sobota, 11 sierpnia 2018

Marta Kisiel "Toń"


Marta Kisiel „Toń”, Uroboros 2018, ISBN 978-83-280-4515-6, stron 320

Opis wydawcy: Przesiąknięta krwią i chciwością historia Wrocławia i Dolnego Śląska, rodzinne tajemnice i groza nie z tego świata.
Kiedy Dżusi Stern decyduje się wyświadczyć ciotce przysługę, jeszcze nie wie, że otwierając drzwi niewłaściwej osobie, uruchomi lawinę wydarzeń, których nie da się już cofnąć. Trzpiotowata dziewczyna, jej poukładana starsza siostra oraz kąśliwa ciotka nieoczekiwanie wplątują się w  morderstwo — a to dopiero początek niebezpieczeństw, jakie na nie czyhają. Wszystkie tropy zdają się prowadzić prosto do tajemniczego mężczyzny imieniem Ramzes, o którym w środowisku antykwariuszy mówi się wyłącznie szeptem...

Jeśli szukacie powieści o wartkiej akcji oraz intrygujących bohaterach, pełnej dobrego humoru
i ironii, to koniecznie sięgnijcie po „Toń” Marty Kisiel. Świetnie bawiłam się podczas lektury i już nie mogę się doczekać kontynuacji.

Katarzyna Berenika Miszczuk

„Toń” wciąga. To jedna z tych książek, które próbujesz opisywać przyjaciołom, a potem kładziesz przed nimi i mówisz, że po prostu muszą przeczytać sami. Rezerwujcie sobie wolny wieczór, bo Marta Kisiel nie ma dla was litości— ja poszłam na dno już po pierwszym rozdziale.
Aneta Jadowska


Moja fascynacja twórczością Marty Kisiel zaczęła się od lektury „Nomen omen” i z całą mocą twierdzę, że był to najlepszy wybór na pierwsze spotkanie, bo w powieści tej było dużo historii, a dla mnie nie ma przecież nic lepszego. Potem przyszła miłość do Licha i niezbite przekonanie, że Kisiel ma we mnie wierną fankę, która z utęsknieniem będzie wypatrywać kolejnych tytułów. Stąd też wielka była moja radość, gdy pojawiła się data premiery „Toń”.

Odrobinę masochistycznie odwlekałam lekturę, czekałam na moment, aż pojawi się informacja o następnej nowości, tak by nie czekać zbyt długo na kolejne obcowanie ze światami zrodzonymi przez nieokiełznaną fantazję pisarki. Ale oczywiście gdy tylko zaczęłam, to równie szybko skończyłam, bo jak zwykle oderwać się było niezwykle trudno – a tego przejawu masochizmu, czytaj: dawkowania sobie przyjemności, wolałam sobie oszczędzić. 

Nie mogę napisać, że Kisiel ewoluuje, bo przecież od samego początku uważam, że jest pisarką „skończoną”, która nie musi udowadniać, że potrafi posługiwać się piórem. Nie stwierdzę również, że przechodzi na jakiś wyższy poziom, bądź też podnosi samej sobie poprzeczkę, bo przecież to, że „Toń” jest niejako poważniejsza od poprzednich utworów, nie znaczy, że tamte, bardziej humorystyczne, nie miały w sobie głębi i pisane były tylko dla rozrywki gawiedzi (nawet jeśli, rzecz jasna, jej dostarczały). To, że tym razem uciekamy się do subtelnych uśmiechów raczej, aniżeli do salw dzikiego chichotu, świadczy jedynie o tym, jak wielki talent ma Kisiel, jak potrafi wziąć czytelnika w swoje władanie, jak umiejętnie hipnotyzuje go snutą opowieścią. I jak umie rozkładać na czynniki pierwsze np. relacje międzyludzkie w rodzinie, co widzimy na przykładzie Dżusi, Eleonory i ich ciotki. 

Kiedyś porównałam autorkę do mojej ukochanej Joanny Chmielewskiej. Na tamten czas podtrzymałabym swoje zdanie, ale obecnie bardziej towarzyszy mi pewność, że Marta Kisiel jest jedyna w swoim rodzaju. I wynika to zarówno z elementów fabularnych, jakie stosuje, jak i ze stylu, jakim się posługuje. Tak jak „Toń” przenosi w czasie, tak Kisiel w tym czasie zawiesza – odbiorca tej powieści, ale i wszystkich pozostałych, całym sobą tkwi w fabule, a powrót do rzeczywistości zdaje mu się niemożliwy…

2 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że jestem już jedną z nielicznych osób, które nie znają twórczości Kisiel i chciałabym to zmienić.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.