Ros Moriarty „Pieśń Aborygenki: podróż w głąb duszy
Australii”, Nasza Księgarnia 2012, ISBN 978-83-10-12210-0, stron 288
Prawdą jest, że najbardziej nieprawdopodobne scenariusze
pisze życie. Czytając książki oparte na faktach, często zastanawiam się na tym,
czy ktoś jest w stanie stworzyć taką fikcję literacką, która potrafi wstrząsnąć
człowiekiem do głębi. W książce Ros Moriarty takich momentów wstrząsu przeżyłam
kilka.
Opowiada ona o swojej podróży, którą odbyła jako jedyna
biała z Aborygenkami z plemienia swojego męża. Podróż ta wiązała się z „kobiecą
Sprawą” i ceremonią, obrzędem, rytuałem, na którym obecne kobiety tańczą i
śpiewają pieśni. W narrację jest wpleciona historia małżeństwa z Johnem, synem
ciemnoskórej matki i Irlandczyka, który w wieku 4 lat został matce odebrany –
taka była wówczas polityka władz, dzieci par mieszanych chciano ukształtować na
białych. To był ten pierwszy wstrząs.
Ros Moriarty na tle opowieści o podróży poddaje analizie
wzajemne relacje Aborygenów i Europejczyków, pisząc o wszechobecnym rasizmie
(relacje z sąsiadką Gladys) oraz obojętności co najmniej, a w gruncie rzeczy
próbie wykorzeniania z tamtych ziem rdzennej kultury przez białych. Tymczasem
ta kultura i tradycja formowały się przez tysiące lat, przekazywane przez pokolenia.
Pozwolę sobie na dwa cytaty, pokazujące elementy życia
plemion australijskich: „ Skóra określa miejsce Aborygena w społeczeństwie,
które zna osiem klas skór dla mężczyzn i osiem dla kobiet – to mapa
przecinająca środek i północ kontynentu, łącząca ludzi z ziemią i ceremoniałem.
Osadza ich w strukturze praw i powinności i decyduje o tym, kto z kim może
zawrzeć małżeństwo (ten praktyczny nakaz z przeszłości zapewnia zdrowe
potomstwo w plemionach nomadów żyjących na granicy przetrwania). Mapa skóry w
dawnych czasach stanowiła skomplikowaną sieć zależności, subtelny i skuteczny
sposób tworzenia więzi” (str. 63).
I drugi, równie istotny: „Duchowości i fizyczności nie da
się od siebie oddzielić – obie te sfery określa święta moc Prawa. W
cywilizacjach europejskich nie ma czegoś podobnego. Prawo zostało ustanowione w
Czasie Snu przez totemicznych przodków, którzy przemierzali Australię,
wymawiając imiona wzgórz, dolin, drzew, rzek, zwierząt. Przenosili Prawo z
miejsca na miejsce, przekazując je starym ludziom. (...) Taka jest święta
zasada życia – wypełniać Prawo i przekazywać je następnemu pokoleniu, tak aby
nie zaniedbać dziedzictwa Snu, aby pory roku następowały po sobie w
nieodmiennym rytmie, a ludzie żyli w harmonii z samymi sobą, ze zwierzętami i z
kosmosem. Podtrzymywanie Prawa przez dziesiątki tysięcy lat dawało aborygeńskim
społecznościom poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności przeszłości” (str.
165-166).
Sposób życia i postrzegania świata jakże inny od naszego,
ale fascynujący.
Wrażenie wywierały na mnie w opowieści autorki fragmenty
dotyczące prowadzenia studia designu Balarinji. Ros z mężem chcieli stworzyć
wzornictwo oparte na sztuce Aborygenów. Te sposoby pozyskiwania wzorców, opisy
kolorów – coś pięknego.
Świetna ta książka, lubię takie i chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPolecam, zostaje w pamięci na długo:)
Usuń