Magdalena Knedler „Nie całkiem białe Boże Narodzenie”,
Novae Res 2017, ISBN 978-83-8083-599-3, stron 436
Opis
wydawcy: Zagubiony
w lesie pensjonat Mścigniew tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się z
pozoru zwyczajnymi gośćmi, z których każdy ma niebagatelne powody, by spędzić
ten czas właśnie tam – w spokoju i w oddaleniu od zgiełku codzienności. Kiedy
więc pewnego poranka amatorka nordic walkingu, Olga Mierzwińska, przed wyjściem
na trening odkrywa w wannie trupa, nikt nie jest zadowolony, a najmniej
właściciel, który staje na głowie, by zatrzymać gości w pensjonacie. Policja
początkowo uznaje sprawę za wypadek. Jednak kiedy ta sama dziewczyna znajduje
podczas spaceru kolejne zwłoki, sytuacja staje się poważna i do akcji
postanawia wkroczyć detektyw Romanowski – amator krówek ciągutek i
ekstrawaganckich krawatów.
Knedler nie boi się żadnego gatunku. Ma na swoim
koncie powieść obyczajową, romans, kryminały, utwór zaglądający za mroczną
kurtynę surowej historii. A niniejszym przyszedł czas na powieść
detektywistyczną. Przywołany w opisie cytat z Agathy Christie jest tutaj bardzo
na miejscu, gdyż pisarka odwołuje się do królowej klasycznego kryminału,
sięgając po motyw zbrodni popełnionej w miejscu w jakimś stopniu odciętym od
świata, której sprawca raczej nie pojawił się z zewnątrz, a cały czas był
obecny na planie wydarzeń. Knedler jednak wykorzystuje ten schemat na swoją
modłę. Mamy więc niewielki pensjonat na Pojezierzu Lubuskim i jego gości,
którzy zdają się skrywać liczne tajemnice, bo dlaczego najbardziej rodzinny
czas w roku decydują się spędzić w lasach gdzieś na końcu świata? Wśród nich
jest Olga Mierzwińska; amatorka porannych treningów znajduje zwłoki jednego z
gości. Chwilę później na scenę wkracza podinspektor Grzegorz Romanowski wraz z
kolegą, prywatnym detektywem Wojtkiem Suzinem, i to właśnie ta trójka, przy
użyciu często mocno niekonwencjonalnych metod, postara się rozwiązać zagadkę
dwóch zgonów.
Wszystko to, co teraz napiszę, zahaczy o banał, ale
jest jednocześnie najszczerszą prawdą. Magdalena Knedler ma tę umiejętność, że
maksymalnie angażuje uwagę swojego odbiorcy. Ja na czas lektury zamieszkałam w
pensjonacie Mścigniew i nie ruszyłam się stamtąd na krok, dopóki nie wyjaśniło
się, co kierowało sprawcą. Autorka kolejny raz utrzymuje perfekcyjny balans
między humorem a powagą. Jestem jej wdzięczna za rozrywkę na najwyższym
poziomie.
Magdalena Knedler „Historia Adeli”, Novae Res 2017, ISBN 978-83-8083-681-5, stron
408
Opis
wydawcy: Kiedy nie wiesz, jak pomóc sobie, zrób jedną dobrą rzecz – dla innych.
W poszukiwaniu życiowego azylu większość z nas wyjechałaby na Południe. Adela
Henert obiera przeciwny kierunek – sprzedaje położony na skale domek, z którego
przez lata podziwiała morze o barwie limonek, oddaje prowadzoną przez dekadę
ukochaną kawiarnio-księgarnię i opuszcza malowniczą włoską Sperlongę. Przybywa
do mroźnego, zasypanego śniegiem Wrocławia, w sam środek ponurej polskiej zimy.
Przywozi ze sobą dwie walizki, długi warkocz i plan – zrobić jedną dobrą rzecz.
Przedziwna i poruszająca opowieść o próbie odkupienia.
Przedziwna i poruszająca opowieść o próbie odkupienia.
Jak wspomniałam wyżej, Magdalena Knedler prezentuje
swój niezaprzeczalny talent literacki w różnych odsłonach, tworząc powieści
zarówno kryminalne, jak i obyczajowe. Sama nie potrafię stwierdzić, w której
wersji jest mi bliższa, bo gdy kończę kryminał, jestem pewna, że to jest
właśnie to, by po kolejnej obyczajowej nie móc się już doczekać następnej. Pod koniec
tego roku autorka mnie uszczęśliwiła, wydając dwie książki prawie w tym samym
czasie, dzięki czemu mogłam sobie zafundować prawdziwą ucztę, czyli mini
maraton z Knedler. I powiem Wam, że wcale nie miałam dosyć; ba, gdybym miała
trzecią lub czwartą książkę autorki przed sobą, rzuciłabym się na nią z takim
samym entuzjazmem.
Warto przy tym od razu dodać, że każdy utwór
obyczajowy autorki ma w sobie większą głębię. To nie jest tak, że przeczytamy,
odłożymy na półkę i nic w nas nie zostanie. Nawet jeśli dana fabuła ma zapewnić
pokrzepienie serc i wiarę w lepsze jutro, to nie znaczy, że bohaterom wszystko
pójdzie jak z płatka, a ich życie nagle spłynie lukrem. To nie u Knedler; u
niej nie ma prostych rozwiązań i tylko pozytywnych zbiegów okoliczności, a
postaci często muszą się zmagać same ze sobą.
Tak też robi Adela. Kobieta wraca do kraju po
wieloletniej nieobecności, podejmując liczne próby odkupienia. Za co? Tego możemy
się tylko domyślać z podrzucanych okruchów wspomnień, bo pełny obraz wyłoni się
dopiero pod koniec. Adela walczy z wyrzutami sumienia, stąd jej w miarę prosty
plan: jedna dobra rzecz. Ale czy to wystarczy, by przebaczyć samej sobie?
Wbrew pozorom „Historia Adeli” to nie jest smutna
opowieść, przynajmniej ja jej tak nie odebrałam. Dużo w niej energii, humoru i
przekazu, że radość przynosi cieszenie się drobiazgami. Ta powieść rozbrzmiewa
też muzyką, szczególnie włoską, i pachnie brownie.
Bardzo się cieszę, że los zetknął mnie z książkami
Magdaleny Knedler, bo reprezentują one najwyższy literacki poziom. Z jednej
strony trudno uwierzyć, że jedna osoba może mieć tak różnorodne pomysły na
fabuły, ale z drugiej należy wyjątkowo doceniać fakt, że zdecydowała się
przelewać je na papier – wiele byśmy bez tego stracili. Czekam zaaferowana, co
będzie następne.
Za możliwość przeczytania dziękuję Autorce oraz
Wydawnictwu Novae Res.
Pierwszą książkę przeczytałam. Niebawem opublikuję swoją recenzję.
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie poznałam twórczości tej autorki, dlatego czas najwyższy to zmienić.
OdpowiedzUsuńWkrótce poznam styl tej autorki i zacznę od kryminału świątecznego.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę je poznać. Zbierają naprawdę dobre opinie :)
OdpowiedzUsuńTo mogą byc bardzo interesujące książki:)
OdpowiedzUsuńwydają się interesujące
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku