środa, 16 sierpnia 2017

W skrócie 4/08/2017



Katarzyna Kołczewska „Odzyskać utracone”, Prószyński i S-ka 2017, ISBN 978-83-8097-160-8, stron 448

Opis wydawcy:
Białystok 1950 rok. Miranda, córka przedwojennego oficera Wojska Polskiego, wraca z zesłania po dziesięciu latach katorżniczej pracy na dalekiej Syberii. Przez cały ten czas marzyła o domu, rodzinie, dawnym życiu. Tylko że tego dawnego życia już nie ma; nie ma tamtego domu ani tamtej rodziny i przyjaciół, a przedwojenny Białystok przestał istnieć. Ukochany ojciec dziewczyny nie żyje i nikt z bliskich nie chce o nim rozmawiać, jakby wszyscy nagle zapomnieli, że w ogóle był. Każdy jest zajęty własnymi sprawami i stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Doskonale daje sobie z tym radę matka Mirandy. Maria prowadzi podejrzane interesy, handluje czym się da, potrafi wszystko załatwić i na wszystkim zarobić. Dziewczyna nie może jej darować sprzeniewierzenia się dawnym, przedwojennym zasadom, uważa ją za winną całego zła, jakie dotknęło ich rodzinę. W dodatku Maria całkowicie usunęła z pamięci zmarłego męża, nawet wróciła do panieńskiego nazwiska.
Między matką a córką narasta coraz większe napięcie… Czy obu tak ciężko doświadczonym przez los kobietom uda się wyjaśnić fałsz i nieporozumienia nagromadzone przez ten trudny czas?
Inspirowana wspomnieniami rodziny autorki i opowieściami mieszkańców Białegostoku historia o trudnych latach wojny i niełatwych czasach powojennych, o dramatycznych decyzjach, konieczności dokonywania wyborów, walce o przetrwanie i tragicznych skutkach podejmowanych działań.

Katarzyna Kołczewska nie tworzy bohaterek, które ot tak, na dzień dobry, wzbudzają sympatię. Wręcz przeciwnie, jej postaci drażnią i irytują, ale właśnie przez to na długo zostają w pamięci, a prozę autorki traktuje się jako coś ambitniejszego, aniżeli tylko powieść obyczajową mającą dostarczyć jedynie łatwej rozrywki. Nie tędy droga w przypadku Kołczewskiej.

W „Odzyskać...” jest o tyle trudniej, że powieść oparta jest na historii jej rodziny, mamy więc do czynienia z bohaterami, którzy żyli naprawdę. Mnie od razu w takiej sytuacji włącza się myśl, że nie mam prawa oceniać, bo nie żyłam w takich okropnych czasach i nie wiem, jak sama bym się zachowała. Ale już Miranda tylko jako postać literacka budziła we mnie skrajne uczucia. Z jednej strony trudno nie zrozumieć jej bólu, gdy wraca po dziesięciu latach zesłania i wszystko jest nie tak, jak zapamiętała. Rodzinie nie może darować przede wszystkim tego, że skazała jej ukochanego ojca na zapomnienie. Nie dziwiło mnie też w sumie, że pretensje miała do matki – skoro Maria Stasiak przeżyła i jej nikt nie wysłał na Syberię, to jest winna, nie walczyła o swoje dzieci. Wiadomo, że Miranda musiała na kogoś przelać swój żal i rozgoryczenie, bo cóż ona sama zawiniła, że ją wywieziono, była przecież tylko dzieckiem, więc na pewno zapłaciła za postawę dorosłych. Ale gdy wychodziły na jaw kolejne szczegóły, patrzyłam już na Mirusię jak na osobę, która ubóstwia pławić się w swoim cierpieniu, która przyzwyczaiła się do myśli, jak to jej źle i paradoksalnie było jej z tym dobrze. Przyjemność sprawiało jej wyzłośliwianie się nad matką, a to już przestało mi się podobać. Ale nie są to kategoryczne oceny, bo każdy epizod z tych napiętych relacji matka-córka daleki była o zwyczajnego, prostego podziału na to, co czarne i na to, co białe.

„Odzyskać utracone” to trudna, ale bardzo wartościowa opowieść o tym, jak wielka historia zmieniała współistnienie najbliższych sobie ludzi. Gorąco namawiam do lektury. 

Diane Chamberlain „Światło nie może zgasnąć”, Prószyński i S-ka 2017, ISBN 978-83-8097-158-5, stron 584

Opis wydawcy:
Doktor Olivia Simon kończy właśnie dyżur na pogotowiu. Mąż czeka na nią ze świąteczną kolacją. Od miesięcy między nimi się nie układa. Ona stara się ratować swoje małżeństwo, ale Paul nie ukrywa swojej fascynacji artystką Annie O’Neill.
Olivię zatrzymuje jednak w pracy nagły przypadek. Kobieta postrzelona w klatkę piersiową, w której lekarka rozpoznaje piękną Annie O’Neill. Stan rannej jest krytyczny, dlatego Olivia decyduje się na natychmiastową operację. Mimo to Annie umiera. Czy Olivia zrobiła wszystko, by ją uratować? To pytanie zadaje jej Paul, obsesyjnie zakochany w Annie. O to zapyta ją także Alec O’Neill, który widział w Annie idealną żonę i matkę. A czy sama Olivia pewna jest odpowiedzi? Stara się podążać śladami swojej rywalki, by zrozumieć fascynację swojego męża. Annie dopiero po śmierci pozwala bliskim zrozumieć, jaka była naprawdę. Poznają jej pilnie strzeżone tajemnice, które odmienią ich życie na zawsze.

Gdy niedawno wyszłam na prostą z książkami Diane Chamberlain, było mi trochę przykro, że to już koniec i muszę czekać na kolejną polską premierę, nie mając nic w zapasie. Na szczęście stan ten nie trwał długo, bo pojawiła się zapowiedź niniejszego tytułu. „Światło nie może zgasnąć” okazało się kolejną perełką w dorobku amerykańskiego pisarki.

W przedmowie od autorki, została podana data ukazania się drugiej części Kiss River (widziałam też już w sieci okładkę) – na szczęście listopad nie jest bardzo odległym terminem, gdyż naprawdę nie mogę się już doczekać, co wydarzy się u Olivii, głównej bohaterki „Światła...”. Co ciekawe, początkowo powieść, którą wydano po raz pierwszy lata temu, była zamkniętą całością, ale na prośby czytelniczek Chamberlain dopisała dwa tomy – pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie zamieszała w życiu postaci zanadto.

Jeśli chodzi o dostarczanie emocji, to pisarka jest w tym niezrównana. Mam wrażenie, że zupełnie bez wysiłku przychodzi jej kreowanie szczególnie tych postaci, które irytują. W tym przypadku padło na Paula – to, co ten facet wyczyniał, było wręcz niewiarygodne. Patrzyłam na niego oczywiście, będąc całkowicie po stronie Olivii i to, jak ją traktował, było zwyczajnie nieludzkie. W moich oczach był potwornym egoistą, który nie widział nic poza czubkiem swojego nosa i nie zmieniłam zdania nawet wtedy, gdy wyszła na jaw jego przeszłość. Drugą postacią, która może wzbudzać kontrowersje, jest Annie. Fakt, na jej postrzeganie z kolei wpływa postawa Paula, stąd też naprawdę nie dziwiłam się Olivii, że widziała w rywalce prawie że świętą. I jeśli mogę tak powiedzieć, to ucieszył mnie rozwój fabuły, bo odarł Annie z jej „boskości”, uczynił z niej nieszczęśliwą kobietę zasługującą raczej na współczucie, niż stawianie na piedestale.

Kolejny już raz (wychodzi na to, że już jedenasty) dałam się porwać Diane Chamberlain i weszłam w świat jej bohaterów, tracąc z oczu własne otoczenie. Polecam „Światło nie może zgasnąć” z całego serca. Przeczytajcie, a nie wątpię, że razem ze mną zaczniecie odliczać dni do listopada. 

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

http://www.proszynski.pl/


Wyzwanie: „Grunt to okładka”.

8 komentarzy:

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.