środa, 27 lutego 2013

Ros Moriarty "Pieśń Aborygenki"


Ros Moriarty „Pieśń Aborygenki: podróż w głąb duszy Australii”, Nasza Księgarnia 2012, ISBN 978-83-10-12210-0, stron 288

Prawdą jest, że najbardziej nieprawdopodobne scenariusze pisze życie. Czytając książki oparte na faktach, często zastanawiam się na tym, czy ktoś jest w stanie stworzyć taką fikcję literacką, która potrafi wstrząsnąć człowiekiem do głębi. W książce Ros Moriarty takich momentów wstrząsu przeżyłam kilka.

Opowiada ona o swojej podróży, którą odbyła jako jedyna biała z Aborygenkami z plemienia swojego męża. Podróż ta wiązała się z „kobiecą Sprawą” i ceremonią, obrzędem, rytuałem, na którym obecne kobiety tańczą i śpiewają pieśni. W narrację jest wpleciona historia małżeństwa z Johnem, synem ciemnoskórej matki i Irlandczyka, który w wieku 4 lat został matce odebrany – taka była wówczas polityka władz, dzieci par mieszanych chciano ukształtować na białych. To był ten pierwszy wstrząs.

Ros Moriarty na tle opowieści o podróży poddaje analizie wzajemne relacje Aborygenów i Europejczyków, pisząc o wszechobecnym rasizmie (relacje z sąsiadką Gladys) oraz obojętności co najmniej, a w gruncie rzeczy próbie wykorzeniania z tamtych ziem rdzennej kultury przez białych. Tymczasem ta kultura i tradycja formowały się przez tysiące lat, przekazywane przez pokolenia.

Pozwolę sobie na dwa cytaty, pokazujące elementy życia plemion australijskich: „ Skóra określa miejsce Aborygena w społeczeństwie, które zna osiem klas skór dla mężczyzn i osiem dla kobiet – to mapa przecinająca środek i północ kontynentu, łącząca ludzi z ziemią i ceremoniałem. Osadza ich w strukturze praw i powinności i decyduje o tym, kto z kim może zawrzeć małżeństwo (ten praktyczny nakaz z przeszłości zapewnia zdrowe potomstwo w plemionach nomadów żyjących na granicy przetrwania). Mapa skóry w dawnych czasach stanowiła skomplikowaną sieć zależności, subtelny i skuteczny sposób tworzenia więzi” (str. 63).

I drugi, równie istotny: „Duchowości i fizyczności nie da się od siebie oddzielić – obie te sfery określa święta moc Prawa. W cywilizacjach europejskich nie ma czegoś podobnego. Prawo zostało ustanowione w Czasie Snu przez totemicznych przodków, którzy przemierzali Australię, wymawiając imiona wzgórz, dolin, drzew, rzek, zwierząt. Przenosili Prawo z miejsca na miejsce, przekazując je starym ludziom. (...) Taka jest święta zasada życia – wypełniać Prawo i przekazywać je następnemu pokoleniu, tak aby nie zaniedbać dziedzictwa Snu, aby pory roku następowały po sobie w nieodmiennym rytmie, a ludzie żyli w harmonii z samymi sobą, ze zwierzętami i z kosmosem. Podtrzymywanie Prawa przez dziesiątki tysięcy lat dawało aborygeńskim społecznościom poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności przeszłości” (str. 165-166).

Sposób życia i postrzegania świata jakże inny od naszego, ale fascynujący.

Wrażenie wywierały na mnie w opowieści autorki fragmenty dotyczące prowadzenia studia designu Balarinji. Ros z mężem chcieli stworzyć wzornictwo oparte na sztuce Aborygenów. Te sposoby pozyskiwania wzorców, opisy kolorów – coś pięknego.

"Pieśń Aborygenki" czyta się bardzo dobrze ze względu na zaangażowanie i emocjonalny stosunek autorki. Los plemion aborygeńskich, ich kultury i duchowości nie jest jej obojętny. To przekłada się na odbiór jej relacji, która zostaje z człowiekiem na długo i po raz kolejny każe się zastanowić nad rolą białej rasy w rozwoju cywilizacji. Czy dla niektórych społeczności jej pojawienie się rzeczywiście oznaczało postęp? Skąd przekonanie białych o własnej wyższości? Skąd prawo do narzucania innym swojego modelu życia jako jedynego słusznego?



2 komentarze:

  1. Świetna ta książka, lubię takie i chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.