wtorek, 8 sierpnia 2017

Megan Miranda "Miasteczko kłamców"



Megan Miranda „Miasteczko kłamców”, Chilli Books –Znak 2017, ISBN 978-83-240-4948-0, stron 400

Dziesięć lat temu Nicolette wyjechała z rodzinnego Cooley Ridge. Teraz mieszka w Filadelfii, pracuje jako szkolny pedagog i ma narzeczonego prawnika. Na początku wakacji otrzymuje wiadomość od swojego brata, że z jej chorym ojcem jest coraz gorzej, a kończą się pieniądze na opłacenie dalszego pobytu w domu opieki, więc Daniel uważa, że muszą sprzedać dom. Ale to nie jedyny powód, dla którego musi wrócić: dostaje list, a w nim tylko kilka słów, o dziewczynie, którą widziano. Nico wie, że chodzi o Corinne Prescott, jej najlepszą przyjaciółkę, która zaginęła bez śladu przed dziesięciu laty. Zaraz po jej przyjeździe do miasteczka znika kolejna dziewczyna – Annaleise Carter wchodzi do lasu za domem Nico i ślad po niej ginie. Zaczyna się kolejny powrót do przeszłości.

Gdy za oknem króluje słońce, a wraz z nim tropikalne temperatury, szukam lektur, które schłodzą rozgrzany umysł i zmrożą krew z emocji. Thriller psychologiczny wydaje się być ku temu idealnym rozwiązaniem. Z tego też powodu zdecydowałam się sięgnąć po debiutancką powieść amerykańskiej pisarki. Ale nie tylko dlatego, zaciekawił mnie po prostu opis. Starałam się na nic nie nastawiać, ale mimo wszystko jakieś oczekiwania miałam – czy udało się je zaspokoić? W dużej części tak.

Początek akcji, punkt wyjścia, czyli zarys fabuły, nie rzuca może na kolana oryginalnością, ale bardzo lubię motyw małych miasteczek, które zdają się skrywać liczne tajemnice, których wyjście na jaw może zmienić raz na zawsze relacje między mieszkańcami i utarty porządek rzeczy. Zaskoczyło mnie to, że tutaj nie do końca tak jest. To pierwszy element niespodzianki; drugim, jeszcze większym, jest konstrukcja fabuły. Wydarzenia śledzimy w kolejności chronologicznej, ale odwróconej. Nico wraca do Cooley Ridge i to jest dzień pierwszy, potem przeskakujemy do dnia piętnastego, by później cofać się w czasie i obserwować przebieg dnia czternastego, trzynastego itd. Jeśli mam być szczera, to nie w pełni przekonało mnie takie rozwiązanie, choć nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale z drugiej strony porządek linearny nie miałby w tym przypadku najmniejszego sensu i wszystko byłoby wiadomo od samego początku. Taki układ treści stopniowo wyłaniał całą prawdę, której się nie domyśliłam; miałam jakieś przebłyski, podejrzenia, ale nie wszystkie puzzle mi pasowały, dopiero pod sam koniec poszczególne kawałki wskoczyły na właściwe miejsce.

Z tak zbudowaną powieścią chyba się jeszcze nie spotkałam (zdecydowanie częściej mam do czynienia z przeplatającymi się kilkoma płaszczyznami czasowymi) i chyba dlatego konstrukcję narracji uważam za najmocniejszy aspekt „Miasteczka kłamców”. Na uwagę zasługuje także język i styl, nie przeszkadzający w odbiorze. Zabrakło mi może trochę wyrazistszych emocji, większego napięcia – gdyby się pojawiły, pierwszą książkę Megan Mirandy uznałabym za bardzo dobrą, a tak mogę stwierdzić, że jest dobrze, ale bez ekscytacji.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Znak.

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,89089,Miasteczko-klamcow


Wyzwanie: „Grunt to okładka”.

7 komentarzy:

  1. Na razie nie mam w planach tej książki, ale jeśli kiedyś przypadkiem trafi w moje ręce, to dam jej szansę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie czytałam, ale książkę już mam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odwrócona kolejność chronologiczna? Brzmi intrygująco. Niemniej po takich powieściach oczekuję emocji, a podejrzewam, iż "Miasteczko kłamców" nie wywołałoby ich także u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurczę, zapowiada się niebanalnie! Lubię taki klimat z dreszczykiem! Kompletuję właśnie zamówienia książkowe i nie wiem, co wybrać, bo już kilka thrillerów mam na oku :D
    Marta

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.