sobota, 20 maja 2017

Magdalena Knedler "Klamki i dzwonki"



Magdalena Knedler „Klamki i dzwonki”, Novae Res 2016, ISBN 978-83-8083-184-1, stron 352

Eliza Ostaszewska właśnie spełniła swoje wielkie marzenie: wydała tomik własnej poezji. Okupiła to wyrzeczeniami finansowymi, bo przez dwa lata zbierała na ten cel pieniądze. A gdy wreszcie się udało, gdy zorganizowano jej wieczór autorski, na którym pojawiło się nawet trochę osób, w jednej chwili wszystko się zmieniło i myślenie o sukcesie trzeba było odłożyć na półkę. W życie Elizy wkracza bez pardonu przeszłość – zwraca się do niej przyjaciółka z prośbą o opiekę nad swoją córką. Helena Bukowska, właścicielka salonu fryzjerskiego, chce wyjechać na leczenie do Stanów, ale dwunastoletnia Agata ma zostać we Wrocławiu, w końcu tu ma szkołę, a że nie mają nikogo innego, Helena wybiera właśnie Elizę, z uwagi na to, co je kiedyś łączyło. Po latach Eliza spotyka też Alberta Dębskiego, prawnika, który niegdyś wypełniał jej myśli... 
                       
„Klamki i dzwonki” ukazały się we wrześniu zeszłego roku. Kupiłam je zaraz po premierze, ale odłożyłam, tylko na chwilę, by znaleźć na tę lekturę jak najlepszy czas. Jak widać, mocno przedłużyły się te moje poszukiwania, ale jako że niedawno skończyłam serię o Annie Lindholm, a premiera nowej książki pisarki zapowiadana jest dopiero za parę miesięcy, uznałam, że właśnie „Klamkami i dzwonkami” wypełnię sobie to oczekiwanie. Tyle że hm, słabo mi to wyszło, książkę pochłonęłam w jeden wieczór, więc niewiele mi to pomogło, dalej tyle dni do jesieni przede mną...

Magdalena Knedler nie zamyka się na żaden gatunek literacki, dzięki czemu jej proza jest tak bardzo zróżnicowana. „Klamki i dzwonki” także miały być czymś nowym; mocno obyczajową, może nawet romansową odsłoną pisarki. Ale tych elementów, które zazwyczaj kojarzą się, przynajmniej mnie, z typowym romansem – ckliwość, mnóstwo lukru i słodyczy, sztuczna podniosłość lub pompatyczność – tutaj zwyczajnie nie ma. Knedler, owszem, pisze o miłości, ale nie koncentruje się jedynie na jej blaskach; uwypukla także cienie, fundując swoim bohaterom sporo przeszkód. Eliza i Albert przez dłuższy czas się mijają, a gdy wreszcie spotkają się znowu po latach, jakakolwiek bliższa relacja między nimi też stoi pod wielkim znakiem zapytania. On ma skomplikowaną sytuację osobistą, ona też przecież zostaje postawiona przed nowymi okolicznościami – choć początkowo jest przekonana, że zostaje opiekunką Agaty tylko na jakiś czas, to jednak musi znacząco zmienić swoją codzienność i dostosować się do mieszkania z dzieckiem, nawet jeśli to dziecko jest nad wiek dojrzałe.

Najwspanialsze w tej fabule jest to, że autorka oddaje głos wszystkim swoim postaciom, możemy więc śledzić, jak wszyscy po kolei radzą sobie z wydarzeniami, jak reagują, co czują. Przy okazji ten wielogłos uświadamia również, z jaką łatwością i biegłością Knedler potrafi się wcielać w różne role, nawet te męskie. Moją ulubienicą została oczywiście Agata; szczególnie podobała mi się jej skłonność do małych buntów.

Magdalena Knedler unika mdłych, banalnych, sztampowych rozwiązań, dlatego z tak ogromną ciekawością czekam na każdą jej książkę. Wiem, że zawsze znajdzie się coś, czym mnie zaskoczy i tak też było z „Klamkami i dzwonkami”, z tytułem nawiązującym do wiersza Wisławy Szymborskiej „Miłość od pierwszego wejrzenia”. Powieść o miłości? Tak, bardzo proszę, ale na pewno nie o takiej, jaka zdarzyć się może jedynie w bajkach. Historia Elizy, Agaty i Alberta nie będzie może moją ulubioną fabułą pióra Knedler – tu pierwszeństwo ma obecnie „Nic oprócz strachu” i „Dziewczyna z daleka” – ale bez wątpienia jest to kolejny jasny punkt w jej twórczości i ważny etap w jej karierze literackiej. Niecierpliwie wyglądam następnych.  

Wyzwanie: Grunt to okładka.

10 komentarzy:

  1. Taki wielogłos bohaterów to fajny zabieg. Zapisuję sobie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam szczerze, że sama fabuła nie do końca do mnie przemawia, ale zawsze liczę się z Twoim zdaniem, dlatego może dam się namówić na prozę Knedler. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, jaka odpowiedzialność:) Ale Knedler naprawdę warta jest poznania:)

      Usuń
  3. Mnie początkowo irytowało to, że tak jest tak wielu narratorów i nie mogłam się w tym odnaleźć. Jednak z każdą kolejną kartką było coraz lepiej i muszę przyznać, że "Klamki i dzwonki" to naprawdę świetna powieść, jednak jak zaznaczyłaś, "Dziewczyna z daleka" jest jak na razie najlepszą książką p. Knedler :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dziewczyna z daleka" to jednak inne emocje i ogólny wydźwięk, i może właśnie te trudniejsze lektury doceniamy bardziej?

      Usuń
  4. Tej książki nie czytałam, ale zamierzam niedługo sięgnąć po trzeci tom trylogii kryminalnej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niecierpliwie czekam na Twoje zdanie na jej temat:)

      Usuń
  5. Skoro akcja we Wrocławiu, to już mi się podoba !:)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.