piątek, 12 sierpnia 2016

Krystyna Mirek "Wszystkie kolory nieba"



Krystyna Mirek „Wszystkie kolory nieba”, Znak 2016, ISBN 978-83-240-4312-5, stron 400

Iga traci kontrolę nad własnym życiem. Ma swoje zdanie, wie, jak powinna go bronić, a mimo to, gdy wszyscy czegoś od niej chcą, ona najpierw stara się zaspokoić ich potrzeby, a dopiero potem myśli o sobie. Ojciec ma coraz większe wymagania, a Iga nie umie oprzeć się jego manipulacjom. Koleżanki z pracy mają do niej pretensje, że związała się z szefem. Sam Wiktor najchętniej widziałby ją czekającą na niego we wspólnym domu, dbającą o siebie dla jego przyjemności, ale na pewno niepracującą. I wreszcie matka Wiktora – Aleksandra przechodzi samą siebie, myśląc, że Iga da sobą kierować, tak jak to robiła Natalia. Dziewczynę bez żadnych oczekiwań wydają się akceptować jedynie Oliwier i Ambroży. Czy Iga podąży za własnymi uczuciami, czy też ulegnie pragnieniom innych?

Słowem – kluczem określającym ten tekst, a zarazem i emocje związane z najnowszą powieścią bestsellerowej autorki, Krystyny Mirek, jest zaskoczenie. Właśnie ono. Pierwszym była przesyłka od Wydawnictwa, a w niej oprócz egzemplarza książki i jej rekomendacji -ciasteczka z wróżbą, czy raczej ze złotymi myślami pióra dwóch autorek tworzących Klub Dobrych Emocji, czyli właśnie pani Mirek i Magdaleny Kordel. Drugą niespodzianką było to, że tę paczkę w ogóle dostałam, bo nie zamawiałam tego tytułu do recenzji, uznając, że wypożyczę ją kiedyś tam, w przyszłości, z biblioteki. Ale największym zaskoczeniem są moje wrażenia po lekturze; sama się nie spodziewałam, że będą one tak pozytywne, biorąc pod uwagę, że pierwszą część właściwie bardziej skrytykowałam, niż pochwaliłam, z uwagi na irytację, jaką wzbudziła we mnie większość bohaterów. Tym razem było o wiele lepiej, choć i tego uczucia w trakcie czytania mi nie zabrakło, to chyba będzie cecha charakterystyczna tego cyklu pióra Mirek.

Muszę przyznać, że ten bohater, który doprowadzał mnie ostatnio do rozpaczy, czyli Wiktor, przeszedł pewną przemianę. Owszem, wykazywał pewne tendencje dyktatorskie, próbując nakłonić Igę do rezygnacji z pracy, ale wreszcie zaczął zachowywać się też jak prawdziwy mężczyzna, wreszcie zaczął pokazywać, że ma własne zdanie i od niego nie odstąpi. Szczególnie było to widać, gdy pierwszy raz przeciwstawił się matce. No właśnie, Aleksandra. Ta pobiła wszelkie rekordy – swoim zachowaniem i poziomem, do którego podnosiła mi ciśnienie. Autorka zrobiła z niej modelowy przykład matki, która nie odcięła pępowiny, która wyrzuciła z myśli fakt, iż dzieci nie rodzi się tylko dla siebie, że trzeba je kiedyś wypuścić w świat. Wydawać by się mogło, że powinna być mądrą, doświadczoną kobietą, potrafiącą dawać najbliższym oparcie, ale nic bardziej mylnego. Ona na pewno powiedziałaby, że chce dla syna jak najlepiej, tyle że dziwnym trafem nie potrafiła wycofać się w cień, gdy to „najlepiej” wyglądało inaczej, niż sama sobie wymyśliła. 

Aleksandra przebiła zatem nawet Wiktoria, jeśli chodzi o wywoływanie negatywnych emocji, dlaczego więc ogólnie druga część serii podobała mi się o wiele bardziej? Sama nie wiem. Może dlatego, że tym razem drażniła mnie tylko jedna postać, a nie prawie wszyscy? Może też niczego od tego tomu nie oczekiwałam i okazało się to być najsłuszniejszym podejściem? Może tym razem bardziej skupiłam się na docenianiu urody języka i szczegółów dopracowanej, nadal bardzo życiowej fabuły? Niezależnie od powodów, najważniejsze, że „Wszystkie kolory nieba” będę wspominała z większym sentymentem niż „Większy kawałek nieba”.

Łyżką dziegciu jest tylko okładka – przy pierwszym tomie pisałam, że to właśnie ona miała duży wpływ na decyzję o lekturze. Zdjęcie na okładce „Wszystkich kolorów...” zupełnie do mnie nie trafia; o wiele bardziej podobał mi się obrazek z guzikami, jaki swego czasu prezentowała pisarka na swoim profilu. Gdyby go wybrano, od razu byłoby widać, że mamy do czynienia z serią, że zachowano konsekwencję w doborze szaty graficznej. Szkoda, że tak się nie stało, choć wiadomo, że jest to tylko moje zdanie, bardzo subiektywne.

W przypadku „Większego kawałka nieba” nie udało mi się wykrzesać z siebie większego entuzjazmu, by namawiać do jego przeczytania. Ten pojawił się dopiero teraz, więc „Wszystkie kolory nieba” spokojnie mogę polecać.     

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak. 

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,10237,Wszystkie-kolory-nieba

14 komentarzy:

  1. Moje zdanie na temat tej książki już znasz. Bardzo mi się podobało, choć szkoda, że tak mało było Oliwiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to prawda, mogłoby go być jeszcze więcej.

      Usuń
  2. Po tych pozytywnych słowach nabieram jeszcze większej ochoty na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ ja nie lubię niekonsekwencji okładkowej w seriach... Jednak sama historia wydaje się całkiem niezła, więc może dam się skusić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie trafia do mnie ta książka, więc odpuszczam, a szkoda, bo okładka całkiem ładniutka, chociaż Tobie raczej nie przypadła do gustu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo widziałam projekt innej i moim zdaniem, była o wiele bardziej na miejscu;)

      Usuń
  5. Będę niebawem czytała obydwa tomy. Myślę, że mnie zadowolą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem w połowie tej części, póki co jest dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja Krystynę Mirek polubiłam za książki o rodzinie Zagórskich. Z sympatii do autorki poszukam również tej serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam tylko pierwszy tom sagi o Zagórskich, ale podobał mi się bardzo. Powinnam wypożyczyć drugi tom, zwłaszcza że trzeci już w zapowiedziach.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.