Liliana Fabisińska „Arbuzowy sezon”, Replika 2007, ISBN 978-83-60383-19-3, stron 248
Zachętą do zakupu tej książki były trzy rzeczy: polska
autorka; mam już na półce trzy inne powieści z tej serii Repliki; niewątpliwie
cena na wyprzedaży w markecie: 2,99 zł. No i dobrze, że tylko tyle, bo gdyby
kosztowała więcej, nie darowałabym sobie zmarnowanych pieniędzy.
Ale po kolei. Bohaterem jest Adam, mężczyzna po
trzydziestce. Zasadniczo jest tłumaczem, ale zostaje asystentem (sekretarkiem –
jak mówi on, sekretarzem – jak mówi ta, której asystuje) Adeli, prezes małego
wydawnictwa. Oczywiście jest wielka miłość, seks przy pierwszym spotkaniu, on
sądzi, że spotkał miłość swojego życia, swoją połówkę, itp., itd.
Właściwie to nie ma co pisać o fabule, bo w gruncie rzeczy
wszystko sprowadza się do upokorzeń, jakie znosi ten „biedny” Adam od tej
„wrednej” Adeli. Cała narracja jest jego zwrotem do niej i tego się nie da
strawić... Pomijam już kwestię całkowitego przemieszania czasów – ciężko
nadążyć za kolejnością zdarzeń – co pod koniec drażni już niemiłosiernie.
Nie wiem, co autorka chciała udowodnić: że mężczyźni
potrafią tak kochać, a kobiety mogą być takimi zołzami? Może i tak, ale
kiepskie to w odbiorze. Dla mnie Adam jest totalnie niemęski, a Adela ma więcej
- przepraszam za kolokwializm – jaj od niego. Jeśli już jestem przy Adeli –
zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego ona taka była. Skoro żądała od niego, aby
nigdy nie pytał o jej rodziców czy bliskich, to oczekiwałam, że wyjaśni się
gdzieś, co z nimi było nie tak albo zostanie podana przyczyna tego, co tę
kobietę ukształtowało w ten sposób.
Gdybym dała do przeczytania tę powieść mojemu mężowi (choć
na pewno by jej nie skończył i wcale się nie dziwię), zareagowałby tak samo,
jak reagowali koledzy Adama, Marcin i Jacek, dla których było niepojęte, jak
można znosić takie zachowanie niby najbliższej osoby i wielkiej miłości. Według
nich Adela nie była warta tego, co on dla niej robił. Pomijając to, jak mąż
nazwałby takiego faceta, stwierdziłby na pewno, że mężczyzna musi mieć swój
honor. I całkowicie się z nim zgadzam, odnosząc to do tego bohatera, dla mnie
on go nie ma i nawet siła uczucia go tu nie tłumaczy (w końcu jest coś takiego,
jak zagłaskanie kota na śmierć; z tym mi się to wszystko kojarzy). Adam jest
tak irytujący, że nie raz i nie dwa chciałam rzucać tą książką, najlepiej od
razu przez okno.
Osobną kwestią jest zakończenie, w takie cuda to ja na pewno
nie wierzę, najpierw cała książka o tęsknocie do Adeli, miłości życia, a
potem...
Gdybym bardzo chciała znaleźć coś pozytywnego w tej książce,
to może tylko język, w miarę przyzwoity, tylko dzięki temu dobrnęłam do końca
(choć też rewelacyjnie nie jest, nawet odrobiny poczucia humoru nie ma).
Ogólnie: mała książeczka – niska cena – wielkie
rozczarowanie.
Wspomnę jeszcze o jednej książce. To "Czarne sekundy" Karin Fossum (wyd. Papierowy Księżyc 2012, ISBN 978-83-61386-22-3, stron 314). Nie piszę długiej opinii, ponieważ ogólnie jestem rozczarowana. Mamy do czynienia z opowieścią o zaginięciu małej dziewczynki. Przez pierwsze pół książki, w głowie kołatała mi myśl, że wszystko to już gdzieś było, że już to czytałam, że temat dosyć oklepany. Przez drugie pół, domyślałam się zakończenia i czułam się przez to znużona. Ogólnie było nudno, wcale nie czułam się trzymana w napięciu, jak zapewniał opis na okładce. Ujawnienia mrocznych tajemnic w lokalnej społeczności też jakoś nie zauważyłam. Zabrakło mi tego mocnego akcentu, jakiego poszukuję w kryminałach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.