piątek, 7 grudnia 2018

Agnieszka Olszanowska "Listy z dziesiątej wsi"


Agnieszka Olszanowska „Listy z dziesiątej wsi”, Prószyński i S-ka 2016, ISBN 978-83-8069-409-5, stron 296

Beata jest kobietą zdradzoną. Jej mąż puścił ją kantem na worku z mąką ze stażystką z piekarni. Trudno jej to przeboleć, ale jeszcze trudniej zrozumieć, że zostawił także ich dzieci, Patryka i Konrada, i w ogóle przestał się nimi przejmować. Beata zostaje bez środków do życia, bo nigdy nie pracowała zawodowo, zmuszona jest więc wrócić do rodzinnego Zwierzyńca, gdzie w domu rodzinnym mieszka jej brat Kuba. Kobieta jest zrozpaczona widokiem, jaki zastaje: wszystko wokół porasta kukurydza, ostał się bez niej jedynie Stary Park, któremu będzie miała okazję przywracać świetność, bo dostaje pracę u syna dawnego zarządcy dworu. Dzięki Pawłowi pozna też historię swojej baki, która w swym niełatwym życiu czerpała pociechę z lisów do i od pewnego Stacha. Czy zainspirowana ciężkimi losami babki Beata wreszcie się otrząśnie i znajdzie w sobie siłę do samodzielnego życia?  

Urzekająca okładka, nieznana mi autorka, a co najważniejsze – polska autorka; intrygujący tytuł i opis, który miała w sobie coś kuszącego, tak można by w skrócie przedstawić powody, dla których sięgnęłam po „Listy z dziesiątej wsi”. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że chyba przesadziłam z oczekiwaniami, jakie miałam wobec tej książki. Od razu dodam, że pomysł na fabułę bez wątpienia miał potencjał, ale wybronił się jedynie wątek listów, bo ten współczesny, w mojej opinii, zawiódł na całej linii.

Żeby uznać powieść za dobrą, jej bohater musi mnie jakoś do siebie przekonać. A nawet jeśli wzbudza tylko irytację, to reszta fabuły musi mnie zaciekawić. Tutaj tylko oczekiwanie na część z listami Basi i Stacha sprawiło, że nie odłożyłam tej książki. Główna postać Olszanowskiej doprowadzała mnie do szału, tak rozmazanej bohaterki dawno już nie spotkałam. Wszystko rozumiem, mąż ją zostawił (jak dla mnie zresztą nie było po kim płakać), zostaje na lodzie, nie wie, za co żyć, ale miała gdzie wrócić, więc jeszcze nie było tak źle. Ale nie, ona z byle powodu się maże, mówiąc kolokwialnie. Ja chyba mam inny charakter, uważam się za dość twardą i chyba dlatego tak mnie Beata denerwowała. Inna sprawa, że jej brat daleki był od ideału i nie potrafiłam go zrozumieć – doświadczenie zawodu miłosnego jakoś nie usprawiedliwiało go w moich oczach. Tak więc historii Beaty, czy raczej jej osobowości i postępowaniu, mówię zdecydowane „nie”.

Co innego wątek historyczny. Tutaj autorka bardziej stanęła na wysokości zadania. Listy Stacha i Basi to tak właściwie kawałek polskich dziejów. Szczególnie w losach bohaterki możemy zobaczyć odbicie losów wielu kobiet, żyjących dawniej na wsiach, wydawanych za mąż, nawet jeśli nie wbrew ich woli, to na pewno bez miłości. Życiorys Stacha to z kolei ciemna strona epoki Polski Ludowej.

Myślę, że z całej lektury powieści Agnieszki Olszanowskiej zostaną mi w pamięci jedynie listy, natomiast cała reszta szybko uleci i chyba nawet nie będzie mi specjalnie szkoda. Liczyłam na więcej, nie udało się.  

1 komentarz:

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.