zniechęcić – bo
uważam, że warto ją przeczytać choćby dla tych trzech motywów, o których
wspomniałam i wyrobienia sobie o nich zdania. Po prostu tym razem moje
subiektywne nastawienie rozminęło się z realizacją fabuły.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Zastanowię się jeszcze nad tą książkę, a na razie mam co czytać :)
OdpowiedzUsuńJasne, w tym przypadku nie będę szczególnie nalegać.
UsuńSłyszałam wiele dobrego o prozie pani Wardy, ale jeszcze nie miałam okazji czytać żadnej jej książki. Fabuła wydaje się interesująca (i na czasie), ale chyba zacznę od innej książki Wardy.
OdpowiedzUsuńMasz rację, zacznij od innej.
UsuńLubię, gdy ta autorka porusza tak ważne, współczesne problemy. Hejtowanie jest naprawdę wielce szkodliwe.
OdpowiedzUsuńA najgorsze, że jest go coraz więcej...
UsuńKolejna książka z serii "Kobiety to czytają", którą muszę mieć na swojej półce :) Może uda się zdobyć :)
OdpowiedzUsuńTa seria rzeczywiście jest interesująca;)
UsuńSzkoda, że zabrakło tu wnikliwości...
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, bo autorkę stać na więcej.
UsuńCzytałam wcześniejsze książki autorki i każda była inna i świetna, każda bardzo mi się podobała, tej jeszcze nie czytałam, ale na pewno będę chciała i sama się przekonam jaka jest.
OdpowiedzUsuńOna zbiera raczej pozytywne opinie, więc może u mnie nie trafiła na swój czas.
UsuńNigdy nie czytałam żadnej powieści Pani Wardy, a jak widzę, czytając różne opinie, są one warte uwagi. ,,Miasto z lodu" bardzo mnie kusi, bo lubię takie trudniejsze, bardziej skłaniające do refleksji lektury, ale nie wiem, czy swojej przygody z autorką nie zacząć od innej jej powieści. Tak czy siak, widzę, że muszę nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Ja na pierwsze spotkanie z autorką zdecydowanie polecam "Jak oddech" albo "Dziewczynkę...":)
UsuńTej autorki czytałam jedynie ,,Nikt nie widział, nikt nie słyszał", w planach mam kolejne, ale raczej w późniejszym terminie jak uporam się ze stosikami :D
OdpowiedzUsuńAutorkę poznałam przy okazji czytania "Kurortu Amnezja", mam w planach przeczytanie "Miasta z lodu" - bardzo zaciekawił mnie opis.
OdpowiedzUsuń