sobota, 24 czerwca 2017

Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski "Kukuczka"



Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski „Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście”, Agora 2016, ISBN 978-83-268-2393-0, stron 400

Tematyka wysokogórska jest mi szczególnie bliska, choć tylko w ujęciu literackim; sama nie mam i raczej nigdy nie będę miała tyle odwagi, by się wspinać. Nazwisko Jerzego Kukuczki, podobnie jak Wandy Rutkiewicz, było mi znane, zanim na dobre zaczęłam się interesować zagadnieniami alpinizmu i himalaizmu; kojarzyły mi się one z dzieciństwa - nie wiem skąd, ale wiedziałam od małego, że to ci, którzy zostali w górach na zawsze. O Rutkiewicz czytałam i w zeszłym, i w tym roku – w „Okrutnym szczycie” Jennifer Jordan i biografii pióra Anny Kamińskiej; nie mogłam więc przegapić biografii Polaka z Koroną Himalajów (czternaście najwyższych szczytów Ziemi, góry powyżej 8 tysięcy metrów n.p.m.) na koncie. 

Wiedziałam, że to będzie fantastyczna rzecz. Dariusz Kortko jest w końcu współautorem opowieści o Zbigniewie Relidze, którą bardzo dobrze wspominam. Biografia Kukuczki zaczyna się od końca, czyli od ostatniej wyprawy himalaisty i szoku, jaki wywołał jej epilog. Dopiero później autorzy prezentują swojego bohatera oraz drogę, jaką przebył, by wszyscy po jego odejściu mówili: on? To niemożliwe. Inni tak, ale nie on. Możemy śledzić wszystkie wyprawy Kukuczki, nie tylko dzięki relacjom ich uczestników, partnerów Jerzego, ale także dzięki pamiętnikom czy dziennikom samego wspinacza. Choć tych fragmentów jest naprawdę dużo, a autorzy wykonali solidną pracę, to dla mnie Jerzy Kukuczka pozostaje jednak tajemnicą. Nie jest to oczywiście zarzut wobec książki, bardziej chodzi mi o to, że jak powiedział kiedyś sam himalaista: „(...) ja jestem właśnie od chodzenia, a nie od dyskutowania” (str. 311). Życiem Kukuczki były góry, wyprawy, a nie rozważania o nich. Daleka jestem od oceniania sportowca, bo nie mam do tego najmniejszego prawa, próbuję tylko zrozumieć jego losy. I w czasie czytania, i po jego zakończeniu, zastanawiałam się, co nim kierowało: czy była to jeszcze pasja, czy już niezdrowa rywalizacja? Chęć odwiecznego sprawdzania samego siebie czy wybujała ambicja i wyzwanie rzucone światu oraz swemu największemu konkurentowi, Reinholdowi Messnerowi? Wiem, wygląda, jakbym przypinała jakieś łatki, ale wierzcie mi, że tego nie robię, to tylko refleksje, jakie zrodziła we mnie ta książka.

Na uwagę na pewno zasługuje fakt, jak bardzo ludzki jest Kukuczka przedstawiony w tej publikacji. Autorzy ani myślą omijać trudne tematy, a tych przecież nie brakuje, bo z wspinaczką wysokogórską nieodłącznie związane są wypadki i śmierć. Nasz bohater jawi się jako człowiek wyjątkowo mocny psychicznie, który parł konsekwentnie do przodu, ale z drugiej strony miewał wątpliwości, dotykały go reakcje środowiska, przeżywał zgony kolegów. Szczególnie przejmujące wydały mi się jego rozważania przed wyprawą na południową ścianę Lhotse, gdzie 24 października 1989 r. zginął. „Czułem jednak, że muszę to zrobić teraz. Wahałem się przez dwa tygodnie (...). Wreszcie postanowiłem zrobić tak, jak robiłem wielokrotnie – poszedłem za podszeptem czegoś wewnętrznego. Teraz albo nigdy” (str. 391). Przed wyprawą założył, jak zwykle, dziennik. Po raz pierwszy umieścił w nim dedykację. Mottem było „Paradise – raj”. Czy coś przeczuwał?   

Dla mnie ta książka ma jeszcze jedną wiodącą postać, która choć w cieniu, to wysuwa się na pierwszy plan. To żona Jerzego, Celina. Czytając o niej, miałam przed oczami Olgę, żonę Piotra Morawskiego i Ewę Berbekę, żonę Macieja. Nie mogę przestać myśleć o tym, skąd miały siłę, by przeżyć każdą jedną wyprawę, a na końcu to, że ich mężowie na zawsze zostali w górach. Sądzę także, że wszystkie są do siebie bardzo podobne: każda godziła się z pasją męża, żadna nie kazała mu nigdy wybierać. To chyba najwyższa forma miłości: pozwolić, by ta druga osoba realizowała się w wybranej działalności, wiedząc, że kiedyś może się ona okazać najważniejsza na świecie, że kiedyś zażąda największej ofiary; poświęcić swój egoizm i chęć „posiadania” tej osoby; oddać ją, w tym przypadku, górom... 

Na pewno nie jestem obiektywna, ale „Kukuczka” to naprawdę rewelacyjna książka. Kluczowe jest tutaj słowo z podtytułu: „opowieść”, bo właśnie w takim tonie utrzymana jest narracja. Polecam z całego serca, tak jak pozostałe książki z gatunku literatury wysokogórskiej, których recenzje u mnie znajdziecie.

12 komentarzy:

  1. Szczerze powiedziawszy nie czytałam jeszcze żadnej książki związanej z tematyką wysokogórską, a przynajmniej nie przypominam sobie. Ale mam nadzieję, że niebawem się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam taką nadzieję. I oby temat Cię wciągnął:)

      Usuń
  2. Mam w planach tę książkę, podziwiam alpinistów i himalaistów, szczególnie Kukuczkę i Rutkiewicz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kusisz mnie książkami o takiej tematyce i chociaż to zupełnie nie moje klimaty to mnie do siebie przyciągają. Powieść o Rutkiewicz mam już na liście, teraz trzeba wpisać i ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja naprawdę uwielbiam taką literaturę i jakoś bardzo chcę do niej przekonywać:)

      Usuń
  4. a ja juz mam tę książkę i będę się chłodziła nią i biografią Rutkiewicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mimo wszystko gorących wrażeń czytelniczych Ci życzę:)

      Usuń
  5. Ja lekturę mam jeszcze przed sobą, ale mój mąż czytał i jest książką zachwycony. I do tego to piękne wydanie....no i bohater niezwykły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, tu wszystkie elementy zgrały się na medal:)

      Usuń
  6. To książka idealna dla mojego taty. Polec mu ją.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.